reklama

Strażak na powodzi [Reportaż]

Opublikowano:
Autor:

Strażak na powodzi [Reportaż]  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW trudnym czasie powodziowym w stan gotowości postawione były wszystkie służby ratownicze, ale to strażacy byli pierwsi na miejscu i to oni bezpośrednio ratowali mieszkańców i ich dobytek. Nie ma znaczenia, czy to Państwowa czy Ochotnicza Straż Pożarna, każdy z nich był chętny do pomocy. Jak wyglądała ich praca w terenie? Czy sen i znużenie bardzo dawały się we znaki? O to zapytaliśmy Łukasza Kapinosa, zastępcę komendanta Powiatowej Straży Pożarnej w Mielcu.

Z informacji uzyskanych od Łukasza Kapinosa dowiedzieliśmy się, że odkąd wprowadzony został stan podwyższonej gotowości, strażacy nie pracowali 24h/48h (jak zwykle), tylko 24h/24h. Taka zmiana utrzymana była przez wszystkie dni powodzi. Na stanowisku kierowania w komendzie pracowały cztery osoby. W tym czasie Podkarpacki Komendant Wojewódzki powołał w Izbiskach  sztab kryzysowy, gdzie pracowało około 10 osób. Byli to funkcjonariusze z komend z województwa podkarpackiego. Szef sztabu był wyznaczony z komendy wojewódzkiej. Sztab miał określony numer telefonu. Ludzie dzwoniący pod powszechnie znane numery alarmowe typu 112 czy 998 byli przekierowywani do stanowiska kierowania.

 

Czas na jedzenie i spanie

Jeżeli jest akcja taka jak powódź i strażak znajduje się w terenie powyżej sześciu godzin, to akcja traktowana jest jako długotrwała. Wówczas pracownikowi przysługuje wyżywienie i tak było w tym przypadku. Jedzenie było dowożone strażakom w teren.

Jeżeli chodzi o przekazywanie sprzętu, to dowódcy jednostki ratowniczo-gaśniczej nad tym bacznie czuwali. Wymiana strażaków odbywała się w miejscu pracy, czyli de facto w terenie.

 

Zakres obowiązków

Straż pożarna jest służbą interwencyjną. Fazy zarządzania kryzysowego składają się między innymi z przygotowania, reagowania, odbudowy itd. Wielu poszkodowanych dzwoniło z prośbą o wypompowywanie wody z posesji, a ta czynność jest ostatnią fazą. Pierwsza czynność, jakiej się podejmowaliśmy, to ewakuacja ludzi. Często osoby nie chciały opuszczać swojego domu, wówczas dbaliśmy o zabezpieczenia mienia (chociażby wyniesienie mebli na piętro wyżej), a następnie zabezpieczanie domów workami z piaskiem.

Zgłoszeń powodziowych było około 500. Praca strażaków w tych newralgicznych miejscach, jak Gliny Małe, polegała na wspomaganiu śluzy. Woda wypompowywana była sprzed śluzy do rzeki. Z domów, podwórek nie było możliwości tej wody wypompować, bo nie było gdzie.

Wielu ludzi z tym żywiołem spotkało się pierwszy raz. Nie do końca wiedzieli, jak się zachować i oczywiście pojawiła się panika. Wówczas kierowane były przykre słowa, także pod naszym adresem. W wielu przypadkach okładaliśmy domy workami z piaskiem i dzisiaj ci sami ludzie nam dziękują. Wody nie dało się zawrócić, natomiast obłożenie domu workami z piaskiem czy zabezpieczenie drzwi wejściowych zawsze dawało jakiś efekt.

Część ludzi nie chciała się od razu ewakuować. Nie do końca wierzyli w to, że całkiem ich zaleje. Jednak po 3 dniach, kiedy w domu zaczynało brakować środków spożywczych i wody, dzwonili po strażaków. Wówczas ewakuacja ich była znacznie utrudniona i trwała zdecydowanie dłużej. Woda nie była na tyle wysoka, żeby można było swobodnie przepłynąć łódką, były one ciągnięte przez strażaków.

Każdy oczekiwał pomocy, gdy strażacy pytali, jakiej tej pomocy potrzebują, to padało jedno stwierdzenie: wypompujcie wodę. Nie mieli świadomości, że najpierw trzeba mieć tę wodę gdzie wypompować. My nie mieliśmy gdzie, bo wszystko było zalane.

 

Ochotnicza Straż Pożarna

Prawie każda jednostka OSP z terenu powiatu mieleckiego brała udział w akcji powodziowej. Ochotnicy pracowali nawet po 48 godzin, część z nich brała urlopy w swoich zakładach pracy, aby móc nieść pomoc potrzebującym.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE