Mimo że mija już tyle lat od śmierci Daniela Kozdęby, to nadal jego najbliższym trudno jest rozmawiać o nim. To jest zupełnie zrozumiałe. Nam udało się ostatnio porozmawiać z księdzem Tomaszem Baciem z Rzeszowa, który z Danielem Kozdębą i jego żoną Małgorzatą spotkał się na Drodze Neokatechumenalnej.
Rzeszów. Jest rok 2013. Daniel Kozdęba pracuje wspólnie z żoną. Są młodym małżeństwem. Mają dużo pracy, ale też chęć robienia w życiu czegoś więcej. Jak dobrze wiemy, ta zasada bardzo szybko spełni się w życiu Daniela w działalności samorządowej: jako radny powiatowy w Mielcu i wreszcie jako prezydent Mielca.
Udało nam się dotrzeć do przyjaciół Daniela z różnych lat. W tym numerze rozmawiamy z ks. Tomaszem Baciem ze wspólnoty neokatechumenalnej przy parafii Świętej Rodziny w Rzeszowie, który powadzi w tym mieście wspólnotę neokatechumenalną. Mało kto wie, ale Daniel i jego żona Małgorzata właśnie w 2013 roku odkrywają neokatechumenat, który z biegiem kolejnych lat staje się ich ważną częścią życia.
- Daniel pojawił się u nas w 2013 roku. Razem z żoną Małgosią pracowali wtedy w Rzeszowie. Najpierw słuchali katechez, a następnie dołączyli do wspólnoty - potwierdza ks. Tomasz Bać.
Czy pamięta ksiądz wasze pierwsze spotkanie? Pierwszą rozmowę? Jaki Daniel wtedy był?
Daniel to był człowiek, który lubił ludzi. Gdy pojawił się na naszym spotkaniu, a dokładniej na takim pierwszym wyjeździe weekendowym wspólnoty, to zrobił na nas wszystkich wrażenie bardzo otwartego. To był człowiek, który zawsze miał dużo do powiedzenia. To było bardzo radosne wrażenie. On sprawiał, że ludzie lgnęli do niego. Miał taki charakter, że przyciągał. Warto dodać, że na początku jeszcze dokładnie nie wiedzieliśmy, kim był.
Warto dodać, że to była skromna osoba. On nie "chwalił" się, ani swoim wykształceniem, ani tym, gdzie i dla kogo pracował. Przecież to był czas jego imponującej kariery zawodowej.
Wiadomo, że wspólnota ma to do siebie, że bardzo szybko się poznajemy. Jasne było, że wszyscy szybko dowiedzieliśmy się o działalności Daniela. Oczywiście wyszło to naturalnie. Wiedzieliśmy, że Daniel jest zaangażowany społecznie czy politycznie. Dla mnie osobiście to było bardzo ciekawe doświadczenie. Widziałem w tym chrześcijaństwo. Jego specyficzną drogę życiową, którą zgodnie z planem realizował. Dla niego chrześcijaństwo nie było tylko zbiorem zasad, nakazów czy reguł, tylko on to rozumiał jako fragment jego życia. Ja to widziałem na własne oczy. On to świetnie w swoim życiu łączył, on potrafił znajdywać na wszystko czas. Dobrze wiemy, że w miarę jak bardzo angażował się społecznie, to i coraz trudniej mu było to wszystko łączyć. Nam się przynajmniej tak wydawało, ale właśnie to było tylko złudzenie. On czas miał i to w każdym wymiarze. Za to go podziwiałem, bo wiedziałem, ile go to kosztowało. Chociaż w jego życiu łączenie wiary z codziennością to była naturalność.
To było dla niego naturalne, ale też bardzo ważne. Żył wiarą i to można było odczuć. Wielokrotnie podkreślał, że neokatechumenat był dla niego ważny.
Tak było. Był w tej wspólnocie do końca życia. Do kiedy tylko mógł być, to się pojawiał. Pojawiał się na spotkaniach wspólnotowych, na wspólnej Mszy Św., czy nawet na wyjazdach. Potem, jak był już prezydentem Mielca, to także się pojawiał. Kiedy pojawiła się choroba, to był do momentu, jak tylko mu na to pozwalały siły. Jego wiara była niezwykle autentyczna.
Jak wyglądała księdza relacja z Danielem? Bo wiem, że był ksiądz jego wieloletnim duszpasterzem.
Po pierwsze, to była ludzka relacja, przyjacielska. Ale to też była relacja duszpasterska. Spotkania we wspólnocie, dużo rozmów, ale też relacje duszpasterskie, jak oczywiście spowiedź i posługa sakramentalna. Zarówno Daniel, jak i jego żona Gosia byli bardzo otwarci. Potem też towarzyszyłem im już w czasie choroby Daniela.
Neokatechumenat to program duszpasterski na całe życie. Tutaj warto to podkreślić, że wspólnota neokatechumenalna bardzo wpłynęła na Daniela i przełożyła się na jego charakter. Czy możemy powiedzieć, że neokatechumenat przydał mu się w jego działalności społecznej?
Droga neokatechumenalna ma to do siebie, że jest bardzo wymagająca. To konkretny program rozwoju wiary i program odkrywania wiary. Z naszym rozmów wynikało, że to było mu potrzebne także w jego działalności społecznej. Już nie wspomnę, że przydało mu się to szczególnie w doświadczeniu choroby.
Ksiądz towarzyszył Danielowi właśnie w tym trudnym czasie. Możemy sobie tylko wyobrażać, co myślał w momencie, kiedy poznał swoją diagnozę i rokowania.
Od strony ludzkiej on i jego najbliżsi robili absolutnie wszystko, żeby próbować wyleczyć tę straszną chorobę. Ja widziałem to zaangażowanie i to było coś niesamowitego. Natomiast gdy rzeczywiście okazało się, że stan jego zdrowia się pogarsza i to znowu za każdym spotkaniem widziałem, jak Daniel szybko dojrzewał. Jak zdawał sobie sprawę z sytuacji i jak umiał cierpliwie znosić te trudności. Ja go odwiedzałem zarówno w domu, jak i potem w szpitalu. Oczywiście widziałem lęk, bo to normalne i każdy z nas by to czuł, ale widziałem też w nim dużo pokoju. Mam nawet w swoim archiwum takie zdjęcie z jednej z wizyt w szpitalu. Na zdjęciu widać Daniela, który jest umęczony chorobą, ale serdecznie się na tym zdjęciu uśmiecha. To był czas, kiedy nawet uśmiech był dla niego ogromnym wysiłkiem.
Postać Daniela Kozdęby zapewne bardzo się zakorzeniła w waszą wspólnotę. Wspominacie go po latach?
Tak, oczywiście. Ta pamięć jest ciągle żywa. On miał taką niezwykłą cechę, że ludzie go po prostu lubili. Można było z nim usiąść i porozmawiać na każdy temat. Tak więc rozmawialiśmy z nim o wierze, ale też o codziennym życiu, a nawet o polityce. Dla nas wartościowe było to, że mogliśmy mieć relację z człowiekiem, który miał ciekawe podejście do polityki, w której przede wszystkim widział człowieka. Jego obecność we wspólnocie na pewno sprawiła to, że poszerzał nasze myślenie o świecie. Trudno by było o tym zapomnieć, bo on bardzo się zapisał w naszych życiach.
Co takiego jest w postawie życiowej Daniela Kozdęby, co ksiądz cenił i warto, żeby te konkretne cechy wprowadzać w swoim życiu?
To na pewno warto tutaj powiedzieć o jego życiowej odwadze. On się niczego i nikogo nie bał. Potrafił rozmawiać z każdym. Nigdy nikogo nie oceniał. Cenił sobie absolutnie każde zdanie. To powinna być postawa każdego, kto działa społecznie. Z mojej perspektywy, to też cechy chrześcijanina. Bo wiara to jest nasze codzienne życie. To też otwarcie na drugiego człowieka. W życiu Daniela na każdym kroku widać było tę niesamowitą otwartość.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.