Droga, którą jedziemy, z każdym kilometrem ulega zwężeniu. Mijamy coraz mniej samochodów, ludzi prawie nie widać. Niby całkiem blisko Mielca, a jakby inny świat. W oddali widać urokliwe pagórki. - Jesteśmy już blisko - mówi Anna, siostra Gosi, do której jedziemy w odwiedziny - Zimą, albo jak mocniej popada, musimy zostawiać auto u sąsiadów i siostra po nas wyjeżdża, inaczej byśmy się zakopali - tłumaczy.
Po prawej stronie widać ogromne pole kukurydzy, które wysokością znacznie przewyższa auto, którym jedziemy. Przemierzamy kolejne kilkaset metrów, w oddali widzę piękny, duży dom, niczym nieogrodzony. Wiem, że jesteśmy na miejscu. Wysiadamy z samochodu. Widok wokół zapiera dech w piersiach!
Z Rzemienia na Jersey
To dom Gosi, jej męża Eddey`ego, a także ich córki Michaliny. W grudniu na świat ma przyjść ich drugie dziecko.
Mieszkała w Rzemieniu, do dzisiaj jest tam jej najbliższa rodzina. Kilka lat temu dostała propozycję pracy na Jersey (jedna z Wysp Normandzkich). Tam poznała Eddy`ego, swojego męża.
- W pewnym momencie stwierdziliśmy, że nie chcemy tylko chodzić do pracy i zarabiać pieniądze, że chcemy robić coś zupełnie innego. Zaczęliśmy szukać działki w Polsce - opowiada Małgosia. - Eddy jest otwarty na nowe możliwości, mimo że wtedy nie znał Polski, nie znał i nadal nie zna języka polskiego. Anglia kompletnie odpadała, nie mówiąc już o Jersey, bo to wyspa dla bogaczy. A w Polsce można znaleźć piękne działki. Mieliśmy wizję, żeby być z dala od zgiełku, by cieszyć się naturą - kontynuuje. Gdy znaleźli takie miejsce, przyjechali do Polski i tu zaczęli wszystko od nowa, na zupełnie innych zasadach.
Dom marzeń
Po przekroczeniu progu ich domu, rzuca się w oczy jego oryginalność. Nie jest to typowy polski dom lub nowoczesne i sterylne wnętrze, które są obecnie dość popularne. Rustykalny charakter wystroju nadaje przytulności i stwarza poczucie bezpieczeństwa. Wokół domu rozciąga się drewniany taras, a widok za oknami może spokojnie zastąpić obecność telewizora. - Styl domu to pomysł Eddy`ego, dużo czytał o słomiano - glinianych domach. Informacja, że taki dom można sobie samemu zbudować, przekonała go, że jest to idealne rozwiązanie dla nas. - Nie potrzebowaliśmy specjalistów, dużo zrobiliśmy sami - opowiada Gosia.
Oboje uwielbiają spokój, ciszę i zwierzęta. Hodują kozy, świnki, króliki, mają także psy i koty. Starają się być w jak największej mierze samowystarczalni, jedzą to, co sami wyhodują.
- Uważamy, że to jest dla nas najzdrowsze, takie lokalne i nasze, a nie z drugiego końca świata. Od tego się właśnie zaczęło, naszym hasłem przewodnim była samowystarczalność - dodaje.
Małgosia do gospodarstwa była przyzwyczajona, jej rodzice zajmowali się tym w rodzinnym Rzemieniu. Natomiast dla jej męża Anglika to coś zupełnie nowego. Mimo tego doskonale się uzupełniają. - Eddy jest zapalonym ogrodnikiem, uwielbia warzywa, zioła, zna się na nich. Do tego stopnia, że w Jersey wynajmował działkę od jakiegoś starszego pana i hodował na niej warzywa. Pomagałam mu. Zazwyczaj kończyło się tak, że większość z nich rozdawaliśmy wśród znajomych - mówi Gosia.
Drzwi do domu rodziny Edmonsonów są zawsze otwarte, zresztą gości mają często. Przyjeżdżają, nie określając, na jak długo zamierzają zostać. Tam nie jest to ważne. Życie w lesie, wśród zwierząt rządzi się swoimi prawami. Nie trzeba się spieszyć.
- Ideą dużego domu była chęć wynajmowania pokojów. Jesteśmy zarejestrowani jako oficjalnie działająca agroturystyka. Nasze plany trochę uległy zmianie po narodzinach Michaliny. Dzieci zmieniają życie. Ostatnio córki nie było przez trzy dni, nie wiedziałam, co robić z czasem wolnym - śmieje się Gosia.
Cały tekst znajduje się w najnowszym wydaniu tygodnika.