Podczas koncertu dla chorego na neuroblastomę Maksia, który odbył się wiosną w mieleckiej szkole muzycznej, zauważyłam u Pani wielką pasję do muzyki. Gołym okiem widać, że dla niej Pani żyje. Jakie były jej początki?
- Moja przygoda z muzyką zaczęła się, kiedy miałam sześć lat. Wtedy zaczęłam uczyć się w domu gry na fortepianie i tak już zostało. Później poszłam do szkoły muzycznej, ukończyłam dwa stopnie, aczkolwiek nie była to mielecka szkoła, a dębicka. Na rok przed rozpoczęciem nauki brałam lekcje u wspaniałej nauczycielki Larysy Keller właśnie z Dębicy i taką naturalną kontynuacją była nauka w szkole, w której pracowała. Do dziś zresztą jest moim autorytetem muzycznym. Spędziłyśmy razem 12 lat.
Co działo się dalej?
- Później zaczęły się studia fortepianowe na Akademii Muzycznej w Krakowie u prof. Marioli Cieniawy, w czasie których trafiłam już jako nauczyciel do Szkoły Muzycznej w Gdowie. Tam mieszkam i pracuję do dziś. I to właśnie tam narodziła się również moja współpraca z chórem Tutte le Corde. W międzyczasie zrobiłam jeszcze jeden fakultet z zarządzania kulturą i mediami na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jak więc widać, cały czas funkcjonuję w kręgu muzyki i kultury.
Więcej w 37 numerze Korso