Preambuły do poszczególnych kodeksów są do siebie zbliżone, wskazując, że zawierają one "zasady, które winny być stosowane przez każdego radnego" oraz stanowią gwarancję "zaufania mieszkańców do skutecznych i uprawnionych działań radnego na rzecz dobra wspólnego". Kodeksy mają "uświadamiać o etycznym wymiarze pracy radnego" oraz wzywać radnych do "podjęcia pracy nad sobą, aby samorządność i samorządy utrzymywały prestiż społeczny i były ostoją zaufania społecznego".
Jeżeli chodzi o Mielec, to kodeks etyki radnych został opracowany już w 2005 roku. Wystarczy go zaktualizować o pełny wykaz zasad, które mają być przestrzegane przez radnych rady miejskiej. Należałoby tutaj z pewnością uszczegółowić zasadę godnego zachowania przy wykonywaniu funkcji radnego, gdyż obecnie mamy nieraz do czynienia z oskarżeniami ad personam, zamiast spierać się w kwestiach ad meritum. Radni zachowują się zgodnie z zasadą, że co nie jest prawnie zakazane, to jest dozwolone, często nadużywając oskarżeń pod adresem swoich adwersarzy. Patrząc z boku, można zauważyć w tej kadencji mieleckiego samorządu większą polaryzację, niż miało to miejsce w poprzedniej kadencji.
Problem polega na tym, że kodeks etyczny nawet po jego wprowadzeniu / przywróceniu nie będzie miał mocy prawnej, będzie "jedynie" kwestią honorową, co za tym idzie, za nieprzestrzeganie tych zapisów z kodeksu, które nie mają pokrycia w prawie, nie będzie można nałożyć na radnych żadnych kar. Żeby był on skuteczny i przestrzegany, każdy radny musiałby złożyć pod nim swój podpis, taki kodeks należałoby wywiesić w widocznym miejscu tuż przed drzwiami do sali obrad, tak, żeby radni mieli cały czas świadomość, pod jakim dokumentem się podpisali, i że mają honorowy obowiązek przestrzegania jego przepisów.
Poza kwestią kodeksu etycznego radnego z pewnością nie zawadziłoby zafundowanie radnym rady miejskiej szkolenia z erystyki. Moim osobistym zdaniem ciekawym i pouczającym przykładem byłoby szkolenie z prowadzenia debaty oksfordzkiej.