Cały czwarty dzień pielgrzymki to jedna wielka walka z deszczem. Ale walka jednostronna. Zostaliśmy znokautowani przez pogodę. Lało już na pierwszym odcinku, ale apogeum nastąpiło w czasie porannej Mszy Św. I tak lało i lało. Buty, ciuchy, a nawet zafoliowany plecak przemokły. Mimo tego trudnego doświadczenia dzień kończymy susi i szczęśliwi świetnymi warunkami noclegowymi. I nie pada. Oby jutro było lepiej. Wniosek? Deszcz bardzo pomógł miejscowym rolnikom, którzy czekali na niego od kilkunastu dni. Czasem więc nasze problemy są mniej ważne od problemów innych.