Na jednym ze szkoleń liderskich, jakie przeszedłem, poznałem opowieść o szefie krakowskiej filii międzynarodowej firmy, który powtarzał pracownikom, że niestety mają pracę, bo w Polsce są niskie płace. Nie mógł im dać podwyżek.
Uważam, że w Mielcu jest podobnie. Strefa przyciąga firmy niskimi pensjami i ulgami w podatkach. Mogą odejść, jeśli te się skończą. Niestety, ten scenariusz staje się realny. Strefy ekonomiczne mają funkcjonować do 2026 roku, a więc jeszcze 8 lat. Już teraz są projekty poszerzenia stref na cały kraj. To bezpieczeństwo zostaje na maksymalnie jedną pełną kadencję samorządu. I co wtedy?
I tak nie podniesiemy wynagrodzeń, stawiając kolejne magazyny i kolejne hale z "usługami produkcyjnymi". Kiedy samorząd w Jaśle cieszy się, że odzyskają sto miejsc pracy w dawnej fabryce płyt wiórowych, gdzie dzięki poszerzeniu strefy, otworzy ją ponownie dobrze znana w Mielcu firma, my już tę lekcję mamy za sobą. Wystarczy wyciągnąć wnioski.
Tak, jesteśmy liderem eksportu w województwie. Niestety, biurka pracowników marketingu, rozwoju produktów i od kontaktów z zagranicznymi klientami często są w centralach firm w większych miastach. Czy nie dlatego nie widać tych firm wśród sponsorów drużyn czy organizacji społecznych?
Nie jesteśmy tak wyjątkowi i unikalni, jak nam się wydaje. Na powitanie caracali rozważano stworzenie Wyżyny Lotniczej w Łodzi. Google buduje swój samolot u siebie. Dwa razy więcej osób niż w lotnictwie pracuje w województwie w branży motoryzacyjnej. Elektromobilność w Polsce startuje od zera, nie zważając na nasze tradycje.
Mnie wciąż brakuje prawdziwie innowacyjnych firm, rodzimych produktów – wynalazków mielczan rzucającym wyzwanie całym branżom. Potrzebujemy sklonować Piątkowskiego i Gąskę. Potrzebujemy rozpocząć dyskusję o nowym "kole zamachowym". Obawiam się, że bez niego - cytując "Magazyn Porażka" - w naszym życiu nic się nie zmieni.