Historia, o której mowa, rozegrała się w drugiej połowie czerwca. Jak wynika z relacji czytelniczki, na SOR trafiła dokładnie 20 czerwca. To wtedy otrzymała szynę gipsową i zwolnienie z pracy na siedem dni. Dokładnie po tygodniu zgłosić się miała do poradni ortopedycznej na kontrolę, a na skierowaniu, które wizytę tę miało jej zapewnić, pojawiła się adnotacja „pilne”.
Dla pacjentki to „skandal”
- Jeszcze w środę, a więc kilka dni przed planowaną wizytą, zadzwoniłam do rejestracji. Tam jednak dowiedziałam się tylko, że będę musiała przyjechać w poniedziałek, 27 czerwca, i osobiście zapytać doktora, czy mnie przyjmie – opowiada kobieta. I choć takie podejście do pacjenta nie spodobało się jej, posłuchała rady i pojawiła się w szpitalu w poniedziałek rano. - Po rozmowie z pierwszym lekarzem dowiedziałam się, że nie widzi on powodów, dla których miałby mnie przyjąć. Nie przekonało go ani skierowanie w trybie pilnym, ani to, że dnia poprzedniego skończyło mi się chorobowe. Zasugerował, że powinnam udać się do lekarza rodzinnego i wręcz wyrzucił mnie za drzwi – relacjonuje wzburzona pacjentka. Nie poddała się jednak i pomocy poszukać postanowiła u innego lekarza z poradni ortopedycznej, który przyjmować miał dnia kolejnego, we wtorek. - Kiedy usłyszałam od niego, że ma tylko sześć minut na pacjenta i nie wie, czy zdąży mnie przyjąć, postanowiłam spróbować jeszcze jednej opcji. Również we wtorek, ale w innych godzinach, w poradni przyjmować miał jeszcze inny, trzeci lekarz. Błagałam go wręcz o pomoc. Czekałam kilka godzin, aż skończy przyjmować innych, zarejestrowanych pacjentów. I choć jeden z nich chciał mnie nawet przepuścić w kolejce, lekarz nie przystał na tę propozycję. Po czym zakończył wizyty i wyszedł – opowiada kobieta.
Więcej w 31 numerze Korso