Skąd pomysł na udział w programie?
- Teleturniej „Jeden z dziesięciu” gościł na ekranie w moim domu rodzinnym praktycznie odkąd pamiętam, jestem tylko 2 lata od niego starszy. Oglądając go najpierw z rodzicami, a obecnie z moją żoną, bawiłem się w odpowiadanie na pytania razem z uczestnikami. Chyba zabawa ta nie wypadała najgorzej, bo od kolejnych osób słyszałem, że warto spróbować sił po drugiej stronie ekranu.
Jak dostał się Pan do programu?
- Internetowy formularz zgłoszeniowy okazał się formalnością, wystarczyło podać swoje dane, nr tel. i e-mail. Pozostało oczekiwanie na zaproszenie na casting. Takowe przyszło, casting odbywał się w Krakowie w kwietniu, do wyboru była sobota lub niedziela. Pojechałem tak wcześnie, aby być jednym z pierwszych, niestety, tak samo pomyślało wielu przyszłych uczestników i musiałem swoje odczekać w kolejce. Castingiem okazało się 20 ustnych pytań, żeby dostać się na nagranie w Lublinie, należało odpowiedzieć na minimum 16. Ja odpowiedziałem z zapasem 2 dobrych odpowiedzi. Oczekiwanie na zaproszenie do Lublina trwało do listopada.
Jak czuł się Pan podczas nagrania?
- Samo nagranie odbywało się w Ośrodku Regionalnym TVP w Lublinie, gdzie dostałem się koleją (warto wybrać się środkami transportu publicznego, ponieważ jest zwracany całkowity koszt dojazdu, za paliwo do prywatnego auta, nie). Na dworcu w Lublinie powoli zaczynałem czuć klimat nagrania, ponieważ zebrała się spora grupka uczestników mojego odcinka i razem czekaliśmy na transport do studia. Wymienialiśmy się wrażeniami, sposobami przygotowania do nagrania, a napięcie wzrastało.
Po przyjeździe do studia, pierwszym etapem przygotowań do nagrania było losowanie stanowisk, podpisywanie stosownych dokumentów oraz charakteryzacja. Szczerze muszę powiedzieć, że to był mój pierwszy kontakt z pudrem.
Ostatnim etapem przed zajęciem stanowisk było wysłuchanie tego co miał nam do powiedzenia pan Tadeusz Sznuk, prowadzący teleturniej. Nagranie z jego wskazówkami było nagrane, ponieważ łatwo zrozumieć, że powtarzanie tych samych zdań przez tyle lat na pewno mu się już znudziło, a regulamin teleturnieju pozostaje wciąż niezmienny.
Emocje były zapewne ogromne?
- Po zajęciu stanowisk każdy z uczestników musiał nagrać swoją wizytówkę, puszczaną na początku emisji teleturnieju. Był to mój pierwszy raz przed kamerą, nie licząc występów filmowanych amatorsko na weselach. Stres był ogromny, ale po kilku poprawkach reżyser zaakceptował moją wersję. Poczułem ulgę, gdy zobaczyłem, że inni też się stresowali, nierzadko nawet bardziej ode mnie. Po wizytówkach przybył nareszcie prowadzący, do którego wszyscy uczestnicy, co dało się wyczuć we wcześniejszych rozmowach, czuli ogromny szacunek . Dodał nam otuchy i zaczął swoją pracę, czyli odczytywanie pytań. Warto dodać, że wszystkie komentarze odnośnie prawidłowych odpowiedzi, pan Tadeusz bierze z głowy, co jest godne wielkiego podziwu.
Jak wyglądała walka o wygraną?
Niestety nie udało mi się odpowiedzieć na pierwsze pytanie, dotyczące drinków podawanych „on the rocks” i pierwszą myślą, która wtedy przeszła mi przez głowę było to, że nie zrobię dużej kariery w tym odcinku, skoro już na pierwszym pytaniu powinęła mi się noga. Ale drugie pytanie, dotyczące odkrycia bieguna południowego już było bardziej w moim guście. W ten sposób dotarłem do drugiej rundy z dwoma szansami.
Początek drugiej rundy okazał się dla mnie bardzo szczęśliwy, uczestnicy nie wyznaczali mnie do odpowiedzi, dopiero gdy 2 osoby odpadły z dalszej gry, wyznaczono mnie. Do tego czasu opanowałem stres i udało mi się odpowiadać już bezbłędne do końca 2 rundy, gdy okazało się, że do finału przeszedłem ja oraz moi bezpośredni sąsiedzi, z prawej i lewej strony.
Przed rozpoczęciem finału znów pojawiło się napięcie, związane ze świadomością, że to już finał i pojawiła się szansa na wygranie tego odcinka. Prowadzący udzielił nam jeszcze kilku rad i rozpoczęliśmy rozgrywkę. Zgłosiłem się jako pierwszy i jako pierwszy uzyskałem 30 pkt. co pozwoliło mi na wyznaczanie osoby do kolejnego pytania. Tak się szczęśliwie dla mnie złożyło, że przeciwnicy trafili na pytania które nie były w ich guście i zostałem sam na placu boju z ilością 43 pkt. i trzema szansami.
Razem z tym pojawiła się ogromna ulga, ale trzeba była walczyć o jak najlepszy wynik, o jak najlepsze miejsce na liście zwycięzców odcinków. Udało się uzbierać 82 pkt. Z takim wynikiem zakończyłem swój występ w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. O wygraniu odcinka nawet nie śniłem, jechałem tam z myślą, żeby nie strzelić jakiejś głupiej gafy, żeby nie trafić do serwisu Youtube, do działu „śmieszne”.
A potem nadszedł dzień, w którym zobaczył się Pan w telewizji.
- Pozostało czekać do emisji programu, która odbyła się w czwartek, 27 lutego. Po emisji zaskoczony byłem wielką ilością gratulacji, nawet od osób, z którymi już dawno nie rozmawiałem i którzy nie wiedzieli, że brałem udział akurat w tym odcinku. Pokazuje to tylko, jak wielką popularnością cieszy się ten teleturniej. Jeden z niewielu w którym - według mnie - liczy się tylko czysta wiedza.
Panu Bartoszowi serdecznie gratulujemy sukcesu!