reklama

Pacjent: „SOR to istna tragedia”

Opublikowano:
Autor:

Pacjent: „SOR to istna tragedia” - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościDługie oczekiwanie na konsultację, nieprzyjemne zachowanie personelu i wypisanie z oddziału ratunkowego bez udzielenia właściwej pomocy – to zarzuty, jakie w stronę mieleckiego SOR-u kieruje jeden z pacjentów. Szpital w sprawie nie ma sobie jednak nic do zarzucenia.

- Moja historia rozpoczęła się 18 lipca, kiedy to dostałem napadu bólu rwy kulszowej. Nie mogłem się poruszać, więc około godziny 16 wezwałem pogotowie. Z racji tego, że zastrzyki podane przez ratowników nie uśmierzyły bólu, zadecydowano o przewiezieniu mnie na SOR – rozpoczyna swoją opowieść młody mężczyzna, który poskarżył się nam na jakość pomocy wyświadczonej mu przez oddział ratunkowy.

„Tak oto pomaga się tu pacjentom”
Do gustu nie przypadł mu w szczególności personel, a konkretniej fakt, że – w jego opinii – był on wyjątkowo nieprzyjemny. - Najpierw dano mi do podpisu zgodę na podanie leków. Nie wiedziałem jednak, czym będę leczony i nikt nie chciał mi tego wyjaśnić. Pielęgniarka powiedziała, że nie ma czasu na tłumaczenia, bo ma wielu pacjentów i spieszy się do nich – relacjonuje nasz czytelnik. Jeszcze bardziej zawiódł się, czekając na konsultację lekarską. - Miałem ze sobą wynik wykonanego prywatnie rezonansu magnetycznego. Od początku prosiłem personel, by mógł zobaczyć go neurochirurg. Kiedy jednak w odpowiedzi usłyszałem, że procedura przewiduje, by pacjenta w moim stanie zobaczył najpierw neurolog, grzecznie poczekałem na swoją kolej – opowiada mężczyzna. Kolej ta przypadła na godzinę 20. - Pani neurolog przerwała jednak badanie w połowie oburzona tym, że nie mogę wytrzymać z bólu. Powiedziała, że w moim przypadku wymagana jest konsultacja neurochirurga. A kiedy przytaknąłem jej i powołałem się na procedury, o jakich usłyszałem jakiś czas wcześniej, lekarka zaprzeczyła, jakoby takie obowiązywały i wyszła – oburza się pacjent, dodając, że po upływie około 1,5 godziny do jego drzwi zapukał wreszcie właściwy specjalista. - Uznał, że mój przypadek kwalifikuje się na operację. Z racji tego jednak, że jestem młody, a także, że rwa kulszowa dokuczyła mi po raz pierwszy, zlecił badanie neurologiczne oraz rehabilitację. Kilkanaście minut później w szpitalu najprawdopodobniej zakończyła się zmiana. Powiedziano mi, że ze względu na to, że nie zgadzam się na operację, jestem wolny i mogę iść do domu. Nie dostałem wypisu ani recepty na jakiekolwiek mocniejsze środki – dopowiada rozzłoszczony pacjent.

Więcej w 34 numerze Korso

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE