Przerwane milczenie po latach
Dziś już dorosłe kobiety postanowiły opowiedzieć swoje historie po śmierci duchownego, który zmarł w styczniu 2025 roku. Ich wspomnienia są przerażające – w rozmowie z dziennikarką Gazety Wyborczej opowiedziały o molestowaniu, które miało mieć miejsce miejsce na plebanii i w ich własnych domach. Jedna z kobiet wspomina, jak ksiądz dotykał ją w intymnych miejscach, inna opowiada o scenie, która miała miejsce podczas zajęć religii w domu katechetycznym.– Ksiądz nas obmacywał, jeździł ręką po całym ciele, między nogami – relacjonuje jedna z ofiar.
Kobiety po latach doszły do wniosku, że milczenie nie może trwać wiecznie. Ich opowieści rzucają nowe światło na postać księdza C., który przez lata cieszył się zaufaniem i szacunkiem wśród wiernych.
Zabawa w chowanego i manipulacja dziećmi
Jak opowiadają kobiety, ksiądz stosował różne sposoby, aby zdobyć ich zaufanie i oswoić z bliskością. Wykorzystywał pretekst „zabawy w chowanego”, podczas której zamykał dzieci w pomieszczeniach na plebanii. Tam, jak mówią w rozmowie z dziennikarką Gazety Wyborczej, miało dochodzić do molestowania. Zapraszał dziewczynki również po lekcjach religii pod pozorem poprawiania zeszytów czy oceniania ich pracy.
– Czasem kazał nam przychodzić samej, czasem w dwie osoby. Siedział blisko, dotykał, czasem sadzał na kolanach, tłumacząc, że to tylko ojcowska troska
– wspomina jedna z kobiet.
Miał cały arsenał sztuczek. Umiał wzbudzić zaufanie, potrafił zaangażować nas w ciekawą rozmowę i jednocześnie obmacywać piersi. Pamiętam jego ręce pod moją koszulką. Powiedział: "O, ty nie masz jeszcze takich cycuszków, jak koleżanka". Albo jeździł rękami po moich biodrach, zjeżdżał w kierunku rozporka, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Robił to jakby bezwiednie, opowiadając przy tym dowcipy i różne ciekawostki
- opowiada kolejna.
Niektóre z dziewczynek nie rozumiały, co się dzieje. Jak przyznały, dopiero po latach zrozumiały, że były ofiarami wykorzystywania seksualnego.
Brak reakcji Kościoła i instytucji
Jak się okazuje, jedna z ofiar próbowała szukać sprawiedliwości. Zgłosiła sprawę do tarnowskiej kurii oraz prokuratury, jednak nie podjęto żadnych działań. Po latach postanowiła napisać list do Watykanu, ale i tam nie znalazła wsparcia.
– Nie dostałam żadnej propozycji pomocy – ani psychologicznej, ani materialnej. Na każdym etapie grali na czas, wielokrotnie musiałam domagać się odpowiedzi. Czułam się lekceważona
– mówi jedna z kobiet.
Dlaczego mówią o tym dopiero teraz?
Duchowny zmarł w styczniu 2025 roku. Jak same podkreślają , przez lata wstydziły się tego, co je spotkało. Winą za molestowanie obarczały siebie. Jako dzieci nie zdawały sobie sprawy z tego, że to, co robił ksiądz, było przestępstwem. Dopiero z wiekiem zrozumiały powagę sytuacji i zdobyły się na odwagę, by mówić głośno.Jedna z nich, mimo braku skuteczności działań instytucji kościelnych i prokuratury, nie poddała się i postanowiła walczyć o ujawnienie prawdy.
– Nie chodziło mi o to, żeby poszedł do więzienia. Chciałam tylko, żeby ludzie wiedzieli
– podkreśla.
Źródło: rzeszow.wyborcza.pl
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.