Ryszard Kagan urodził się w Mielcu, jednak w 1975 roku podjął decyzję o wyjeździe za granicę. Początkowo wraz z żoną byli w Stanach Zjednoczonych, po kilku latach wyruszyli do Kanady, bo ta wydawała im się krajem bliższym Polsce, bardziej podobnym do Europy. Życie na emigracji było dla nich dość łaskawe i szybko się tam zadomowili. Do Mielca przyjeżdża systematycznie. Tęskni za ojczyzną. Tu jest jego mama, bracia i siostry, lecz w Kanadzie ma córki, wnuczki i swoją pasję - bieganie.
Kanada
Każdy pyta o to samo - skąd decyzja o wyjeździe? Ryszard Kagan bardzo często sam się nad tym zastanawia. Patrząc na córki, na to, jak im się ułożyło w Kanadzie, wie, że wyjazd był dobrym pomysłem, choć w tamtych czasach przesłanki do wyjazdu były zupełnie inne.
- Myślę, że głównym powodem było dążenie do wolności i sprawiedliwości; jechaliśmy po lepsze jutro, choć wiem, że dzisiaj brzmi to dość dziwnie. Wcześniej wyjeżdżałem do Szwecji, widziałem, jak jest na Zachodzie, ciągnęła mnie właśnie wolność - wyjaśnia pan Ryszard. - Byliśmy młodzi, pełni entuzjazmu i sił, nie widzieliśmy żadnych przeszkód. Choć zawsze powtarzam, że migracja niesie za sobą nieodwracalne konsekwencje. Zakładanie rodziny za granicą jest trudne, bo dzieci nie czują już takiego związku z krajem, z którego pochodzimy - dodaje.
Córki pana Ryszarda bardzo dobrze mówią po polsku. Jedna z nich, odwiedzając Polskę, podąża śladami swojego taty, chce poznać wszystkie miejsca, które upodobał sobie pan Ryszard. Podoba jej się nasz kraj i w pełni rozumie tęsknotę ojca za ojczyzną.
Nie ten Rysiek!
Dokładnie dziewięć lat temu, podczas wakacji, pan Ryszard zauważył, że jego ciało zaczęło się diametralnie zmieniać.
- Przestałem być do siebie podobny, zwłaszcza do tego Ryśka z dawnych lat. Wiedziałem, że nie mogę tak tego zostawić, że muszę coś z tym zrobić. Podczas świąt założyłem się z bratankiem, że przebiegnę maraton. Wiadomo, święta, każdy z nas miał dobry humor. Na drugi dzień, gdy do nas dotarło, co postanowiliśmy, weryfikowaliśmy nasze plany i zmniejszyliśmy dystans, jaki postanowiliśmy przebiec, zmniejszaliśmy dystans jeszcze kilka razy - wspomina.
Po kilku tygodniach treningów pan Ryszard i jego bratanek wystartowali na 10 km. - Pokonałem mojego kuzyna, zająłem czwarte miejsce w Kanadzie. Przegrana bratanka wyleczyła go z biegania, a szkoda. Może gdyby poszło mu lepiej, nie zrezygnowałby z treningów - uśmiecha się maratończyk.
Z czasem zaczęły pojawiać się kolejne sukcesy. Od kilku lat Ryszard Kagan jest zawsze w czołowej trójce, zazwyczaj zajmuje najwyższe podium w swojej kategorii wiekowej.
Recepta na życie
Bieganie to jego recepta na życie. Dzięki udziałom w maratonach, Ryszard Kagan zwiedził prawie cały świat. Jednak nawet w trakcie wakacji, gdy cała rodzina odpoczywa, on biega, nie robi tego z przymusu, ale dla przyjemności.
- Gdy wszyscy jeszcze śpią, ja wybiegam na trasę. Będąc w Meksyku, zaczynałem biegać, gdy było jeszcze ciemno. W chwili, gdy wstawał nowy dzień, byłem sześć kilometrów od hotelu, ale widoki dodawały mi skrzydeł. Dostawałem takiej siły do biegania, że żal było mi zawracać. Obiecywałem sobie, że jeszcze tylko jeden pagórek, jeszcze jedno wzgórze i będę wracał, i tak znajdowałem się 15 km dalej - opowiada pan Ryszard, nie kryjąc radości.- Gdy biegam, widzę takie rzeczy, których inny człowiek nie ma możliwości zobaczyć. Wschody słońca gdzieś nad zatoką, rybacy wyruszający na połów, obserwuję mieszkańców jadących do pracy, prawdziwie miejscowe życie, którego turysta nie widzi. To jest niesamowite.
Więcej w 34 numerze Korso