reklama

Z tasakiem do lokalu

Opublikowano:
Autor:

Z tasakiem do lokalu - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMarkowi G. po tej tragicznej nocy zostały szpecące twarz blizny. Tomasz N. trafił po raz kolejny do więzienia. Alkohol, agresja i tasak. Z tego połączenia nie mogło wyniknąć nic dobrego.

Była późna jesienna noc z 1 na 2 listopada 2013 roku, gdy dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Mielcu odebrał wezwanie o poranionym człowieku leżącym na schodach Domu Handlowego "Ikar". Tę samą informację otrzymało mieleckie pogotowie ratunkowe. Młody mężczyzna z licznymi ranami ciętymi potrzebował natychmiastowej pomocy. Jak się później okazało, gdyby nie kolega rannego, który zadzwonił po pogotowie, ofiara mogłaby się wykrwawić. Do tragedii na szczęście nie doszło. Był to początek sprawy, która zakończyła się dopiero w ubiegłym roku przed Sądem Apelacyjnym w Rzeszowie.

Wróćmy jednak do tej piątkowej nocy i do wydarzeń z "Klubu pod 13"  w Mielcu, w którym owego feralnego piątku znaleźli się i ofiara, i jej oprawca. Czy to rzeczywiście tutaj stało się coś, co skłoniło Tomasz N., późniejszego oskarżonego, do brutalnej napaści na Marka G. i jego kolegę Arkadiusza B.? Scenariusze są przynajmniej dwa. Jeden z nich przedstawiają osoby, które tego wieczoru były w "Klubie pod 13".

Zmierzył go wzrokiem
- Wszystko zaczęło się od tego, że jeden z kolegów Marka G. zmierzył się wzrokiem z Tomaszem N., kiedy spotkali się obok toalety - zeznawał w czasie procesu jeden ze świadków. - Marek G. odciągał kolegę, żeby nie doszło do awantury i na tym koniec. W lokalu nic się więcej nie wydarzało, jednak - zdaniem świadka - mógł to być początek zatargu, który przeniósł się później na ulicę.

Z tym scenariuszem nie zgadza się sam poszkodowany, czyli Marek G., twierdząc, że niczego takiego sobie nie przypomina, za to nie może zaprzeczyć, że tej tragicznej nocy Tomasz N. przebywał w tym samym lokalu co on oraz jego kolega, Arkadiusz B.

Faktem niezaprzeczalnym jest jednak to, że gdy wszyscy trzej wymieni wcześniej panowie znaleźli się poza lokalem, Arkadiusz B. był ścigany przez uzbrojonego w długi nóż przypominający tasak Tomasza N. ponad 70 metrów, a Marek G. tym nożem został zaatakowany. I gdyby powalony na ziemię pod wpływem ciosów zadawanych mu w głowę, tułów, ręce i szyję nie odpychał rozjuszonego napastnika, mógłby już nie żyć.

Tomasz N., czyli uzbrojony w tasak napastnik, nigdy nie zaprzeczył, że zaatakował. Ma na to jednak zupełnie inną wersję. - Piłem alkohol, zaczepili mnie jacyś mężczyźni, dostałem od nich w twarz - wyjaśniał tuż po tym, jak został zatrzymany. - Postanowiłem oddać. Kiedy wyszliśmy z baru, zaczęliśmy się szarpać. Wyjąłem nóż, który miałem przy sobie przypadkiem, bo zapomniałem go zostawić w domu. Potem uciekłem. Przespałem się w przydrożnym rowie i wróciłem do domu.

Więcej w 9 numerze Korso.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE