Do napadu na jeden z kiosków w centrum miasta doszło w środę, 20 lipca, około godziny 18. - O ile zwykle zamykam się na klucz, o tyle tego dnia drzwi pozostawiłem otwarte. Zamiast włączać klimatyzację, postanowiłem trochę wywietrzyć pomieszczenie – tłumaczy mężczyzna.
Napastnik przygotował się. Miał na twarzy maskę
Dzień jego pracy powoli dobiegał już końca. Kioskarz kończył czytać gazetę i – jak relacjonuje – postanowił poprawić jeszcze tylko ekspozycję z papierosów. To właśnie wtedy, gdy lekko się podniósł, poczuł, że ktoś za nim stoi. Tylko sekundy dzieliły go wówczas od pierwszego ciosu, zadanego czymś twardym i tępym, najprawdopodobniej prętem. - Po tym, jak pierwszy raz dostałem w głowę, zacząłem się zasłaniać. Kątem oka zobaczyłem, że napastnik jest sporo ode mnie większy, a na twarzy ma maskę. Uderzył mnie jeszcze raz czy dwa. W tym samym czasie złapałem małe nożyczki, jakie miałem akurat pod ręką i zacząłem kłuć go nimi w brzuch, na oślep. Uciekł – opowiada kioskarz, mający dziś kilka szwów na głowie i czole. Oprócz takich „pamiątek” po nieszczęsnej historii pozostał mu jeszcze strach. - Skoro temu złodziejowi udało się zbiec, oznacza, że zaatakować może gdziekolwiek indziej. I skrzywdzić kolejną osobę – obawia się mężczyzna.
Więcej w 31 numerze Korso