Kotlet schabowy. O nim mowa. Czy może być bardziej lubiane polskie danie niż ten kawałek mięsa otoczonego bułką tartą i usmażonego na patelni? W wersji podstawowej oczywiście, bo ile gospodyń, tyle sposobów na przygotowanie tego jedynego, niepowtarzalnego kotleta. Przysmak ten jest tak popularny i lubiany przez Polaków, że w naszym kraju doczekał się już swojego święta, obchodzonego właśnie 7 listopada. Więc już dziś jest doskonała okazja, żeby godnie uczcić dostojnego jubilata. W czasach zdrowego odżywiania, liczenia kalorii i unikania tłuszczu pewnie nieczęsto można sobie tak pofolgować...
Jak to z kotletem było...
Choć wydaje się, że schabowy jest z nami od lat, ba, od stuleci, przepis na kotlet jest jednak dosyć młody. Nie pojawiał się on w książkach kucharskich aż do XIX wieku, kiedy w końcu triumfalnie wkroczył na karty poradnika Lucyny Ćwierczakiewiczowej "365 obiadów za pięć złotych".Jego receptura w zasadzie nie różniła się od tej, która i dziś króluje w wielu polskich domach; ot, wziąć kawałek schabu, zbić, osolić, opieprzyć, otoczyć w jajku i bułce tartej, usmażyć i gotowe...
Schabowy jako taki królował na polskich stołach jednak dużo wcześniej, tyle tylko, że nie miał specjalnie dobrej prasy. Wręcz był uważany za danie idealne dla ciężko pracujących chłopów, którzy na co dzień biedzili się w pocie czoła pracą na roli. Jednak po przejściu przez Polskę dwóch wojen światowych nie było już co wybrzydzać i kręcić nosem na wieprzowinę. Kuchnia szlachecka odeszła w zapomnienie, a świnie, jako zwierzęta szybko rosnące i niekłopotliwe w utrzymaniu, awansowały na pozycję głównego dostarczyciela mięsa. Wtedy zaczął się też triumfalny pochód schabowego po polskich stołach. W okresie PRL-u kotlet schabowy był już królem naszej kuchni, a nawet stał się bohaterem piosenki Wiesława Gołasa "W Polskę idziemy". A z czym najlepiej na wycieczkę, jak nie ze schabowym schowanym w kanapkę... Schabowy w trudnym okresie reglamentacji i sprzedaży mięsa na kartki stał się nawet swojego rodzaju rarytasem.
Jak wspomina pan Stanisław, on sam cieszył się poważaniem kolegów, kiedy codziennie, oprócz piątku oczywiście, przynosił do pracy kanapki przełożone schabowym.
- Dziwili się, czy mam jakąś rodzinę na wsi, że zawsze tyle tego mięsa mamy - opowiada. - A tak naprawdę to ja w tych kanapkach przynosiłem placki ziemniaczane, które, usmażone, wyglądały z daleka zupełnie tak samo jak kotlety. Dobrze, że nikt nigdy nie chciał się nimi częstować...
Po 1989 roku w Polsce zachłysnęliśmy się nowymi, zachodnimi smakami. Wiele potraw z okresu komuny nie sprostało wyzwaniom nowej rzeczywistości. Odeszły andruty przekładane masą, kogel-mogel (bo salmonella!), sałatka jarzynowa wypada jakoś blado przy kuchni śródziemnomorskiej czy azjatyckiej. Kotlet schabowy jednak przetrwał! Do dziś stanowi zresztą obowiązkowy element menu niedzielnych i świątecznych obiadów.
Żeby się o tym przekonać, wystarczy wejść w niedzielne przedpołudnie do jednego z bloków mieszkalnych. Odgłosy tłuczonego mięsa dochodzące z większości mieszkań nasuwają tylko pytanie, czy gdyby wszystkie gospodynie się zmówiły i uderzały w jednym rytmie, to nie udałoby im się spowodować katastrofy budowlanej...?
Na talerzu
Kotlet schabowy, choć taki nasz, nie pochodzi jednak z Polski, choć nie tak daleko mu było do naszych, podkarpackich stron. Jest to wersja austro-węgierskiego sznycla wiedeńskiego, czyli cienko zbitego plastra cielęciny, obtoczonego w bułce, a następnie usmażonego w rozpuszczonym smalcu. A że Polaków na cielęcinę stać nie było, to zamienili ją na wieprzowinę, która w kolejnych dziesięcioleciach stała się najpopularniejszym mięsem wśród mieszkańców naszego kraju.Schabowy wygrał z cielęciną, przetrwał biedę powojennych lat, kartki na mięso i amerykańskie hamburgery, ale w ostatnich latach natrafił na naprawdę trudnego rywala - to jest modę na zdrowe odżywianie. Wieprzowinie zarzucono bowiem, że jest niezdrowa. Nie jest to jednak cała prawda. Wieprzowina dostarcza wysokojakościowego białka i aminokwasów, których nasz organizm nie jest w stanie wytworzyć sobie samemu, jest też dobrym źródłem żelaza.
Dlatego jeden kotlet raz na jakiś czas na pewno nie pójdzie nikomu w boczki ani nie zatka żył tłuszczem. Smakosze twierdzą nawet, że prawdziwy schabowy to taki smażony na smalcu - bo tylko wtedy zyskuje niepowtarzalny smak, zapach i soczystość.
Schabowy się zmienia. Kto kiedyś pomyślałby, że można bułkę tartą zastąpić siemieniem lnianym, sezamem czy nasionami słonecznika? A i takie wynalazki teraz się jada. Jedno jest pewne - skoro kotlet przetrwał tyle zawirowań historii i smaków Polaków, szybko naszych stołów nie opuści.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.