Wydawać by się mogło, że matkom – specjalistkom na przykład z dziedziny psychologii, powinno być znacznie prościej, tak ogólnie w życiu. Przecież na co dzień wysłuchują wielu historii, pomagają rozwikłać szereg problemów, a co za tym idzie, mają możliwość bazować na doświadczeniu, mogą uczyć się na błędach innych. Czy rzeczywiście możemy mówić, że jakiejś mamie jest łatwiej? Czy każda z nas ma tak samo - trudno i wielokrotnie pod górę? Postanowiłam o to zapytać Ewę Ingram – mielczankę, założycielkę Pracowni Psychologicznej RelacJa.
Czy mamie psycholog jest w życiu łatwiej? Pytam w kontekście wychowywania dzieci.
- Myślę, że jest trochę inaczej. Chciałabym, żeby było łatwiej… Znam teorię, podejścia, fakty, badania naukowe i.. mity na temat macierzyństwa. Wiem do jakiego modelu chciałabym dążyć, wiem, co jest dla mnie ważne i w jaki sposób, chcę wychowywać swoje dzieci. Wiem, co ma na mnie wpływ, znam swoje słabości. Tym bardziej denerwuję się, gdy nie radzę sobie z napięciem, natłokiem codziennych obowiązków. Męczy mnie poczucie winy, gdy nakrzyczę na dzieci albo mam ochotę po prostu wyjść uciec z domu. To oczywiście przechodzi, bo zdaję sobie sprawę, co czuję. Jestem świadoma swoich emocji i umiem się tym opiekować. I mam zgodę na to, żeby w domu nie być psychologiem tylko po prostu mamą.
Jesteś mamą trzech synów, w tym dwaj z nich to bliźniacy. Wyobrażam sobie, że to duże wyzwanie. Jakie emocje towarzyszyły Ci, gdy dowiedziałaś się, że spodziewasz się bliźniąt?
- Bardzo trudne… Nie chcę nikogo oszukiwać, nie zawsze jest tak, że wiadomość o ciąży, szczególnie mnogiej wywołuje radość. I żeby było jasne. Nie ma w tym nic złego. Radość przyszła później, na początku pojawił się strach, że sobie nie poradzę. Z pewnością było też trochę bezradności i niepokoju. Była pandemia, mieszkaliśmy wtedy w Niemczech, nasze życie wyglądało całkiem inaczej niż tutaj w Polsce. Ciąża bliźniacza nie jest w moim ulubionym życiowym doświadczeniem. Dosłownie, było mi bardzo ciężko.
Wracając do kwestii wychowania dzieci, czy można mówić, że trzymasz się pewnych zasad, teorii? Czy wychowujesz dzieci zgodnie z jakimś założeniem, czy to w ogóle jest realne, by móc założyć sobie, że moje dziecko będzie wychowane w konkretny sposób?
- To bardzo dobre pytanie. Myślę, że wszystkie założenia zostają po prostu zweryfikowane w momencie, w którym pojawiają się na świecie dzieci. Przed urodzeniem dzieci bardzo mocno byłam utwierdzona w przekonaniu, że nie powinno się brać niemowląt do wspólnego spania z rodzicami. Tak też powtarzała mi jedna z koleżanek, mentorek. Na początku byłam przekonana, że ma rację. Z czasem poczułam, że to błąd. Świadomie używam słowa “poczułam” a nie “zrozumiałam”. Poczułam, że pragnę bliskości z dzieckiem, że ta bliskość go uspokaja. Podążanie za potrzebami dziecka, bycie w świadomym pełnym kontakcie to są założenia Rodzicielstwa Bliskości, które jest mi bliskie i które starałam się wdrażać od początku narodzin moich dzieci. Było różnie. Bo prawda jest taka, że żeby móc być w pełni obecną i zaspokajającą potrzeby dzieci matką, musisz sama mieć do tego siłę. To nie jest proste. Rodzicielstwo jest zbyt indywidualne by móc mówić o trzymaniu się zasad i teorii. Najważniejsze jest po prostu budowanie stabilnej bezpiecznej więzi. Do tego potrzebni są rodzice, którzy umieją też zaspokajać swoje potrzeby, mają wsparcie, są sami ze sobą szczęśliwi i świadomi tego, jak ich zachowanie wpływa na dziecko. Inne zasady są myślę dość uniwersalne. Staram się, by dzieci odczuwały taki wewnętrzny spokój, a to do tego potrzebne są granice, domowe zasady i sposoby na regulację emocji. Wszyscy się złościmy, smucimy, cieszymy czy boimy czegoś. Emocje są ok.
W ostatnim czasie dużo słyszy się negatywnych opinii na temat wychowania dzieci. Mówi się, że my jako rodzice odbieramy im radość dzieciństwa, wyręczamy je, chronimy, staramy się, by miały w życiu jak najłatwiej – jak myślisz skąd takie podejście wobec dzieci?
- Myślę, że źródeł takich zachowań jest wiele. Czasem jest tak, że sami doświadczyliśmy trudności, braku zaangażowania rodziców w dzieciństwie. Byliśmy narażeni na przemoc, niepewność i niestabilność relacji rodziców. Mamy takie głębokie pragnienie, by naszym dzieciom było łatwiej, by o nic nie musiały się starać tak, jak my, gdy byliśmy dziećmi. Żeby były otoczone pięknymi zabawkami i nie musiały doświadczać porażek. Wręczamy wszystkim dzieciom dyplomy, mimo że tylko jedno zwyciężyło w konkursie. Gdy to dziecko staje się dorosłe i nie dostanie awansu w pracy, nie dostanie nagrody pocieszenia. Jak ma sobie z tym poradzić? Czasem ta potrzeba chronienia dzieci wynika również z naszego lęku i nadmiernej kontroli. Złota klatka, która daje dzieciom poczucie, że świat jest niebezpieczny, że bez mamy (bo to najczęściej jest historia o lęku matki) sobie nie poradzą. To znowu wzmacnia taką więź, w której nie ma poczucia bezpieczeństwa i stabilności a pojawia się zależność i strach przed podejmowaniem decyzji na swój temat i braniem odpowiedzialności za swoje życie.
Sama jestem mamą, często z przerażeniem obserwuję jak wygląda życie dzieci XXI wieku. Szczególnie niepokojące jest „internetowe życie”, youtuberzy jako wzorce do naśladowania. Mam wrażenie, że nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić, ale może się mylę?
- Nie mamy już wpływu na to jakie treści są w internecie. My dorośli sami coraz częściej prosimy nasze dzieci, żeby pokazały nam, jak posługiwać się telefonem, jak się zalogować albo coś zapłacić. Nie wykazujemy zainteresowania nowymi technologiami, łatwiej nam odpuszczać i obwiniać młode pokolenie za to, że spędzają tyle wolnego czasu w wirtualnej rzeczywistości. Tymczasem to jest nasza rola, dorosłych, by pokazać im, w jaki sposób korzystać z internetu. I nie chodzi tylko o umiejętność posługiwania się urządzeniem, bo obecnie obserwuję nawet trzylatki, które mają dostęp do telefonów rodziców, ale o to, które treści wybieramy i co służy naszemu rozwojowi. Tylko pytanie, czy my sami umiemy w zdrowy sposób korzystać z internetu? Spójrz na to, co podpowiada Ci algorytm w mediach społecznościowych, których używasz, na Instagramie, Facebooku, TikToku. Czym się karmisz? Czy to Ci służy? Jak się czujesz po takiej sesji spędzonej na przeglądaniu tych miejsc? I wyobraźmy sobie teraz nastolatka czy nastolatkę. Jeśli my dorośli mamy trudność, żeby sobie z tym poradzić, to skąd nasze dzieci mają mieć narzędzia, by radzić sobie z takimi emocjami jak niepewność, złość, wstyd czy frustracja? Jeśli my dorośli, wracamy z pracy i bierzemy telefon, by się “odmóżdżyć”, wyluzować, zrelaksować, to skąd dzieci mają znać efektywne i zdrowe sposoby samoregulacji, czyli obniżania napięcia, stresu? Jeśli w restauracji zaczynamy posiłek od zrobienia zdjęcia i wstawienia do mediów społecznościowych, skąd dzieci mają wiedzieć, jak rozmawiać ze sobą i komunikować swoje potrzeby? Absolutnie zgadzam się z tezą, że treści, z którymi spotykają się dzieciaki w internecie są co najmniej niepokojące, a często po prostu bardzo szkodliwe i nie jesteśmy w stanie całkiem uchronić przed nimi nasze dzieci. A skoro nie możemy ich przed tym niebezpieczeństwem ochronić, to musimy dać im narzędzia, by sobie z tym radziły i wyszły z tego bez ran. Dlatego absolutną podstawą jest zdrowa, stabilna, bliska relacja z dzieckiem. Taka, w której jest miejsce na emocje i narzędzia, by sobie z nimi radzić. Taka, w której jest rozmowa, ciekawość siebie, zdrowa kontrola i przede wszystkim obecność. Tak, żeby dziecko, które poznaje szkodliwe treści miało szansę je skonfrontować, przeżyć, przegadać, zapytać. A nawet jeśli za nimi w jakiś sposób “pójdzie”, ulegnie im, to po prostu wróci.
Ciekawi mnie jeszcze jedna kwestia – twoja mama, podobnie jak ty, jest psychologiem – czy dochodzi między wami do różnicy poglądów, szczególnie w kontekście twoich dzieci? Słyszysz czasami słowa krytyki?
- Tak, moja mama jest psychologiem psychoterapeutą z ogromnym doświadczeniem diagnozy psychologicznej i pracy terapeutycznej z dziećmi. Oczywiście, że różnimy się poglądami, również w kontekście moich dzieciaków. Są to drobnostki, które wynikają głównie z różnicy pokoleniowej. Nie ma w tym nic złego, bo nasze mamy wychowywały nas po prostu inaczej. Dzisiaj wiemy, że przegrzanie dziecka jest również szkodliwe, ściągamy skarpetki, by dziecko, które uczy się chodzić czuło w pełni podłoże, doświadczało zmysłem dotyku i nie martwimy się tym, że będzie miało zimne stópki. Na szczęście moja mama po prostu mi to mówiła i była otwarta na to, co ja mówię. Nie negowała tego, nie próbowała tego zmieniać. Dzięki temu, mnie jest łatwiej powiedzieć jej o moich trudnościach w wychowaniu dzieci. Ona znowuż zauważa szybciej to, co powinno mnie zaniepokoić w zachowaniu czy w ogóle w rozwoju dzieci. Czasem jest tak, że my rodzice przez bliskość, którą tworzymy nie zauważymy pewnych nieprawidłowości, bo nauczyliśmy się sposobu, w jaki dziecko funkcjonuje. Dostosowaliśmy się jego sposobu komunikacji, rozumiemy nawet wtedy, gdy ma wadę wymowy, bądź w ogóle nie komunikuje swoich potrzeb. Dlatego tak przydatne jest to spojrzenie z zewnątrz, szczególnie jeśli w naszym otoczeniu są specjaliści. Dlatego sama nie boję się korzystać z pomocy psychologicznej, niekoniecznie mamy, ale również np. absolutnie wybitnej specjalistki z zakresu psychologii dziecka Anny Marii Wragi, która ze mną współpracuje w Pracowni Psychologicznej Relacja czy diagnostów, neuropsychologów z mojej Pracowni. Czasem wydaje mi się, że pytam głupią rzecz, że powinnam to wiedzieć, a specjalistki, które tworzą to miejsce mówią mi dwa, trzy zdania, które układają mi w głowie wszystko.
Na zakończenie naszej rozmowy, czy masz jakąś radę dla wszystkich rodziców jak wychować mądre a przede wszystkim szczęśliwe dziecko?
- Najlepszy sposób, by pomóc dziecku się rozwijać, to wesprzeć jego rodziców. Szczególnie mamę (w szczególnych przypadkach innego opiekuna), bo to ona jest pierwszym obiektem przywiązania dziecka. Jest dla dziecka całym światem, a to jest bardzo dużo. Jeśli jest zmęczona, przytłoczona, cierpi z powodu depresji poporodowej, to nie wystarczy powiedzieć jej: “ogarnij się”. To samo tyczy się ojców. To oczywiste, że są w innej roli niż matki, ale ich świadoma obecność jest kluczowa. Jestem zwolennikiem podejścia “rodzice najpierw”. Świadomość siebie bardzo pomaga brać większą odpowiedzialność za to, co robimy dziecku. Za to ile mu dajemy wsparcia, przestrzeni, kontroli, uważności. Nie ma idealnych rodziców, nikt nie napisał instrukcji wychowania dziecka, bo zbyt wiele czynników jest za to odpowiedzialnych. Natomiast najważniejsza jest przy dziecku obecność, taka prawdziwa. Nawet jeśli w naszym życiu są zmartwienia i porażki, dziecko ma prawo to widzieć, bo tak wygląda życie. Ale to od nas powinno uczyć się, jak efektywnie sobie z tym radzić.
Dziękuję za rozmowę.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.