Jeszcze bardziej pesymistycznie prezentuje się statystyka za rok 2016. Choć czad, jak dotąd, nie zebrał w naszym powiecie śmiertelnego żniwa, przez dziesięć miesięcy doprowadził do kilkunastu podtruć. - Łącznie w 13 zdarzeniach dotyczących wykrycia tlenku węgla poszkodowanych zostało aż 14 osób, w tym dwójka dzieci – wylicza Marek Matubowski, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mielcu.
Czadu nie widać, nie czuć i nie słychać
Czad wbrew temu, co sądzi znaczna część społeczeństwa, nie jest gazem łatwym do wykrycia. Wręcz przeciwnie – łatka „cichego zabójcy”, jaką przylepiono mu już lata temu, dobitnie potwierdza, że nie da się go odczuć żadnym zmysłem: czy to wzrokiem, czy węchem. - W przypadku zatrucia tlenkiem węgla najbardziej niebezpieczne jest to, że nie daje on żadnych wyraźnych, specyficznych objawów. Pacjenci, którzy trafiali do nas z powodu zatruć czadem, dopiero później skarżyli się na ból głowy, senność czy dekoncentrację. Czasem tłumaczyli, że w chwili, gdy wdychali czad, mieli odruch ucieczki, zupełnie tak, jakby wewnętrznie wyczuwali, że znajdują się w niebezpieczeństwie. Zwykle jednak w krytycznym momencie właściwie nie zorientowali się nawet, że właśnie ulegają zatruciu. Gdyby nie pomoc udzielona na czas, groziłoby im zaśnięcie i śmierć - mówi Aneta Dyka-Urbańska, rzecznik Powiatowej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Mielcu. Jak wyliczyła na naszą prośbę, w ubiegłym roku ratownicy wyjechali do ośmiu przypadków podtruć tlenkiem węgla, w tym roku zaś podobną akcję odbyli raz. - Wymienione przypadki to te, co do których mamy stuprocentową pewność, iż związane były z tlenkiem węgla. Trzeba wiedzieć, że ekipa ratunkowa wielokrotnie udzielała pomocy osobom, co do których istniało jedynie podejrzenie zatrucia czadem – dodaje.
Więcej w 45 numerze Korso