reklama
reklama

Łukasz Leś - pierwszy i jedyny Polak w Strikeforce

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Łukasz Leś - pierwszy i jedyny Polak w Strikeforce - Zdjęcie główne
reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościSrikeforce - to amerykańska organizacja z siedzibą w San Jose promująca walki w mieszanych sztukach walki (MMA) i kick-boxingu. Na początku 2013 roku odbyła się ostatnia gala, po której oficjalnie zamknięto organizację. Łukasz Leś jest pierwszym, jedynym i ostatnim nie tylko mielczaninem, ale także Polakiem, który miał zaszczyt tam walczyć. Ale to nie jedyny sukces Łukasza.
reklama

Jest również trzykrotnym mistrzem i dwukrotnym wicemistrzem Europy, brązowym medalistą mistrzostw świata, a do tego mistrzem Francji, Szwajcarii, Holandii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Irlandii, Włoch.

Odkąd pamięta, jedynym jego celem było zostać zawodowym fighterem.

Z zawodu nauczyciel wychowania fizycznego. Takie były plany na przyszłość?

Łukasz Leś: Absolutnie nie wiązałem żadnych planów z zawodem nauczyciela wychowania fizycznego. Idąc na studia WF, już trenowałem sporty walki. Poszedłem tam bardziej z myślą, by nabrać wiedzy odnośnie do samej dziedziny sportu, treningów oraz przygotowania fizycznego.

Następnie własna firma, a jednak później MMA - w dodatku w Las Vegas. Skąd zainteresowanie tym sportem? I na czym on właściwie ogólnie polega? Skąd w ogóle znalazł się Pan w Ameryce?

reklama

 ŁL: Sport zawodowy jest bardzo ciężkim kawałkiem chleba. Zawsze miałem świadomość tego, że oprócz sportu muszę mieć jeszcze jakieś alternatywy, które również przyniosą mi dochód. Podczas mojej kariery zawodowej MMA miałem dwie poważne kontuzje kolana, które wyeliminowały mnie z treningów na długie miesiące. Właśnie wtedy, nie marnując czasu, zacząłem rozwijać własną firmę.

Już w wieku 16 lat zobaczyłem na starych kasetach wideo pierwsze walki w klatce. Nie mogę powiedzieć, że wtedy mnie to tylko zainteresowało - już wtedy stało się to moją absolutną obsesją. Wiedziałem, jak chcę pokierować swoje życie.

reklama

 

MMA (czyli Mixed Martail Arts) wzięło się z brazylijskiego vale tudo - co w tłumaczeniu oznacza: wszystko wolno. Zasada jest bardzo prosta, po zamknięciu klatki jest się zdanym tylko na siebie, a kiedyś nawet mówiło się: dwóch wchodzi, jeden wychodzi. Tak naprawdę jest to walka praktycznie bez zasad.

 

Już podczas studiów zaproponowano mi podpisanie kontraktu z jednym z największych klubów MMA świata: Wolfslaier z Liverpoolu. To właśnie tam wszedłem na światowy poziom MMA i po kilku wygranych walkach podpisałem kontrakt z drugą, w tamtym czasie największą federacją świata - Strikeforce, która miała siedzibę w Ameryce.

Przez dwa lata klasyfikowano Pana na pierwszym miejscu w największym polskim rankingu MMA. Które zawody najbardziej zapadły Panu w pamięć?

reklama

ŁL: Jeśli chodzi o MMA, ciężko mi powiedzieć, która walka najbardziej utkwiła mi w pamięci, ponieważ każda była inna i zawsze uczyła mnie czegoś nowego. Fakt jest taki, że ze wszystkich walk MMA chyba największym moim osiągnięciem była walka w Las Vagas w federacji Strikeforce. Zapisała mnie ona do historii tego sportu, ponieważ byłem pierwszym, jedynym i ostatnim Polakiem, który miał zaszczyt tam walczyć. Aczkolwiek każda walka była jedyna w swoim rodzaju i godna zapamiętania.

Po MMA przyszła kolej na jiu-jitsu. Czym zafascynował Pana ten sport i jak Pan rozpoczął treningi?

ŁL: Brazylijskie jiu-jitsu jest nieodłączną częścią MMA. Przez całą moją karierę MMA trenowałem również BJJ, aczkolwiek w formie bez kimon. To właśnie w tej formie walki parterowej jestem specjalistą i każdą walkę MMA wygrywałem właśnie przez poddania, a nie przez uderzenia. BJJ od zawsze było moją pasją, więc trudno powiedzieć, że przeszedłem na tę stronę.

Ta dyscyplina nie jest tylko sportem, ale jest stylem życia. To, kim jestem, w jaki sposób żyje, prowadzę biznes, zawdzięczam właśnie temu sportowi. BJJ nauczyło mnie przede wszystkim pokory. Wchodząc na matę, zawiązując swój pas, mam uczucie, że jestem wolnym człowiekiem i wtedy liczy się tylko to, że tam jestem i całkowicie się temu oddaję.

 

Piękno tego polega na tym, że BJJ powoduje, że jest się lepszym i szczęśliwszym człowiekiem.

Ma Pan może jakiegoś swojego idola sportowego?

 ŁL: Tak naprawdę nigdy nie miałem idola sportowego, aczkolwiek zawsze podziwiałem ludzi, którzy zdobywają osiągnięcia w swojej dziedzinie przez swoją ciężką pracę i na tym nie poprzestają, tylko mierzą jeszcze wyżej.

W latach 2015-2019 zdobył Pan m.in. 3 tytuły mistrza Europy i 2 tytuły wicemistrza. Czy nadal wiążę Pan swoją przyszłość z mistrzostwami, czy już tylko z rolą trenera?

ŁL: Oczywiście, że wiążę przyszłość z mistrzostwami i wygranymi na nich i zawsze będę przede wszystkim uważał się za zawodnika, a później za trenera. Mam wielkie plany startowe na kolejny sezon. Już kilka razy byłem mistrzem Europy, więc nadszedł czas na zdobycie kolejnego kontynentu, a moim celem jest Azja. Oczywiście największą moją aspiracją jest złoty medal na mistrzostwach świata, ponieważ z ostatnich mistrzostw Los Angeles przez kontuzję wróciłem z brązem.

Rola trenera jest dla mnie równie ważna, gdyż przekazuję swoją wiedzę i doświadczenie swoim studentom. Wierzę w to, że kiedyś któryś z nich wyrośnie na mistrza świata.

 

Czy w dzieciństwie był Pan raczej spokojnym dzieckiem, czy już od czasów szkolnych ganiał Pan na przykład za piłką, jak wszystkie dzieci?

ŁL: Tak jak wcześniej powiedziałem, odkąd pamiętam, jedynym moim celem było zostać zawodowym fighterem. To śmieszne, że pyta pani o piłkę nożną, gdyż nigdy nie rozumiałem fascynacji do tego sportu.

Jednocześnie muszę przyznać, że wręcz jestem urażony tym, że władze naszego miasta właśnie przez piłkę nożną zapominają i nie wspierają mnie i mojego klubu. Według mojej wiedzy przez ostatnie dekady nie było sportowca w naszym mieście, który byłby trzykrotnym mistrzem i dwukrotnym wicemistrzem Europy, brązowym medalistą mistrzostw świata, a do tego mistrzem Francji, Szwajcarii, Holandii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Irlandii, Włoch. Więc tym bardziej jest to dla mnie niezrozumiałe, że tak mało jestem doceniany i tak niewielkie mam wsparcie od miasta, w którym się urodziłem, a tak naprawdę tworzę dla niego historię i zawsze z dumą podkreślam, skąd pochodzę.

Czy ten sport jest dla wszystkich? Kto może trenować brazylijskie jiu-jitsu?

 ŁL: To jest właśnie piękno tego sportu, który jest absolutnie dla każdego, niezależnie od jego statusu społecznego, wieku czy też wagi. Dlatego też BJJ może trenować każdy i zacząć swoją drogę w każdym momencie swojego życia.

Jak w Mielcu wygląda jiu-jitsu? Czy jest zainteresowanie tym sportem? Jak wygląda frekwencja na zajęciach w Team Sukata Poland?

ŁL: Zainteresowanie Sukata Team Poland przerosło moje najśmielsze oczekiwania. W tej chwili mamy łącznie około 150 studentów, w tym 100 dzieci w wieku 4-16 lat. Wielką radością i dumą jest dla mnie to, że rodzice w zaufaniu oddają dzieci w nasze ręce, ponieważ wiele z tych dzieci ma możliwości, jakich ja nie miałem, będąc w ich wieku.

 

Ja jako mielczanin uświadomiłem zarówno dzieciom, jak i rodzicom, że ktoś z tak małego miasta jak Mielec może osiągnąć wszystko, czego pragnie, a to, że dzielę się z nimi moją wiedzą i doświadczeniem, bardzo im w tym pomoże.

 

Ktoś, kto wchodzi do mnie na matę, tak naprawdę już nigdy jej nie opuszcza. Ten sport zaraża każdego. Tak naprawdę brakuje nam już miejsca, ponieważ w błyskawicznym tempie przybywa nam studentów.

Tutaj po raz kolejny zwracam się do władz Mielca o zainteresowanie się naszym klubem i pomoc w tej kwestii, ponieważ w najbliższym czasie będziemy zmuszeni przenieść się do większego lokalu.

Czy jiu-jitsu to drogi sprzęt? Co potrzebujemy, by zacząć treningi?

 ŁL: Żeby zacząć treningi, trzeba po prostu się pojawić na macie. Nie jest to absolutnie drogi sport, jedyne co potrzebujemy, by go uprawiać, to kimono, pas i oczywiście chęci.

Gdzie Pan widzi siebie za 30 lat?

 ŁL: Za 30 lat na pewno widzę się dalej na macie, z moimi studentami. Na pewno będę chciał wtedy dumnie powiedzieć, że nie zmarnowałem ani sekundy mojego życia i osiągnąłem wszystkie założone sobie cele sportowe, nie mówiąc, że kiedyś miałem marzenia, ale ich nie spełniłem.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama