Zbrodnia połaniecka (1976)
W wigilijną noc 1976 r. na szosie między Połańcem a wsią Zrębin doszło do jednej z najbardziej wstrząsających zbrodni okresu PRL. Konflikt między trzema spokrewnionymi rodzinami z małej wsi Zrębin narastał od lat i doprowadził do tragedii. Motywem była zemsta – Jan Sojda chciał ukarać rodzinę Kalitów za dawne zatargi (m.in. oskarżenie jego siostry o kradzież weselnej żywności).
W noc Bożego Narodzenia Jan Sojda wraz z zięciami i wspólnikami zwabił troje młodych krewnych ludzi (19-letnią ciężarną Krystynę Ł., jej 25-letniego męża Stanisława oraz 12-letniego brata Mieczysława) podstępem z pasterki w Połańcu. Na opuszczonej drodze czekali już sprawcy z trzema pojazdami – osobowym fiatem i dwoma autobusami pełnymi podpitych uczestników zmowyl. Napastnicy celowo potrącili chłopca autem, po czym brutalnie pobili Stanisława kluczem do kół, a uciekającą Krystynę dopadli i również skatowali. Sprawcy następnie dobijali ranne ofiary – przejechali chłopca samochodem i upozorowali na Krystynie gwałt , by zmylić śledztwo.
Początkowo milicja myślała, że to wypadek drogowy, ale wątpliwości narastały – szybko wyszło na jaw, że stoi za tym Jan Sojda. Sprawcy zmusili jednak około 30 świadków (pasażerów autobusów) do zachowania milczenia – musieli przysiąc na krzyż i własną krew, że nikomu nie zdradzą prawdy. Mimo tej zmowy milczenia, sprawę ostatecznie wykryto i doszło do jednego z najgłośniejszych procesów kryminalnych tamtych lat – proces sprawców śledziła cała Polska. Głównych winnych, Jana Sojdę i Józefa Adasia, skazano na karę śmierci (wyroki wykonano w listopadzie 1982 r. w Krakowie), a dwaj pozostali współuczestnicy dostali kary 25 i 15 lat więzienia. Zbrodnia połaniecka do dziś uchodzi za symbol okrucieństwa i poczucia bezkarności sprawców z małej społeczności – jej historia była tak głośna, że powstały o niej reportaże, książki, a nawet planowany jest serial HBO.
Egzekucja sąsiadki i ostatnia kara śmierci (1984)
W czerwcu 1984 r. Tarnowem wstrząsnęła szokująca zbrodnia dokonana przez 29-letniego Andrzeja Czabańskiego, pozornie spokojnego, uprzejmego sąsiada. Jego ofiarą padła 48-letnia Anna B., mieszkanka tego samego bloku. Sprawa zapisała się w historii Polski, gdyż Czabański został ostatnią osobą straconą w Polsce – wyrok śmierci na nim wykonano 21 kwietnia 1988 r.
Czabański utrzymywał dobre relacje z rodziną Anny B. – bywali u siebie w domach, kobieta nawet gościła na jego weselu. 24 czerwca 1984 r., gdy żona Czabańskiego rodziła w szpitalu ich dziecko, on zwabił sąsiadkę nocą pod pretekstem, że otrzymała telefon od męża z USA. Zaproponował podwiezienie autem. Wywiózł ją za miasto, gdzie na odludnej drodze zaatakował. Uderzył Annę kilkakrotnie w głowę ciężkim kluczem i zacisnął ręce na jej gardle, próbując ją udusić. Gdy myślał, że ofiara nie żyje, porzucił ją – jednak pobita kobieta zdołała się podnieść, co przeraziło sprawcę. W obawie, że go zidentyfikuje, dobił ją i ukrył ciało w lesie. Następnie powrócił nad ranem do Tarnowa z zamiarem zabicia dwóch córek Anny, które widziały, jak wychodziła z nim z domu. Wdarł się do mieszkania ofiary i usiłował udusić 15-letnią Darię oraz 11-letnią Beatę. Dziewczynki cudem przeżyły – jedna ocknęła się i krzykiem sprowadziła na pomoc sąsiadów. Czabański uciekł, ale już tego samego dnia został ujęty przez milicję w obławie. Ironią losu, w chwili gdy mordował sąsiadkę i atakował jej dzieci, jego żona rodziła córkę.
Czabański przyznał się do winy. Mimo to rodzina do końca walczyła o darowanie mu życia, jednak bezskutecznie. Sąd skazał go na śmierć za morderstwo i usiłowanie podwójnego zabójstwa. Egzekucję przez powieszenie wykonano w Krakowie w 1988 r., co było ostatnim przypadkiem wykonania kary śmierci w Polsce.
Zabójstwo Iwony Cygan (1998)
W sierpniu 1998 r. całą lokalną społeczność Dąbrowy Tarnowskiej i Szczucina przeraziła wiadomość o bestialskim morderstwie 17-letniej Iwony Cygan. Jej brutalnie pobite i uduszone drutem ciało znaleziono nad Wisłą, na odludnym terenie w Szczucinie. Sprawa szybko stała się jedną z najgłośniejszych spraw kryminalnych ostatnich lat w Polsce, przede wszystkim za sprawą podejrzeń o lokalną zmowę milczenia i błędy śledczych.
Iwona wyszła z domu wieczorem 13 sierpnia 1998 r. i już nie wróciła. Następnego dnia odnaleziono jej zwłoki – wykazujące liczne obrażenia: siniaki i rany na całym ciele, złamaną żuchwę, ranę ciętą głowy oraz pętlę z drutu zaciśniętą na szyi. Sekcja wykazała, że nastolatka została prawdopodobnie pobita twardym narzędziem, a przyczyną śmierci było gwałtowne uduszenie. Początkowe śledztwo w latach 1998–1999 nie doprowadziło do ujęcia sprawców. Pojawiły się za to liczne nieprawidłowości – świadkowie twierdzili, że są zastraszani, a lokalnie mówiono o powiązaniach podejrzewanych osób z policją. Przez lata nad sprawą ciążyła atmosfera zmowy milczenia, a osoby próbujące ją przerwać ginęły lub wycofywały zeznania w tajemniczych okolicznościach.
Dopiero po blisko 20 latach – w 2017 r. – policyjne Archiwum X ponownie zajęło się sprawą i ogłosiło zatrzymanie podejrzanych. Aresztowano m.in. Pawła K., kolegę Iwony, oraz kilku byłych funkcjonariuszy policji, którym zarzucono tuszowanie dowodów. Proces ruszył w 2018 r. – jest to wyjątkowo skomplikowana sprawa, z licznymi zwrotami akcji i oskarżeniami o nadużycia w śledztwie.
Morderstwo 25-latki w Dębicy (2013)
10 lutego 2013 r. w Dębicy doszło do zbrodni - Anna W. została zamordowana we własnym mieszkaniu przez byłego partnera, 31-letniego Grzegorza O. Powodem tragedii była prawdopodobnie decyzja ofiary o definitywnym rozstaniu z agresywnym chłopakiem.
Do morderstwa doszło popołudniem w mieszkaniu sprawcy przy ul. Głowackiego w Dębicy. Gdy 25-latka przyszła zabrać swoje rzeczy po zerwaniu związku, wywiązała się kłótnia. Rozwścieczony Grzegorz O. najpierw uderzył kobietę dwukrotnie pałką, a następnie zadał jej dziesiątki ciosów nożem. Mimo krzyków Anny nikt z sąsiadów nie odważył się interweniować. Po dokonaniu zbrodni Grzegorz O. zbiegł nad rzekę Wisłokę z zamiarem popełnienia samobójstwa, lecz został tam zatrzymany przez policję.
Sprawca stanął przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie i przyznał się do zabójstwa, zasłaniając się jednak lukami w pamięci. Biegli uznali, że w chwili czynu był poczytalny. W grudniu 2013 r. zapadł wyrok: Grzegorz O. został skazany na 25 lat pozbawienia wolności.
Zabójstwo ciężarnej Jolanty Ś. (2016)
W maju 2016 r. zaginęła bez śladu 25-letnia Jolanta Ś. z Dębicy, będąca w siódmym miesiącu ciąży. Początkowo rodzina otrzymywała SMS-y z jej telefonu sugerujące, że wyjechała za granicę urodzić i oddać dziecko do adopcji. Prawda okazała się jednak znacznie bardziej makabryczna. W rzeczywistości Jolanta padła ofiarą morderstwa zaplanowanego przez ojca swojego nienarodzonego dziecka – 31-letniego Grzegorza G., prywatnie… jej szwagra (męża siostry)
Grzegorz G. 20 maja 2016 zwabił Jolantę (która liczyła, że zwiąże się z nim na stałe) pod pretekstem wspólnego fotografowania nieba. Na odludnym terenie doszło między nimi do kłótni – mężczyzna nie zamierzał zostawiać swojej żony, zamiast tego postanowił pozbyć się kochanki i dziecka. Zepchnął ciężarną z około 15-metrowej skarpy, a gdy ta upadła, zaatakował ją cegłą i nożem. Grzegorz G. zabrał zwłoki do bagażnika i przez kilka dni woził je, ukrywając przed otoczeniem. Wysyłał w tym czasie fałszywe wiadomości z telefonu ofiary, aby skierować podejrzenia na rzekomy wyjazd Jolanty za granicę. Sprawca zdecydował się zakopać zwłoki. Wywiózł zwłoki do lasu w okolicy Ostrowa (pow. ropczycko-sędziszowski) i tam, w zagłębieniu terenu, zakopał je, przysypując gałęziami i polewając chemikaliami
Przez pierwsze miesiące Grzegorz G. skutecznie pozorował niewiedzę o losie szwagierki. Jednak policja coraz bardziej podejrzewała jego udział w zaginięciu Jolanty. Próbował uciec za granicę, wcześniej okradając swojego pracodawcę z drogiego sprzętu. Plan się nie powiódł – Grzegorza zatrzymano i podczas przesłuchania odkryto makabryczne fakty. We wrześniu 2018 r. Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał go za winnego zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Skazano go na dożywotnie więzienie (wyrok ten w 2019 potwierdził Sąd Apelacyjny
Rodzinna tragedia w Tarnowie (2022)
W październiku 2022 r. w Tarnowie doszło do makabrycznej zbrodni. W jednym z domów szeregowych na osiedlu pod Górą św. Marcina znaleziono ciała czteroosobowej rodziny – 41-letniej Katarzyny O., jej 3- i 6-letnich córek Mai i Leny oraz 43-letniego Tomasza O. Wszyscy zginęli od ran ciętych zadanych ostrymi narzędziami. Wstępne informacje wskazywały na tzw. rozszerzone samobójstwo – podejrzewano, że ojciec zamordował żonę i dzieci, po czym odebrał sobie życie.
Sekcja zwłok wykazała później, że ojciec prawdopodobnie najpierw zamordował żonę i córki, a następnie popełnił samobójstwo. Ustalono, że rodzina miała założoną „Niebieską Kartę” – już wcześniej dochodziło do incydentów przemocy domowej, a Katarzyna O. myślała o rozwodzie. Ostatecznie prokuratura umorzyła śledztwo, uznając, że sprawcą był zmarły mąż.
Niewyjaśniona zbrodnia ekspedientki (Niedomice 2001)
23 stycznia 2001 r. we wsi Niedomice (powiat tarnowski) doszło do tajemniczego zabójstwa 35-letniej ekspedientki sklepu spożywczego. Kobietę znaleziono wieczorem w sklepie tuż po zamknięciu – leżała na podłodze w kałuży krwi, z licznymi ranami kłutymi zadanymi ostrym narzędziem. Mimo zabezpieczenia śladów (znaleziono m.in. krew należącą do sprawcy) i przesłuchania setek osób, ówczesne śledztwo utknęło w martwym punkcie. W lipcu 2002 postępowanie umorzono z powodu niewykrycia sprawcy.
Dopiero po 20 latach sprawę ponownie podjęto dzięki policyjnemu Archiwum X w Krakowie. W 2020 r. wznowiono śledztwo i zastosowano najnowsze metody badawcze, szczególnie analizy DNA pozostawionej krwi. We wrześniu 2022 r. ogłoszono przełom: Instytut Ekspertyz Genetycznych potwierdził zgodność profilu DNA 39-letniego mieszkańca powiatu tarnowskiego ze śladem krwi zabójcy sprzed lat Okazało się, że sprawcą był w chwili zbrodni zaledwie 17-letni uczeń szkoły zawodowej, mieszkający w okolicy sklepu. Co ciekawe, człowiek ten od 2020 r. odbywał już karę więzienia za inne przestępstwo (rozbój), a za kilka tygodni miał wyjść na wolność. Został jednak zidentyfikowany i usłyszał zarzut zabójstwa sprzed lat.
Podczas przesłuchania 39-latek złożył obszerne wyjaśnienia – dokładnie pamiętał dzień zbrodni. Przyznał, że wszedł do sklepu tuż przed zamknięciem i zaatakował ekspedientkę przypadkowo, w napadzie złości i agresji, zadając jej 21 ciosów ostrym narzędziem i pozostawiając konającą. Po zabójstwie ukradł z kasy kobiety jej torebkę z dokumentami i 170 zł oraz butelkę wódki
Zabójstwo nad Wisłą (2020)
Na początku października 2020 r. w okolicach miejscowości Górki (powiat mielecki) doszło do dramatycznego zdarzenia z udziałem starszego małżeństwa z Kielc, które przebywało w gospodarstwie agroturystycznym. 2 października para wybrała się na ryby nad Wisłę i od tamtej pory ślad po nich zaginął. Po kilku dniach intensywnych poszukiwań odnaleziono najpierw ciało 70-letniego mężczyzny z raną postrzałową twarzy oraz znalezioną przy nim bronią, a następnie zwłoki jego żony, 66-letniej kobiety, w miejscowości Surowa – oddano do niej aż osiem strzałów, z czego sześć trafiło w głowę.
Sekcje zwłok wykazały, że oboje zginęli w wyniku obrażeń mózgowo-czaszkowych spowodowanych postrzałami. Prokuratura przyjęła, że mężczyzna najpierw zastrzelił żonę, a następnie popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. W miejscu ich pobytu zabezpieczono listy pożegnalne. Śledztwo zostało zakończone we wrześniu 2021 r., uznając sprawę za zamkniętą – nie znaleziono żadnych śladów udziału osób trzecich ani dowodów na namawianie do samobójstwa.
Komentarze (0)