reklama

Kolekcjoner autografów. Mielczanin z podpisami największych gwiazd

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Takiej wystawy jeszcze w Mielcu nie było. Prawdopodobnie po raz pierwszy w swojej historii miejska biblioteka gości wystawę autografów. Zebrał je na przestrzeni dziewięciu ostatnich lat Leszek Głowacz, mielczanin. Wśród 1500 podpisów są autografy m.in. Dalajlamy, Brigitte Bardot, Woody`ego Allena czy Igi Świątek.
reklama

Zaczęło się w 2013 roku. Od autografu Petera Gabriela, ulubionego muzyka mielczanina, współzałożyciela i współtwórcy grupy Genesis. – Pierwszy autograf kupiłem – mówi Leszek Głowacz. – Dlaczego? Po prostu chciałem go mieć i tyle – dodaje szczerze. – Ale pomyślałem wtedy, że skoro go kupiłem, to znaczy, że ktoś go przede mną zdobył. A jeśli go zdobył, to znaczy, że ja też mogę i tak się zaczęło – opowiada. 

 

Biały kruk 

 

Jego wielką pasją jest muzyka. I to od niej wszystko się zaczęło. Wszystko w znaczeniu pasja kolekcjonowania autografów, bo przed 2013 rokiem Leszek, tak jak teraz, miał rodzinę, żonę, córkę, chodził do pracy, kiedyś pracował jako monter płatowców, m.in. przy samolotach  Iryda, Black Hawk. Wyjechał na kilka lat do Francji, gdzie pracował dla Airbus, firmy produkującej samoloty. A teraz pracuje w szkolnej administracji.

W domu, w jednym z mieleckich bloków spółdzielczych, na ostatnim piętrze, mieszka razem z żoną i swoją kolekcją. Poukładaną w albumach, w porządku zawodowym – aktorzy obok aktorów, muzycy obok muzyków, jest sekcja sportowa, muzeum historii, wyjątkowe osobowości, politycy, pisarze. 

Na ścianie salonu, w którym rozmawiamy, jest specjalna długa półka z przeznaczeniem na płyty CD. Żeby łatwiej było wam to sobie wyobrazić, można ją porównać do drzwi. Jest tak samo wysoka i szeroka, jak przeciętne drzwi w mieszkaniu mieleckiego bloku. Tu wśród płyt kryją się podpisane przez muzyków okładki. Na ścianie wisi antyrama wypełniona biletami i zdjęciami z koncertów, na meblach stoją zdjęcia bliskich i wyjątkowy biały kruk kolekcji – autograf Ryszarda Riedla, frontmana Dżemu. Autograf jest na bilecie z koncertu w Jarocinie, który Dżem zagrał w 1987 roku. Ten autograf Leszek też kupił. 

 

Nieznani twórcy historii 

 

Sposoby zbierania autografów są różne, to osobny świat, w którym cechą najważniejszą jest cierpliwość. – Akurat kilka dni temu dostałem autograf od Agnieszki Wagner, aktorki. Czekałem na niego pięć lat! – śmieje się. – Na autograf Leszka Teleszyńskiego też czekałem pięć lat. Kilka lat czekałem na autograf Dalajlamy. Są takie, które nigdy do mnie nie dotarły – mówi. 

Niektórzy przepraszają, że tak długo trzeba było czekać na podpis, tak jak np. aktorka Jolanta Lothe. Inni, no cóż... 

Autografy to wielki światowy biznes. Nic dziwnego w końcu, gdy znana osoba umiera, jej podpis zyskuje na wartości. Zwłaszcza jeśli aktor, czy też inna znana osoba niechętnie dawała autografy. Dla przykładu - w 2018 roku podpis Steve`a Jobsa kosztował ponad 50 tys. dolarów. 

Zapewne w kolekcji mielczanina jest też kilka wartościowych perełek, ale Leszek Głowacz nie traktuje ich jak inwestycji. Kolekcjonowanie autografów to jego pasja, o której może opowiadać godzinami. To nie tylko podpis, ale i wciągające historie ludzi. Za każdym z autografów kryje się osoba, która zafascynowała Leszka tak bardzo, że nie tyle poznał jej historię, ale odkopał ją z przeszłości, tak jak w przypadku podpisu Mareczka Karwowskiego z "40-latka", czyli Piotra Kąkolewskiego, architekta, albo Zuzanny Antoszkiewicz, aktorki grającej rolę Majki Skowron w serialu telewizyjnym "Szaleństwa Majki Skowron" z 1976 roku, który powstał na podstawie książki Aleksandra Minkowskiego. To był jeden z jego ulubionych seriali z dzieciństwa. Postanowił ją odnaleźć. Dotarł do jej adresu mailowego. 

– Napisała mi, że prowadzi sklep w Warszawie i mogę do niej na podany adres napisać i wyśle mi autograf – opowiada, przerzucając kolejne strony albumów. 

Na każdej stronie setki znanych twarzy: Kalina Jędrusik, Wojciech Pokora, Krzysztof Kowalewski, Jerzy Stuhr, są też twarze nieznane. Jest np. czarno – białe zdjęcie gimnastyczki, Nadii Comaneci, rumuńskiego "cudownego dziecka", wielokrotnej mistrzyni olimpijskiej, która w 1989 roku uciekła z Rumunii i dostała azyl w USA. 

Jest też Piotr Pielaszek, genialny lutnik, który wykonuje skrzypce dla najlepszych muzyków na świecie. Andrzej Heidrich, polski grafik, ilustrator książek i projektant polskich banknotów. Jerzy Duduś Matuszkiewicz, kompozytor muzyki do takich polskich klasyków, jak m.in. "Nie lubię poniedziałku", "Stawka większa niż życie", "Podróż za jeden uśmiech", "40-latek".

To ogrom historii, ludzie, którzy zaznaczyli swoje istnienie, dokonując rzeczy genialnych, pięknych i zdobywając uznanie, a mimo to nieznanych szerokiej publiczności. Podpisy zatrzymują ich dla teraźniejszości i przyszłości. Należy im się pamięć, zwłaszcza dzisiaj w dobie wszechobecnych social mediów i influenserów, znanych z tego, że są znani. 

 

Prawie jak paparazzi

 

Z autografami jest trochę tak, że potwierdzają gwiazdorski status, zwłaszcza aktorów. Tych starszych wydobywają z mroku zapomnienia w światła sławy. Tak było w przypadku autografu Jerzego Molgi, aktora, który grał przede wszystkim role drugoplanowe w wielu polskich filmach.

– Lubię go, więc napisałem do niego list, prosząc o autograf. Dostałem go razem z listem od jego córki, w którym dziękowała mi za napisanie do taty. Pisała, że w dniu, w którym ojciec dostał ode mnie list, był szczęśliwy, że ktoś o nim jeszcze pamięta – opowiada Leszek Głowacz. 

Każdy z tych podpisów to wyjątkowa historia, za którą kryją się długie poszukiwania.

 – Szukam kontaktu, piszę do teatrów, w których grają albo do telewizji, jeśli np. prowadzą program. Szukam siostry, brata, kogoś powiązanego z osobą, której autograf chcę zdobyć. Mamy też taką grupę, w której działamy i wspieramy się w poszukiwaniu informacji, wymieniamy się np. adresami domowymi gwiazd – mówi Leszek i dodaje, że to są długie poszukiwania i wiele rozmów, np. z listonoszami. 

- Działacie trochę jak paparazzi – mówię. 

- Trochę tak – śmieje się Leszek. - Zdarzyło mi się dostać list z autografem i dopiskiem "SKĄD PAN MA MÓJ ADRES?!". 

Leszek nie jest jednak łowcą, jest kolekcjonerem. Nie czeka godzinami na ulubioną gwiazdę, żeby poczuć dreszcz emocji, chowając się w hotelowych albo ulicznych zakamarkach, tak jak Marek Rudnicki, autor książki "Autografomania", książki – poradnika dla pasjonatów, takich jak Leszek. Nie. On jest kolekcjonerem, który zdobywa autograf, pisząc listy i maile. Kupując wyjątkowe okazy albo wymieniając się z innymi pasjonatami. 

– Listy piszę odręcznie, z szacunku. Zawsze dołączam też zdjęcie, okładkę płyty lub coś, na czym osoba może się podpisać. No i oczywiście dodaję też zaadresowaną kopertę zwrotną ze znaczkami – tłumaczy techniczne sprawy. 

Ma też lupę i inne przedmioty, które ułatwiają sprawdzenie czy podpis jest autentyczny, zwłaszcza tych autografów, które odkupuje. 

– Sprawdzam m.in. linie podpisu, czy w miejscu, w którym się krzyżują, są ciemniejsze, tak jak wtedy, gdy składamy podpis własnoręcznie – mówi. 

Podpis wiele mówi o osobie, która go składa. Na przykład podpis Andrzeja Zaorskiego wygląda jak zapis sejsmografu. Aktor miał udar, wyraźnie widać to w podpisie. 

 

Autograf to nie podpis 

 

W kolekcji Leszka Głowacza jest np. wiersz, napisany odręcznie przez Mariana Łącza. Wysłała mu go jego córka, Laura Łącz. I tu ciekawostka, aktor urodził się 5 grudnia 1921 r. w Rzeszowie, na pewno pamiętacie go z "Janosika", "Misia", "Alternatyw 4", był jednym z ulubionych aktorów Stanisława Barei. Mało kto wie, że Marian Łącz był też piłkarzem, grał m.in. w Resovii Rzeszów w latach. 30, a potem w Polonii Warszawa. Był też poetą. I właśnie jeden z wierszy Laura Łącz wysłała Leszkowi Głowaczowi. Bo trzeba wiedzieć, że autograf to nie podpis, a odręczne pismo. List można więc traktować jak autograf.

W albumach jest też wspomniana wcześniej sekcja francuska, a w niej np. autograf Brigitte Bardot, Christophera Lamberta czy też kultowego Michela Galabru, szefa posterunku najsłynniejszych francuskich żandarmów. Jest też autograf Sophie Marceau, Catherine Deneuve, Kirka Douglasa, Roberta Redforda, Johna Travolty, Mela Gibsona. Jest też Adam Michnik, Donald Tusk, a obok nich Zbigniew Brzeziński, doradca prezydentów USA, Jimmy`ego Cartera, Lyndona Johnsona oraz Johna F. Kennedy`ego. Syn Brzezińskiego jest obecnie ambasadorem USA w Polsce. 

Jest też Dalajlama, Wisława Szymborska, Hanna Krall... 

Co ich łączy? Każdy z nich odcisnął swój ślad w historii, który prześledził i doskonale poznał Leszek Głowacz. I właśnie to jest motywem przewodnim jego kolekcji – osobowości.

- Czym jest dla mnie zbieranie autografów? – powtarza pytanie Leszek Głowacz. - Jest w tym coś wyjątkowego. Trudne do uchwycenia uczucie, ciepło rozlewające się w środku, przyjemność, bo ktoś, kogo podziwiam, cenię, pisze coś dla mnie. Dla nikogo innego, tylko dla mnie. Mam cząstkę tego kogoś, tworzy się dzięki temu więź, krucha, delikatna i dlatego tak cenna. 

Kolekcję Leszka Głowacza można by opisywać godzinami i poświęcić na każdy z 1500 autografów osobny artykuł. Zamiast tego, warto wybrać się na spotkanie z kolekcjonerem, które organizuje Miejska Biblioteka Publiczna w Mielcu 8 czerwca o godz. 17.30. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama