reklama

Popołudnie z Martinem Radoniem. Poznajcie jego życie

Opublikowano:
Autor:

Popołudnie z Martinem Radoniem. Poznajcie jego życie  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościTo historia, która mogła wydarzyć się w każdym regionie Polski. Młody, zdolny piłkarz, zainteresowanie klubu z ekstraklasy i powołanie do reprezentacji Polski. Brzmi jak spełnienie marzeń? Do pewnego czasu tak było.

Martin Radoń, jeszcze kilkanaście lat temu jeden z najlepiej zapowiadających się młodych piłkarzy na Podkarpaciu, dziś w piłkę gra jedynie hobbistycznie. Jest trenerem i prowadzi zajęcia z młodymi zawodnikami, którzy podobnie jak kiedyś on, marzą o wielkiej karierze. Jego karierę zatrzymały kontuzje.  

Jest 28 maja 2001 roku. Pod Warszawą trwa zgrupowanie reprezentacji Polski do lat 16. Bramki biało-czerwonych broni Łukasz Fabiański, za kilka lat trafi do Legii Warszawa, skąd w 2007 roku wykupi go angielski Arsenal za 5 milionów euro. Podczas meczów co jakiś czas instruuje wysokiego środkowego obrońcę, który na zgrupowanie przyjechał ze Stali Mielec. Ten obrońca to Martin Radoń.

31 marca 2018 roku, Manchester, Stadion Old Trafford. 70 tysięcy widzów na trybunach. Łukasz Fabiański broni bramki swojego zespołu Swansea City w meczu przeciwko Manchesterowi United. Jego zespół przegrał, ale on sam mógł być zadowolony ze swojej postawy – nie popełnił żadnego błędu, obronił kilka strzałów i był bardzo pewny przy wyjściach do dośrodkowań. 

31 marca 2018 roku, Wola Chorzelowska. Mecz Pitmark Jaślany - APPN Mielec. Na trybunach ok. 50 widzów. W 85. minucie Martin Radoń mierzonym strzałem pokonuje bramkarza Pitmarku i ustala wynik na 3:1 dla APPN Mielec. Po tym zwycięstwie jego zespół wraca na pozycję lidera mieleckiej A klasy. 

 

Starcie, które zmieniło wszystko 

Radoń od najmłodszych lat związany był ze Stalą. W Mielcu przeszedł całą ścieżkę szkolenia, a na jego talencie szybko poznali się trenerzy z innych ośrodków. W wieku 16 lat jeździł na zgrupowania juniorskiej reprezentacji Polski, grając w jednym zespole z Łukaszem  Fabiańskim i Sławomirem Peszko. Wszystko tak pięknie się zapowiadało...

Do kadry juniorów Radonia powoływał Andrzej Zamilski. Ten uznany w środowisku szkoleniowiec odważnie postawił na wychowanka mieleckiej Stali, a on odpłacał mu się solidnymi występami w międzypaństwowych spotkaniach z Rosją i Białorusią. Wstępne zainteresowanie usługami Radonia wyraziła ekstraklasowa Pogoń Szczecin i wydawało się, że mielczanin lada moment przeprowadzi się na Pomorze Zachodnie. Marzył o podboju najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, a potem kto wie, może i zagraniczny transfer. 

– Gdy masz kilkanaście lat i dostajesz ofertę od czołowego  klubu, może ci się wydawać, że świat staje przed tobą otworem. Ja twardo stąpałem po ziemi, ale oczywiście miałem marzenia i cele – wspomina dzisiaj. 

 Jednak los zgotował dla niego zgoła inny scenariusz. Podczas jednej z wielu gierek treningowych, jakie były rozgrywane podczas obozu juniorskiej reprezentacji, ostro starł się z przeciwnikiem. Martin poczuł silny ból w nodze. Już po chwili wiedział, że to nie jest zwykłe stłuczenie. Diagnoza lekarska nie pozostawiła żadnych wątpliwości – zerwana torebka stawowa. Mimo dotkliwego bólu mielczanin postanowił zostać na zgrupowaniu. – Podczas rozmowy z trenerem kompletnie się rozkleiłem. Wiedziałem, że gra w kadrze to najlepsze okno wystawowe, życiowa szansa. W tamtych czasach Stal Mielec powoli podnosiła się po upadku, grała w niskich ligach, ja miałem duże ambicje i wiedziałem, że muszę robić co w mojej mocy, żeby pokazać się w reprezentacji. Postanowiłem zostać na tamtym zgrupowaniu, zacisnąć zęby i grać dalej. Popełniłem błąd – przyznaje po latach. 

 Niezaleczony uraz pogłębił się, co spowodowało dłuższy rozbrat z treningami i piłką. Urwał się kontakt z juniorską kadrą i klubami z ekstraklasy. - Nie ma co gdybać – mówi Radoń pytany o to, czy ma żal do losu. Przecież był tak blisko zrobienia naprawdę fajnej kariery w sporcie.  Wystarczy wymienić takie nazwisko jak Łukasz Fabiański. Niegdyś kolega z boiska Radonia, dziś jeden z wyróżniających się bramkarzy w angielskiej ekstraklasie, uchodzącej za najlepszą na świecie. Prawdopodobnie to on za kilka miesięcy będzie bronił polskiej bramki podczas mistrzostw świata 2018 w Rosji. – Jasne, miło w telewizji ogląda się występy chłopaków, z którymi kiedyś dzieliło się jedno boisko podczas treningów. Mnie pozostały jednak fajne wspomnienia, których nikt mi nie odbierze.

Misja w szkoleniu

Od pewnego czasu Radonia pochłania praca w Akademii Piłkarskiej Piłkarskie Nadzieje, która szkoli dzieci z Mielca i okolic. Przez kilka lat, wspólnie z byłym trenerem Stali Mielec Grzegorzem Wcisło, prowadził rocznik 2004. - Starałem się im przekazać miłość do sportu. To mój główny cel – mówi. – Cieszy mnie to, że chłopaki robią postępy, że cieszą się piłką nożną. Spędzają wolny czas, uprawiając sport. Łączymy formę zabawy z grą. Fajnie, że mają swoje cele i marzenia. Naszym zadaniem jest pomoc w ich realizacji – przekazuje Radoń. 

Jesienią ubiegłego roku Martin Radoń podjął kolejne wyzwanie – został trenerem drużyny juniorów młodszych AP Piłkarskie Nadzieje. – To zawsze duży przeskok. Początkowo miałem nawet tremę. Teraz wszystko się już ustabilizowało - uśmiecha się. - Wygraliśmy pierwsze dwa mecze, nasza gra wygląda dobrze, tak że nic, tylko się cieszyć. Oby tak dalej. 

- Jestem szczęśliwy, bo mogę robić to, co kocham. Oczywiście na pewno było kilka momentów, które mogłyby potoczyć się dla mnie bardziej pomyślnie, ale uważam, że tak po prostu miało być. Cieszę się, że mogę realizować się w pracy w Piłkarskich Nadziejach. Robota trenera jest naprawdę bardzo wdzięczna. Mam nadzieję, że choć jeden mój podopieczny dostanie taką szansę jak ja i uda mu się ją wykorzystać – kończy Martin Radoń. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE