Do Mielca przybył w związku z pracą. Los chciał, że będąc w Szwajcarii na delegacji dzielił pokój z Kubą, który po krótkiej rozmowie okazał się jednym z założycieli klubu futbolu amerykańskiego w Mielcu. Jego opowiadania o tym sporcie zachęciły Piotra do spróbowania swoich sił. Już w trakcie studiów w Rzeszowie miał podobny pomysł, chciał dołączyć do tamtejszej drużyny, ale zawsze znajdował wymówki. Teraz było jednak inaczej - podjął decyzję, że chce się w to zaangażować.
Rekrutacja do drużyny była wykańczająca, ale pierwsze treningi okazały się jeszcze trudniejsze. - Po pierwszym treningu był koszmar, nogi nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku bolały okrutnie. Po drugim treningu nowe zmęczenie nałożyło się na poprzednie, miałem dosyć. Ale wtedy pomyślałem, że jeśli już przeżyłem rekrutację, to gorzej być nie może - wspomina Piotr. - Z czasem wszystko ustąpiło. Później był pierwszy mecz, przemogłem się i tak już gram drugi rok - dodaje.
W skład drużyny wchodzą uczniowie, a także specjaliści z różnych branż . - Sezon Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego zaczyna się właśnie w okresie letnim, czasem trzeba poświęcić wakacje, żeby pojechać na mecz. Obecnie trenujemy dwa razy w tygodniu – w poniedziałek i czwartek. W pracy zazwyczaj jestem od 7 do 15, ale bywa i tak, że spędzam tam całe dnie - mówi futbolista.
Mimo napiętego grafiku Piotr Dąbek znajduje czas na inne pasje, zwłaszcza na jedną, która towarzyszy mu od dzieciństwa. Mowa o zbieraniu staroci. Dlaczego staroci, a nie np. antyków? Bo jak sam mówi, antyk kojarzy mu się z czymś naprawdę starym, a on kolekcjonuje dzieła z różną metryką, choć ma na swoim koncie i bardzo stare okazy.
Pasja
- Ta pasja jest u nas rodzinna. Tata zbierał starocie i antyki od zawsze. Twierdzi, że to już około 40 lat. Odkąd pamiętam, w pokoju rodziców stał zegar Majak, na ścianie wisiał zegar kwadransowy, wagowy, a kolejne zegary tata przywoził systematycznie. Jeśli chodzi o mnie, to pierwszego zakupu dokonałem, mając około 10 lat - kontynuuje swoją historię Piotr. Nigdy nie krytykował taty za takie hobby. Zresztą jako jedyny z rodzeństwa złapał bakcyla zbieractwa. Zapamiętywanie sygnatur i historii przychodzi mu łatwo, a to podstawa w tej pasji.
- Ze znalezieniem antyku jest różnie, czasami bywa tak, że ludzie sami się do nas zgłaszają, część rzeczy kupujemy przez Internet, a część na giełdach staroci w Rzeszowie, Krakowie, Lublinie, Dukli czy w Jarosławiu - tłumaczy Piotr, który ze względu na pracę i treningi nie ma już tyle czasu, by pojawiać się na giełdach tak często jak kiedyś.
Pokaźna kolekcja
W Mielcu wynajmuje mieszkanie; nie jest ono duże, stąd i mała przestrzeń do kolekcjonowania. Całe zbiory znajdują się natomiast w domu rodzinnym Piotra, pod Łańcutem. Tam w każdym pokoju jest coś starego. Pasja, która zawładnęła ojcem i synem, jest całkowicie akceptowana przez mamę Piotra, która zresztą do kolekcji dokłada swoje ulubione porcelanowe figurki. Gorzej, gdy trzeba wszystko posprzątać, bo to właśnie porcelana jest najbardziej czasochłonna w trakcie domowych porządków. Na pytanie, jakim zbiorem mogą się pochwalić, Piotr odpowiada bez zastanowienia: - Jeśli mielibyśmy wszystko zatrzymać z tego, co udało się nam zdobyć, to mielecki rynek by tego nie pomieścił. Możemy pozwolić sobie na zatrzymanie 1 z 10 małych rzeczy - tłumaczy. - Bywa tak, że coś nam się bardzo spodoba i to kupimy, ale jeśli długo stoi i nie da się już nic z tym zrobić, to taki mebel idzie na "dawcę organów" albo niestety jesteśmy zmuszeni go wyrzucić - dodaje.
Drogie hobby
Zbieractwo to pasja, której nie da się odłożyć na jakiś czas. Nigdy nie można przewidzieć, czy pewnego dnia nie trafi się na coś wyjątkowego, stąd wydatki są trudne do oszacowania.
- Wszystko zależy od miesiąca. Bywa tak, że faktycznie uda się coś kupić za grosze – 30, 35 zł może kosztować piękny zegar. Zresztą na taki trafiłem ostatnio w Sandomierzu. Ale bywają miesiące, że jest się w stanie wydać 2, 3 tysiące - tłumaczy futbolista. - Czasami zbierając na renowację, która zresztą jest najdroższa w całej tej pasji, jestem zmuszony zacisnąć pasa i powstrzymać się od wydawania pieniędzy na inne rzeczy - kontynuuje.
Renowacja rzeczywiście pochłania sporą część wydatków, ale jest nieodzownym elementem zbieractwa. - Zegar żyłkowy w zależności od sygnatury to koszt rzędu 400 albo nawet 1000 zł. Remont skrzynki do zegara to około 400 zł. Najdroższa jest naprawa mechanizmu, która może wynieść 500 zł i zależy od zegarmistrza. Wychodzi więc na to, że kupno starego przedmiotu to nic w porównaniu z tym, ile jeszcze trzeba w niego zainwestować - wyjaśnia Piotr.
Unikatowe odkrycie
Piotr wraz z tatą doskonale orientują się w historii swojego regionu. Opanowali wiedzę na tyle dobrze, że świetnie radzą sobie z analizą historyczną znaleziska. Po wzorach mebli są w stanie określić, z jakiego regionu Polski pochodzą. I tak na przykład od Piotra dowiadujemy się, że pod Przeworskiem dominowały bogato rzeźbione motywy roślinne, za to Łańcut i okolice Kosiny to głównie toczone rzeczy, czyli różnego rodzaju tralki i półkola.
- Wiedza o pochodzeniu danej rzeczy przychodzi wraz z jej nabyciem, za każdym razem dowiaduję się czegoś interesującego - mówi Piotr.
Ludzie często, sprzedając daną rzecz, nie znają jej wartości. Podobnie jest w przypadku nabywców, którzy za grosze kupują całkowicie obcą rzecz, a o tym, jak jest cenna, dowiadują się z czasem. Tak było w przypadku Piotra i jego taty, którzy w ramach dodatku do zakupu otrzymali - jak sami wtedy określili - kamień z wydrążoną dziurą. Ten nietypowy i zresztą mało atrakcyjny przedmiot okazał się toporkiem do ugniatania kapusty sprzed 7 tysięcy lat! Dziś znalezisko jest cennym eksponatem w muzeum.