Czteroletni pies Dżeki w piątek, 15 kwietnia, przez uchyloną bramę oddalił się od domu. Często mu się to zdarzało, ale – jak przekonują jego właściciele – zawsze wiernie powracał. Tym razem było jednak inaczej. Martwego psa odkryła dzień później jedna z niedalekich sąsiadek.
Strzelił dwa razy
– Nasza znajoma znalazła go na swojej posesji podczas koszenia trawy. Leżał tam, a pozycja, w jakiej się znalazł, wskazywała na to, że został podrzucony – relacjonuje pan Kazimierz, właściciel psa. Po tym, jak zabrał go martwego do domu, dostrzegł w jego ciele małą dziurkę. Weterynarz, do którego zgłosił się niewiele później, wyciągnął z niej śrut pochodzący najprawdopodobniej z wiatrówki. – Wtedy okazało się, że strzały były tak naprawdę dwa. Sprawca najprawdopodobniej najpierw trafił psa w tył. Kiedy zobaczył, że nic mu się nie stało, strzelił raz jeszcze, tym razem celniej. Od weterynarza wiemy, że druga kulka trafiła między żebra, przebijając następnie płuco i serce. Dżeki nie miał szans, by to przeżyć – podkreśla mężczyzna. O zdarzeniach, do jakich doszło w ubiegły weekend, swojej żonie opowiadał stopniowo. Dowiedziawszy się o tym, co przydarzyło się ulubionemu psu, kobieta dostała bowiem udaru i na kilka dni trafiła do szpitala. – Może to głupie, ale bardzo przejęłam się tym, co stało się z Dżekim. Uwielbiam zwierzęta i nie wyobrażam sobie, by można było je tak krzywdzić – mówi smutnym głosem pani Czesława. Jest jednocześnie poruszona utratą psa, jak i zbulwersowana tym, że do tak okrutnego zdarzenia dojść mogło w ich spokojnej jak dotąd wiosce.
Więcej w 17 numerze Korso