Koronawirus zmienił życie nas wszystkich. Wystarczy rozejrzeć się po ulicach. Gdyby ktoś jeszcze rok temu powiedział nam, że na ulicach spotkamy ludzi w maseczkach, a kina i restauracje będą zamknięte, nikt by w to nie uwierzył. A dziś tak właśnie wygląda nasze życie. Życie z niebezpiecznym wirusem.
Walczą przez całą dobę
W dzień i w nocy, narażając swoje zdrowie i zdrowie swoich bliskich, do naszej dyspozycji są zespoły ratownictwa medycznego. Obecnie każdy wyjazd do pacjenta jest obarczony ryzykiem kontaktu z groźnym wirusem. Praca w szczelnych kombinezonach, maseczkach, goglach lub w przyłbicach jest niezwykle trudna i wyczerpująca. A w przerwie trzeba zdezynfekować siebie, karetkę, przygotować się do kolejnej akcji, coś zjeść i może odpocząć. Długie dyżury też dają w kość.Coraz częściej możemy na różnych kanałach telewizyjnych obserwować ciężką pracę ratowników, lekarzy i sanitariuszy, którzy po wielogodzinnym wysiłku padają z nóg i ze łzami w oczach opowiadają o ostatnich godzinach swojej pracy. Niektórzy już mają wszystkiego zwyczajnie dość, a przyjemność z pracy, którą lubili, po pojawieniu się wirusa pozostało tylko wspomnienie.
Jak wygląda praca w Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Mielcu w czasie największego natężenia zakażeń? Czy praca lekarzy, pielęgniarek i zespołów ratownictwa medycznego zmieniła się w porównaniu z początkiem pandemii z wiosny?
Na pewno nie zmieniło się to, co najważniejsze, czyli cała idea ratownictwa. Zespoły karetek pogotowia, tak jak zawsze, są odpowiedzialne za ratowanie zdrowia i życia ludzkiego w sytuacjach ich nagłego i poważnego zagrożenia.
- Jeśli chodzi o sytuację pandemiczną, to zmiana dotyczy raczej ilości tej pracy, której jest dużo więcej, i specyfiki postępowania. Zespoły stosują nowe, wymagające procedury, pracują w bardzo uciążliwych kombinezonach, stanowiących jednak konieczną ochronę przed wirusem. Muszą w odpowiedni sposób potem tę odzież zdejmować, zadbać o dokładną jej sterylizację. Należy także pamiętać o wyjątkowo szczegółowej dezynfekcji karetek. Wszystko to zajmuje bardzo dużo czasu, zmienia nieco dotychczasowy sposób organizacji pracy, ale jest konieczne – mówi dyrektor Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Mielcu, Grzegorz Gałuszka.
Czy dalej pomagają?
Na wiosnę władze samorządowe, mieszkańcy, firmy prywatne ruszyli z falą pomocy skierowanej do mieleckiego szpitala i pogotowia ratunkowego (szyli maseczki, które później przywozili, fundowali sprzęt i środki ochrony osobistej, dostarczali posiłki itp.).Czy teraz mimo zdecydowanie gorszej sytuacji tego wsparcia nie brakuje? Jeszcze na wiosnę personel mieleckiego pogotowia dziękował z całego serca za pomoc, jednocześnie prosząc, by ludzie nie zapominali o pogotowiu, bo walka trwa nadal.
- Rzeczywiście na wiosnę mobilizacja była ogromna, wszyscy pomagali, a ta pomoc była bezcenna. Docenialiśmy ją i wciąż doceniamy. To były wielkie i ważne gesty, które miały historyczne znaczenie. Teraz sytuacja wygląda już nieco inaczej – przekazuje Grzegorz Gałuszka.
- Jeśli chodzi o zaangażowanie firm, instytucji czy osób prywatnych, to ono stopniowo spadało. Dziś już właściwie jest śladowe. Oczywiście możemy liczyć na wsparcie ze strony samorządów województwa i powiatu. Nabieramy też ciągle doświadczenia. Obecnie już sprawnie działa logistyka, procedury, mamy bardzo wiele nowych rozwiązań, usprawnień, dlatego nie jesteśmy w gorszej sytuacji niż wiosną – dodaje.
Transport do sąsiednich szpitali
Nie zawsze dla pacjentów z naszego powiatu jest miejsce w mieleckim szpitalu, czasami trafiają oni do ościennych szpitali. Czasami pacjenci wraz z ratownikami czekają w karetce, na szpitalnym podjeździe, aby być przyjętym na szpitalny oddział ratunkowy (SOR).
- Pacjenci trafiają do najbliższego działającego SOR-u. W naszym regionie sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, jak w innych, jeśli chodzi o przyjęcia czy czas oczekiwania na przekazanie chorego – mówi dyrektor mieleckiego pogotowia.
- Oczywiście zdarza się, że ratownicy z pacjentem oczekują dużo dłużej niż zwykle, ale nie jest to aż tak dotkliwe jak w innych częściach Polski, np. na Mazowszu – dodaje.
Generalnie w całej Polsce takie problemy się zdarzają, cały system jest bardzo dociążony, a Mielec nie jest wyjątkiem. Niemniej jednak, jak opowiedział nam dyrektor, nie można powiedzieć, że w Mielcu ten czas oczekiwania na podjeździe do szpitala jest tak długi, że zagraża to bezpieczeństwu pacjentów.
Inną kwestią jest planowy transport pacjentów do innych szpitali. Wtedy karetki transportowe jadą już do szpitali, w których miejsca dla pacjentów są umówione, nie trzeba więc długo oczekiwać na przyjęcie. W tych przypadkach idzie to sprawnie.
Wyczerpani
Przeciętny dzień pracy zespołów ratownictwa medycznego jest bardzo wypełniony. Zdecydowanie zwiększyła się dobowa częstotliwość wyjazdów. - Tych wyjazdów jest rzeczywiście o wiele więcej, tak jak samej pracy, obciążenie obowiązkami ratowników jest obecnie bardzo duże – potwierdza dyrektor Gałuszka.Jak podkreśla dyrektor placówki, największym problemem, z jakim borykają się ratownicy, jest na pewno zmęczenie, wyczerpanie nawałem pracy w dobie pandemii i stres. Niestety, w tym zawodzie w obecnym czasie bardzo trudno jest od tego uciec. Oczywiście są chwile na odpoczynek, posiłki, regenerację, ale nie zmienia to jednak faktu, że sam charakter i intensywność pracy są takie, a nie inne.
Wielu zadaje sobie pytanie, czy mieleckie zespoły ratownictwa medycznego są już na granicy wyczerpania?
- Na pewno chwile wyczerpania i zmęczenia się pojawiają, ale jest też czas na odpoczynek, co pomaga nabrać sił i zmobilizować się do dalszych działań – odpowiada Grzegorz Gałuszka.
Nie brakuje ludzi i karetek?
Obecnie do dyspozycji mieszkańców dostępny jest jeden zespół specjalistyczny, dwa podstawowe, cztery transportowe covidowe i trzy karetki wymazowe, a ponadto trzy zespoły podstawowe na podstacjach w Borowej, Radomyślu Wielkim i Padwi Narodowej. Takie ilości ludzi i sprzętu muszą wystarczyć i należy przy tym pamiętać, że pacjentów z innymi chorobami nie ubyło, a wypadki tak jak dotychczas się zdarzają.Nie należy również zapominać o personelu pogotowia, który przebywa na zwolnieniach chorobowych, kwarantannie bądź izolacji
Średnio w mieleckim pogotowiu około 6-10 osób jednocześnie pozostaje w izolacji, na kwarantannach czy na zwolnieniach chorobowych. Jednak dzięki dużej liczbie pracowników zatrudnionych na umowy cywilnoprawne udaje się uniknąć braków kadrowych.
Co z tlenem?
Kilka tygodni temu w pogotowiu pojawił się problem braku tlenu medycznego, dlatego placówka zwróciła się z apelem o pomoc w jego zdobyciu. Jak teraz wygląda sytuacja z tlenem medycznym? Dalej go brakuje?
- U nas, podobnie jak w wielu innych miejscach w Polsce, rzeczywiście zdarzyła się sytuacja newralgiczna, kiedy to tlenu medycznego zaczęło brakować, skończyły się zapasy. Na szczęście udało się problem rozwiązać, dzięki szybkiej pomocy OSP, a nawet osób prywatnych, współpracy szpitali. Jesteśmy bardzo wdzięczni za każdą pomoc, szybką reakcję i tę niezwykłą solidarność w obliczu problemu. Monitorujemy sytuację i robimy wszystko, by do takich sytuacji nie dochodziło. Staramy się zwiększać zapasy – uspokaja dyrektor.
Apel
O co w tym ciężkim czasie apeluje mieleckie pogotowie? Mieszkańcy na pewno mogą pomóc. Jak?Dyrektor Grzegorz Gałuszka apeluje, aby nie nadwyrężać tego systemu i starać się korzystać z możliwości przypisanych odpowiedniej sytuacji.
- Jeśli możemy udać się po poradę do lekarza rodzinnego czy ambulatoryjnej lub wyjazdowej nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej (która w weekendy i święta funkcjonuje w szpitalu i zastępuje lekarza rodzinnego), warto tak zrobić. Nie wzywajmy karetki, bo może jej zabraknąć dla osoby, która walczy o życie. Firmy i instytucje, jeśli tylko mogą, oczywiście mogą nas wspierać w sposób podobny, jak było to wiosną – radzi Grzegorz Gałuszka.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.