To już kolejny, bezalkoholowy sylwester w Mielcu. Zdarza się, że przychodzące osoby przynoszą gdzieś w torebce, w kieszeni alkohol, aby się nim po kryjomu raczyć w czasie imprezy?
Wirgiliusz Królewicz: To opowieść z gatunku anegdot, ale tak, kiedyś były takie osoby, które usłyszały o bezalkoholowym sylwestrze przez znajomych, że dobra impreza, chcieli przyjść z ciekawości. I gdzieś tam sobie tego szampana czy piersiówkę schowali. Nie mogli uwierzyć, że to będzie rzeczywiście całkowicie bez alkoholu. I kiedy już wychodzili, późno w nocy pod koniec imprezy, podchodzą do mnie i mówią: „Ty patrz, ja tego szampana zabieram z powrotem do domu, bo myśmy nie mogli uwierzyć, że wy tak cały czas na trzeźwo, a tu było tak fajnie, że myśmy nawet nie mieli potrzeby tego szampana otwierać”. Już wiele lat takich incydentów nie było.
A sylwestrowy toast? Czy chociaż to nie mogłoby się odbyć z odrobiną prawdziwego szampana?
WK: Było kilka takich pytań, czy by można było sobie przywitać chociaż ten Nowy Rok, jakimś toastem właśnie typu szampan, ale kiedy te osoby zobaczyły, jak same się świetnie bawią, to temat ucichł. Tak samo się życzenia składa przy kieliszku szampana alkoholowego, jak i przy kieliszku Piccolo. Jak komuś dobrze życzymy, to to nie ma znaczenia, co tam w środku pływa.
A to nie jest jakaś rezygnacja z elementu kultury, z pewnej tradycji? I wprowadzanie jakichś obcych zwyczajów?
WK: Ja właśnie myślę, że wypadałoby tę kulturę po trochu zmieniać, bo to nic dobrego za sobą nie niosło, prawda? Wesela to jest klasyczny przykład, gdzie widzimy często obrazy, których wolelibyśmy nie widzieć, dochodzi do niemiłych sytuacji, bywa nawet niebezpiecznie. U nas na balu cały czas bawią się dzieci, wszyscy są trzeźwi, nigdy nie była wzywana policja czy jakichś ekscesów.
Pytanie, czy była naprawdę dobra zabawa.
WK: Brak alkoholu nie przeszkadza to wcale w tym, żeby się dobrze bawić. Ludzie pokonują wiele kilometrów, żeby przyjechać właśnie do nas i często brakuje miejsc. Teraz coraz więcej jest przecież wesel, innych zabaw tego typu, gdzie nie podaje się alkoholu albo jest to wesele podzielone tak, że jest osobny stół dla takich osób, które spożywają alkohol, a na stołach dla gości go nie ma. U nas jest orkiestra, wodzirej, przeboje na czasie i kończymy tę imprezę nad ranem. Może ktoś się obawia, że gdy są chwile bez orkiestry, atmosfera jest ponura. Niech przyjdzie i zobaczy.
Wydaje się, że wokół alkoholu sporo się dzieje na większych imprezach: mamy toasty, odwiedzamy szwagra przy sąsiednim stoliku, aby wypić z nim kieliszek. Jak przebiega bezalkoholowy sylwester bez tych „obrzędów”?
WK: Od lat staramy się, żeby to właśnie miało taką wyjątkową oprawę, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. Staramy się zapraszać na nasze sylwestry kogoś z władz miasta, z pewnego czasu. No i mówię, zaczynamy tradycyjnie polonezem.
Bo to jest bal! Oczywiście trzeba być ubranym na galowo.
WK: Tak, chcemy, by wszystko było na wysokim poziomie, także w dresie przyjść nie można. Są ciepłe posiłki, jedzenie i napoje na stołach. Często na zakrapianych imprezach jest problem, bo bez alkoholu niektórzy nie chcą tańczyć, obawiają się. Tutaj tak nie ma, od razu kilka par rusza na parkiet. Mamy też konkursy: można wygrać wartościowe nagrody np. odkurzacz czy robot kuchenny. Cały czas jest zabawa. Staramy się, żeby to było atrakcyjne, fajne i dla dorosłych, i dla dzieci, jeżeli są. Wybór królowej i króla balu też stanowi obowiązkowy punkt. Czasami panuje tak dobra atmosfera, że między stolikami sami organizujemy sobie jakieś wyzwania. O północy wznosimy toast czymś bezalkoholowym, potem tradycyjnie wychodzimy na zewnątrz i palimy zimne ognie. Zazwyczaj kończymy około 3:00 w nocy, zdarzała się i 5:00.
Jak bawią się dzieci?
WK: Dzieci, jeśli są – a jest to sylwester rodzinny, więc zazwyczaj są – mają swoje zajęcia. Cieszy mnie to, że na naszych imprezach nie muszą oglądać pijanych członków rodziny. Dzieciaki najczęściej są w stanie wytrwać do północy, trochę dłużej, potem jedno z rodziców odwozi je do np. dziadków i wraca na zabawę.
I nie ma problemu z tym odwiezieniem.
WK: Nie ma, wszyscy są trzeźwi, nie ma też znanego tematu, że jedna z pary musi nie pić, aby prowadzić. Przyjeżdżają do nas osoby z różnych części Polski, nie tylko z Mielca, także z Ostrowca Świętokrzyskiego, z Rzeszowa, z Tarnobrzegu, z Tarnowa, z Dębicy, nawet z Krakowa byli goście, więc to jest szczególnie ważne.
Wspomniał pan o weselach, że często mamy obawy, by zatańczyć „na trzeźwo”, gdy wszyscy patrzą. Alkohol to lek na kompleksy i nieśmiałość?
WK: Ależ jak najbardziej tak! Wie pani, to nie jest żaden nasz wynalazek, prawda? To, że ludzie w jakiś tam sposób się odurzali przed udziałem w ważnych imprezach, znamy jeszcze z czasów plemiennych. To na pewno pozwalało się tym osobom bardziej otworzyć. No a teraz myślę, że nie ma takiej potrzeby, nie mamy tego rodzaju inicjacji. Natomiast problem jest w tym, że tak jak pani mówiła, ludzie mają trochę lęku i obawy przed tym, jak inni na nich patrzą, towarzyszy nam lęk społeczny. I wielu z nas ma trudność z zaakceptowaniem samych siebie.
HP: Trudno jest na trzeźwo zatańczyć, zagadać do dziewczyny. Nasza organizacja pierwotnie wywodziła się z AA, więc kiedy ludzie wychodzili z nałogu alkoholowego, uczyli się żyć na trzeźwo całkowicie. Trzeba było wypracować w sobie odwagę, by to, co wcześniej zagłuszał alkohol, te kompleksy, strach, pokonać raz na zawsze i dobrze się czuć. I to się udawało, wiemy, że to działa.
A zatem ważna jest też atmosfera i to, jak ludzie patrzą na siebie wzajemnie.
WK: Ludzie przychodzą tu, by się dobrze bawić, takie jest założenie. Tak jak mówiłem, czasem pokonują wiele kilometrów, by spędzić sylwestra z rodziną, bez alkoholu. Wydaje mi się, że nie robią tego, by popatrzeć jak ktoś pomylił krok czy rozwiązał się but.
Wspomniał pan, że sylwestry wywodzą się z AA. Czy są nadal jedynie dla osób, które wyszły z nałogu i ich rodzin?
WK: Pierwotnie tak było. Konieczne było zorganizowanie wszystkich aspektów życia bez wiecznego towarzysza – alkoholu. Stąd też trzeźwe bale sylwestrowe. Tak było 30 lat temu. Z czasem to się zmieniło. Zaczęły przychodzić pary, które po prostu szukały imprezy z ludźmi, którzy są trzeźwi i ich trzeźwość nikogo nie dziwi, gdzie można bawić się spokojnie z rodziną, ale na poziomie. I tak to trwa.
A czy jest to impreza katolicka?
HP: Nie jesteśmy organizacją Kościoła katolickiego. Na sylwestrze bywa nasz zaprzyjaźniony ksiądz, ale programowo nie mamy religijnego zabarwienia.
Zapytam o kieliszki. Ustaliliśmy, że to, czym są wypełnione, nie jest ważne. W ostatnich latach pojawiają się głosy, że uczymy się tej konieczności świętowania przy alkoholu, bo od dziecka na urodzinach czy sylwestrze daje się nam do ręki kieliszek, nawet ten z Piccolo. Co panowie na to? I czy na waszym sylwestrze sok i oranżada podawane są w kubkach?
WK: U nas od jakiegoś czasu nie ma kieliszków. Tak jak mówiłem, chcemy zrywać z tą „kulturą picia”, tworzyć nową kulturę.
Henryk Pokrzywiński: Kubkiem też się można stuknąć, wypić toast, złożyć sobie życzenia. Liczy się bardziej to, co się myśli, czuje i mówi wtedy, a nie kształt naczynia.
Czy alkohol to nasz wróg?
WK: Tak. Alkohol to nasz wróg. Ubolewamy nad tym, że ciągle ten alkohol jest wszechobecny, że tak ciężko przebija się do naszej kultury to, że on rzeczywiście robi dużo więcej szkody niż pożytku. I martwi mnie dostępność tego alkoholu. To jest coś, co jest zastraszające w naszym kraju. Na zachodzie już się od tego dawno odeszło, a u nas ciągle można kupić alkohol na każdej stacji benzynowej, są całodobowe sklepy. Reklamy alkoholu w telewizji oglądamy od małego i jesteśmy do tego przyzwyczajeni. To to nic dobrego.
A czy na sylwestrze pojawi się piwo bezalkoholowe albo napoje imitujące smak alkoholu?
WK: Nie. Dla nas po pierwsze z racji tego, że propagujemy ten zdrowy, trzeźwy tryb życia. Jak chcesz być trzeźwy, to po co masz pić piwo bezalkoholowe, skoro jest tyle innych napojów, które nie nazywają się piwo. No a piwo to jest piwo, tak? Po co bawić się w substytuty i oszukiwać siebie.
W takim razie życzę dobrej zabawy!
WK: Dziękujemy i zapraszamy!
Komentarze (0)