Akcja w Niedzielę Palmową pozwoliła na nagłośnienie tematu w mediach ogólnopolskich i w końcu zwróciła uwagę niektórych polityków z samorządu do tego stopnia, że postawa "nic nie mogę", którą prezentował marszałek Ortyl w 2015 roku po zebraniu 20 tys. podpisów przez AERIS, nagle zmieniła się w postawę waleczną. To ułatwiło składanie wniosków o wstrzymanie pracy zakładu przez wszystkie podmioty samorządowe, od nowego prezydenta po marszałka i starostę. Postawa tych trzech przypomina groźne machanie palcem... w bucie.
Ciężko mieć inne wrażenie, bo sam marszałek wydał pozwolenie zintegrowane, które niby zmniejsza emisję, ale bez monitoringu ciągłego jest przysłowiowym "psu na budę" - bo ani marszałek, ani mieszkaniec z tego dokumentu nie mają nic. Dlaczego? Ponieważ urzędnicy WIOŚ, którzy mają badać to, czy pozwolenie jest przestrzegane, nie pracują w godzinach popołudniowych, w weekendy i święta, a zanim przyjadą, muszą poinformować zakład. Dlatego zakład może dalej robić co chce i się tłumaczyć, że nikt mu nie udowodnił zatruwania powietrza (bo takich dowodów faktycznie w świetle działania WIOŚ jako instytucji publicznych - jedynych akredytowanych do tego typu działań - nie ma).
Efekt marszu ciężko dziś przewidzieć. Uważam, że tych działań, które rozpoczęli mielczanie, nie można zakończyć. Zakład się modernizuje, ale nie wiemy, jak będzie wyglądało jego funkcjonowanie nawet po 28 maja, kiedy to ma się zakończyć inwestycja poprawiająca stan mieleckiego powietrza. Trzeba zadbać o monitoring ciągły, w pełnym zakresie, na wszystkich emitorach. Firma Kronospan za bajki o parze wodnej z kominów nie zasługuje na żadną taryfę ulgową.