Adwent zaczyna się cztery niedziele przed Bożym Narodzeniem i trwa do Wigilii. W domach tradycyjnie był to okres wyciszenia i duchowego przygotowania. W wielu rodzinach obowiązywał post, który polegał na rezygnacji z tłustych potraw, a także z hucznych zabaw. Muzyka, śpiewy i tańce były odkładane na czas po świętach. Był to czas zadumy, ale też pracy – przygotowywano domy na Boże Narodzenie, robiono porządki i rozpoczynano pieczenie pierników, które musiały dojrzeć przed Wigilią.
Msze o świcie
Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów adwentu były i są roraty, czyli wczesnoporanne Msze Święte ku czci Matki Bożej. Dzieci, młodzież i dorośli z całej wsi lub parafii gromadzili się w kościele, często jeszcze przed świtem. Wszyscy uczestnicy przynosili lampiony, które często były własnoręcznie robione. Najprostsze powstawały z kolorowego papieru i małych świeczek umieszczonych w środku, bardziej zaawansowane przypominały małe dzieła sztuki – ozdobione bibułą i wycinankami.Pani Maria z Podleszan wspomina:
– Mój ojciec co roku pomagał nam z lampionami. Robił takie z drewienek i kolorowej folii, a kiedy wstawiał świeczkę, wyglądały jak witraże. Do dziś pamiętam zapach wosku i drewna.
Pani Halina z Borowej wspomina:
– Lampiony robiliśmy sami. Było to wyzwanie, bo materiałów brakowało. Karton, kolorowe papiery – wszystko zbierało się miesiącami. Mój ojciec zawsze wymyślał coś oryginalnego. Raz zrobił mi lampion w kształcie gwiazdy – sąsiedzi byli zachwyceni.
– Lampiony robiliśmy z tego, co było pod ręką – kartonu, bibuły, szkła po słoikach. Były proste, ale dawały tyle radości! Dzieci chwaliły się, kto ma najładniejszy.
Msze roratnie rozpoczynały się często o godzinie 6:00 rano. Światło lampionów i świec nadawało kościołom niepowtarzalną atmosferę. Starsi mieszkańcy wspominają, że w okresie PRL-u, gdy brakowało elektryczności w wielu wsiach, takie msze miały szczególny urok.
Pan Władysław z Gawłuszowic opowiada:
– Pamiętam, jak chodziliśmy na roraty w największych mrozach. Śnieg skrzypiał pod butami, ale nikt nie narzekał. Roraty to była nasza duma.
Dzieci często dostawały specjalne obrazki za każdy udział w mszy, a na koniec Adwentu nagradzano najbardziej wytrwałych. – Nie chodziło o nagrodę – dodaje pani Maria. – To była nasza dziecięca duma, że dotrwaliśmy do końca.
Podczas rorat odmawiano specjalne modlitwy, a księża wygłaszali kazania skierowane szczególnie do najmłodszych. Wielu mieszkańców wspomina, że roraty były nie tylko obowiązkiem, ale też wielką przyjemnością.
Pan Józef z Trześni mówi:
– Najlepsze było to, że po roratach zawsze czekała na nas gorąca herbata albo kakao. Zimą to była prawdziwa nagroda. Trzeba było wstać w środku nocy i iść przez mróz do kościoła. Ale to była radość – śpiewy, wspólna modlitwa. Dziś to już nie to samo.
"Spuście nam..."
Adwent był również czasem spotkań rodzinnych, podczas których śpiewano pieśni adwentowe. Dziś mało kto pamięta o tym zwyczaju, ale starsze pokolenia chętnie wspominają wspólne śpiewy przy stole.Pan Jan z Mielca mówi:
– Mieliśmy taką tradycję, że każdego wieczoru w Adwencie śpiewaliśmy "Spuście nam na ziemskie niwy" i inne pieśni. To była nasza domowa modlitwa. W czasach, kiedy nie było internetu ani telewizji, takie chwile były bardzo ważne.
Długie wieczory adwentowe spędzano przy piecu, śpiewając pieśni religijne i opowiadając historie. Szczególną popularnością cieszyły się opowieści związane z cudami, świętymi czy bożonarodzeniowymi znakami.
- Babcia opowiadała nam, że w noc Bożego Narodzenia zwierzęta mówią ludzkim głosem – wspomina pani Maria. - Nie mogliśmy się doczekać, żeby podejrzeć krowy i konie w stajni. Raz z bratem wymknęliśmy się w nocy, ale oczywiście nic nie usłyszeliśmy.
Rodziny starały się też dbać o duchowy wymiar Adwentu. Wiele osób brało udział w rekolekcjach parafialnych, które odbywały się zazwyczaj w ostatnim tygodniu przed świętami. Były to okazje do spowiedzi i wyciszenia.
Dzieci uczyły się pieśni adwentowych i przygotowywały przedstawienia związane z narodzeniem Jezusa.
Pan Stanisław z Mielca wspomina:
– W naszej szkole co roku robiliśmy jasełka. To były proste przedstawienia, ale miały swój urok. Pamiętam, że zawsze grałem pastuszka, bo miałem stare futro po dziadku.
Wieniec i kalendarz
Wielu ludziom Adwent kojarzy się dziś z kalendarzami pełnymi czekoladek. Dawniej jednak dominował wieniec adwentowy – prosty, ale pełen symboliki.Wieńce adwentowe pojawiały się w domach już w pierwszą niedzielę Adwentu. Robiono je z gałązek świerkowych, często zdobionych suszonymi owocami, orzechami i wstążkami. Cztery świece symbolizowały kolejne niedziele Adwentu.
Pani Zofia z Radomyśla Wielkiego opowiada:
– Wieniec robiłam z dziećmi. To była nasza tradycja. Każda świeca miała swoje znaczenie – pierwsza była symbolem nadziei, druga pokoju, trzecia radości, a czwarta miłości. Kiedy zapalaliśmy świece, czuło się, że Boże Narodzenie jest coraz bliżej.
Adwent był czasem postu – co oznaczało ograniczenia w jedzeniu, szczególnie w regionach wiejskich. Na stołach królowały proste potrawy: kasze, żur, śledzie czy kluski ziemniaczane. Mięso jadano rzadko, zwykle w niedzielę lub przy wyjątkowych okazjach.
- W moim domu matka piekła podpłomyki z mąki żytniej – opowiada pan Stanisław, pamiętający tradycje swojej babci. - Dodawała trochę miodu i posypywała cynamonem. Były proste, ale smakowały jak najlepsze ciastka. Do tego popijaliśmy kompot z suszonych jabłek i śliwek. To były nasze adwentowe przysmaki.
- U nas w domu była zasada, że przez cały adwent nie jadło się nic tłustego. Nawet masło było ograniczone. Jedliśmy kasze, śledzie, a na niedziele mama piekła placek drożdżowy, ale bez kruszonki – opowiada pan Andrzej.
Pierniczki
Przygotowanie pierników to jeden z najbardziej wyczekiwanych momentów Adwentu. Choć dziś mamy dostęp do gotowych mieszanek i foremek w każdym kształcie, dawniej w wielu mieleckich domach była to okazja do wspólnej pracy.Pani Jadwiga z Chorzelowa opowiada:
– U nas w domu pieczenie pierników zawsze odbywało się w drugą niedzielę Adwentu. Mama wyciągała wielką miskę, w której zagniataliśmy ciasto. Pachniało przyprawami: cynamonem, imbirem, goździkami. Dzieci były odpowiedzialne za wałkowanie i wycinanie kształtów. Foremek nie było zbyt wiele, więc często korzystaliśmy ze szklanek.
Dla wielu rodzin pieczenie pierników było także okazją do wymiany przepisów i podpatrywania sąsiadek. – Każda gospodyni miała swój sekret, czy to miód gryczany, czy dodatek skórki pomarańczowej – dodaje pani Jadwiga. – A po upieczeniu pierniki leżakowały w puszkach, żeby zmiękły.
W tamtych czasach ozdabianie pierników było bardziej skromne niż dzisiaj. Kolorowe lukry i posypki zastępowały rozpuszczony cukier, miód i zmielone orzechy. – Nie mieliśmy tylu dodatków, ale smak pierników z dzieciństwa pamiętam do dziś – dodaje pani Jadwiga.
Świąteczne dni
W okresie adwentowym praktykowało się różnorodne wróżby. Najważniejsze dni to katarzynki i andrzejki. Jak wspomina pan Marian ze Złotnik, "w andrzejki dziewczęta lały wosk i patrzyły, jaka figura im wyjdzie, a chłopcy chowali się po kątach i próbowali coś podejrzeć".Święty Mikołaj także odwiedzał dzieci w powiecie mieleckim, choć jego wizyty wyglądały skromniej niż dzisiaj. Prezenty były symboliczne – mandarynki, orzechy, czekolada. Dla wielu dzieci były to prawdziwe skarby, zwłaszcza w trudnych czasach PRL-u.
– Mikołaj przynosił orzechy, jabłka, czasem cukierki. To były proste rzeczy, ale cieszyły bardziej niż dzisiejsze drogie zabawki - wspomina pani Jadwiga.- Nie było wtedy takich prezentów jak dziś. Ale radość była większa, bo dostaliśmy na przykład parę nowych wełnianych rękawiczek albo mały pierniczek. Dziś to zupełnie inaczej wygląda, bo dzieci dostają telefony, konsole do gier, a kiedyś to była radość z jabłka i kilku cukierków.
Czas przygotowań
Adwent był czasem przygotowania do świąt Bożego Narodzenia w najbardziej praktyczny sposób.– To był czas intensywnej pracy, ale i radości – wspomina pan Stanisław. Na kilka tygodni przed świętami rozpoczynano generalne porządki – myto okna, trzepano dywany, bielono ściany. Szczególną uwagę przykładano do kuchni, gdzie pieczono pierniki, suszono owoce na kompot wigilijny i robiono przetwory, które miały znaleźć się na świątecznym stole.
Dzieci zajmowały się drobnymi pracami – wycinały ozdoby z papieru, pomagały w sprzątaniu.
W czasie adwentu nie wykonywano żadnych prac polowych. "Kto ziemię w adwent pruje, ta mu trzy lata choruje". Oznaczało to, że od tego momentu zaprzestawano wszelkich prac polowych, dając ziemi i sobie czas na odpoczynek. Cała praca koncentrowała się na przygotowaniach do zimy, naprawie sprzętów rolniczych.
Zmierzch dawnych tradycji
Dziś wiele z tych tradycji zanika, zastępowanych przez komercyjne akcenty – jarmarki bożonarodzeniowe, zakupy prezentów czy wczesne dekoracje świąteczne. Jednak wciąż są miejsca, gdzie Adwent pozostaje czasem zadumy, refleksji i pielęgnowania dawnych zwyczajów.Warto przypominać sobie o tych tradycjach, bo są one częścią naszej kultury i tożsamości. To dzięki nim możemy zrozumieć, że Adwent to coś więcej niż tylko czas przedświątecznej gorączki. Wspomnienia o dawnych zwyczajach adwentowych pokazują, jak wiele wartości można wynieść z tego okresu. Niezależnie od tego, czy jesteśmy wierzący, czy nie, warto spojrzeć na Adwent jako na czas, który sprzyja refleksji, byciu razem i pielęgnowaniu tradycji.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.