- Na co dzień jeżdżę tirami, widziałem więc i przeżyłem naprawdę wiele. Nigdy jednak nogi nie ugięły się pode mną tak bardzo, jak ostatnio, w windzie w mieleckim szpitalu – zaczął swoją interwencję mężczyzna.
Jeździła jak szalona
Z jego relacji wynikało, że w momencie, w którym doszło do awarii windy, znajdowało się w niej kilka osób. Mechanizm szybu znajdującego się za przeszkleniem, widocznego również dla przechodzących i przejeżdżających w pobliżu szpitala, miał – krótko mówiąc – zwariować. - Pierwszym niepokojącym symptomem było to, że winda nie zatrzymała się na trzecim piętrze, a więc tym, na którym chcieliśmy wysiąść. Zamiast tego zaczęliśmy jeździć w kółko od parteru do samej góry. I tak kilka razy – wyliczał wzburzony mężczyzna. To jednak, jak sam przekonuje, było niczym w porównaniu z wydarzeniami, do jakich dojść miało już chwilę później. - W pewnym momencie winda wybiła się nieco wyżej niż przewiduje szyb, a następnie tąpnęła w dół – opowiadał, dodając, że trwający parę sekund upadek na pewno na długo zostanie w jego pamięci. Tak samo zresztą jak paraliżujące uczucie w nogach. - Jeśli ktoś z redakcji jest zainteresowany i nie boi się ekstremalnych przeżyć, może spróbować tego, o czym mówię – zaproponował na koniec rozmowy mężczyzna.
Więcej w 45 numerze Korso