Żeby zrozumieć, jak ważna jest prawda, musimy zrozumieć, po co tworzone są fake newsy. Dobrym przykładem jest trwająca wojna informacyjna w kontekście inwazji Rosji na Ukrainę. Jesteśmy zalewani fałszywymi informacjami, które mają za zadanie destabilizację naszego państwa i doprowadzenie do różnego rodzaju wewnętrznych konfliktów i jeszcze większych podziałów. Jeśli zrozumiemy ten mechanizm, że fałszywe informacje są tworzone i rozpowszechniane w konkretnym celu, zrozumiemy, że bez prawdziwych informacji powstaje chaos, z którego rodzą się konflikty i tarcia.
Stowarzyszenie Demagog zajmuje się, już od kilku lat, walką z dezinformacją i dostarczaniem obywatelom tylko sprawdzonych informacji. Obserwujemy, jak fałszywe informacje i manipulacja wpływają na ogromną polaryzację społeczeństwa i narastający hejt w mediach społecznościowych. Temu służy manipulacja. Równie niebezpiecznym celem, dla którego tworzone są fake newsy, jest chęć zarabiania na nich. Często podkreślam na warsztatach, że nie wyobrażam sobie, żeby nasz brak wiedzy, niechęć do szukania i weryfikowania informacji pozwalały innym na nas zarabiać. Nie możemy pozwolić, żeby ktoś zarabiał na naszej naiwności.
Fake newsy mają stworzyć pewien obraz świata, tak jak w przypadku wojny. Rosja tworzy obraz siebie - wyzwoliciela Ukrainy, zniewolonej przez nazistów, mówi o tym, że atakuje tylko cele militarne. Z kolei Ukraina i niektóre państwa UE tworzą swój świat, i swoją rzeczywistość. Każdy z nich pokazuje nam to, co chce, bo ma w tym własny cel.
Tak, to prawda. Mówi się, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Podczas wojny trudno zdecydowanie stwierdzić, co jest prawdą, a co nią nie jest? My w Demagogu staramy się te informacje weryfikować, nie oceniamy tego, co robią poszczególne osoby czy strony. Wszystkich traktujmy na równi.
Przyglądając się metodom budowania narracji ze strony Rosji i Ukrainy, widać, że bazują one na innych mechanizmach. Ukraina bazuje na przekoloryzowanych informacjach, które wypełnia duma narodowa, podkreślają przerysowany heroizm. Stosuje techniki wykorzystywania starych zdjęć i nagrań, żeby pokazać, że obecne straty Rosjan są dużo większe, że ta wojna jest bardziej drastyczna. I ona taka jest, ale trzeba też zaznaczyć, że nie zawsze nagrania w social mediach pokazują właśnie to miejsce, o którym ktoś pisze.
Ciekawy w tej narracji jest mit bohatera, którym jest prezydent. Wiele doniesień, w których prezydenta Ukrainy pokazuje się na froncie, to informacje, które niekoniecznie się wydarzyły. Ich celem jest budowanie ducha narodu. I one są bardzo mocno wiralowo udostępniane.
Z drugiej strony mamy Rosję, której narracja ma usprawiedliwić atak na Ukrainę, chęcią jej wyzwolenia, denazyfikacji. Dużo mówimy teraz o dezinformacji, ale Rosja długo przygotowywała sobie grunt do tych działań. Obserwowaliśmy już od dawna rosyjskie propagandowe przekazy, ale dopiero dzisiaj jesteśmy w stanie umieścić je w kontekście i zrozumieć ich cel. Przeanalizować je na nowo. Jeszcze przed wybuchem wojny pojawiały się np. w mediach informacje, że Rosja jest zagrożona przez NATO, że pojawiają się próby destabilizacji w Donbasie. Machina propagandowa ruszyła dużo wcześniej, i dopiero teraz jesteśmy tego świadomi. Obserwowanie, jak wyglądało budowanie rosyjskiej propagandy, jest bardzo ciekawe w kontekście analizowania pojawiających się nowych narracji.
Nie tylko Rosja buduje swoją narrację. Każdy rząd ją buduje, np. polski, który wprowadza do mediów informacje mające zbudować tło i grunt dla wprowadzenia takich czy innych decyzji.
Od początku powstania Demagoga, czyli od siedmiu lat, obserwujemy różne manipulacje i fałszywe informacje wypowiadane przez polityków. Barwy partyjne nie mają tutaj znaczenia. Jako portal fact-checkingowy weryfikujemy wypowiedzi m.in. polityków, ale także sprawdzamy informacje rozpowszechniane przez media. Obserwujemy, że nie zawsze prawdziwe informacje mają znaczenie w debacie publicznej i jako organizacja sprawdzająca polityków chcemy to zmienić. Niestety, większość wypowiadanych słów przez polityków to opinie, których my, fact-checkerzy, nie możemy sprawdzić. Ich cel jest jeden – wzbudzić emocje, wprowadzić w błąd. Opinie nie są w stu procentach weryfikowalne, no bo jak zweryfikować czyjąś opinię? Politycy doskonale o tym wiedzą i właśnie dlatego tak je konstruują.
Fakt. Trudno zweryfikować opinie, które nie są oparte na faktach, a takie najczęściej są wykorzystywane przez polityków i to dotyczy wszystkich opcji. My przestaliśmy dostrzegać różnicę między opiniami a faktami. Nie chce nam się myśleć, zastanawiać nad tym, czy treść, którą słyszymy, zawiera w sobie fakty. Jesteśmy zbyt leniwi.
Zatarła się granica między faktem a opinią. Wydaje nam się, że wszystko, co pojawi się w mediach, powinno być prawdziwe, straciliśmy umiejętność krytycznej oceny informacji. Mierzymy się z tym od kilku lat, a jednocześnie nasz system edukacji nie przygotowuje nas w żaden sposób do tego, żeby być świadomym odbiorcą treści.
W ramach działalności naszego stowarzyszenia prowadzimy zajęcia dla uczniów, uczymy ich, jak odróżniać prawdę od kłamstwa, jak być krytycznym, na co uważać w sieci. Pokazujemy, że warto zacząć od prostych rzeczy, które my sami możemy robić. Bardzo często fałszywe informacje bazują na emocjach. Dlatego, czytając treści w internecie, musimy się na chwilę zatrzymać i zastanowić – dlaczego ta konkretna informacja wzbudza we mnie tyle emocji? W ostatnim czasie widzimy w mediach społecznościowych wiele emocjonalnych komentarzy na temat uchodźców, którzy uciekają przed wojną do Polski. Musimy pamiętać, że duża część tych komentarzy i dyskusji jest sztucznie nakręcana przez boty i trolle, czyli osoby, które na czyjeś zlecenie publikują fałszywe treści w internecie. Udostępniając tego typu informacje, czy wchodząc w dyskusje z fałszywymi kontami, stajemy się narzędziem w ręku Putina.
Jednym z przykładów ostatnich informacji, która miała wzbudzić w nas negatywne emocje, były fałszywe doniesienia, że mieszkańcy Ukrainy otrzymują darmowe mieszkania w Polsce. Polacy, których nie stać na mieszkanie, poczuli się niesprawiedliwie potraktowani, i ich złość na władze czy bezpośrednio na uchodźców drastycznie wzrosła.
Spodziewam się, że fałszywych treści dotyczących uchodźców będzie coraz więcej, dlatego musimy być na to przygotowani.
Tak, ale... dzisiaj wszystkie media bazują na emocjach. Nie ma informacji, która byłaby ich pozbawiona, bo chodzi o sprzedaż. Im bardziej krzykliwy tytuł, tym chętniej jest czytany. Jak kończyłam dziennikarstwo, lata temu, uczono nas, że trzeba mieć odwagę do bycia obiektywnym. To jest dzisiaj trudne, bo mamy tak spolaryzowane społeczeństwo, że każdy staje po którejś stronie. Wszystkie informacje są nasycone emocjami.
Tak, zgadzam się z tym, że bardzo trudno w dzisiejszym świecie znaleźć rzetelne źródło informacji i rzetelnych dziennikarzy, ale tacy dziennikarze są i takie źródła informacji również. My sami musimy zdecydować, skąd chcemy czerpać informacje. Czy chcemy czerpać je z mediów, które nami manipulują, czy sięgniemy głębiej i poszukamy źródeł, które bazują na faktach? Sami musimy je chcieć znaleźć.
Niestety, algorytmy mediów społecznościowych sprzyjają rozprzestrzenianiu się emocjonalnych treści, które dobrze się klikają. W ramach stowarzyszenia Demagog walczymy z zasięgowymi i szybko rozprzestrzeniającymi się fake newsami.
Należymy do Programu niezależnej weryfikacji Facebooka, i analizujemy najpopularniejsze treści. Jeśli są one fake newsami, oznaczamy je, a użytkownicy, którzy udostępnili lub polubili taki post, otrzymują powiadomienie, że ta informacja wprowadza w błąd, jest fałszywa lub częściowo fałszywa.
Każdy z nas może również sam weryfikować treści, które wzbudzają podejrzenie. Możemy fragment informacji wpisać w wyszukiwarkę Googla i sprawdzić, co pisały na ten temat inne media i organizacje fact-checkingowwe. Możemy sprawdzić zdjęcia, czy na pewno fotografia jest aktualna, czy pochodzi z tego kraju, z tego miejsca.
Do czego może doprowadzić brak weryfikacji fałszywych informacji, brak krytycznego myślenia?
W kontekście wojny na Ukrainie każdy z nas realnie zobaczył, że my również jesteśmy na wojnie informacyjnej. O ile podczas pandemii COVID-19 nie widzieliśmy wyraźnie, jakie negatywne skutki mogą mieć fake newsy, teraz to widzimy. Powtarzana i ciągła dezinformacja ma ogromny wpływ na społeczeństwo, może zmienić np. nasze podejście do uchodźców, co w konsekwencji może doprowadzić do wewnętrznych konfliktów. Fałszywe informacje mają też bezpośredni wpływ na czyjeś życie i zdrowie, bo jeśli są ludzie, którzy wierzą np., że witamina C może leczyć raka, to chyba osiągnęliśmy poziom kompletnego absurdu. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś czerpał informacje z portalu pseudomedycznego, a to się dzisiaj dzieje, bo jest masa takich portali i grup, które zarabiają na naszej naiwności.
Wojna i epidemia dotkliwie pokazały nam, jak jesteśmy bezbronni jako społeczeństwo w starciu z fake newsami. Myślę, że nam generalnie łatwiej jest uwierzyć w kłamstwo niż w trudniejszą do zaakceptowania prawdę. Jak to jest możliwe, że my tak łatwo wierzymy, że witamina C leczy raka?
Moim zdaniem składa się na to kilka elementów. O jednym już rozmawiałyśmy – algorytm i promowanie popularnych treści, dostajemy takie, a nie inne treści w social mediach. Ważniejszy od tego jest jednak fakt, że straciliśmy zaufanie do autorytetów. Żyjemy w świecie, w którym bardziej ufamy znajomym, kuzynom i ciotkom czy kolegom z pracy niż lekarzowi, naukowcowi, czy ekspertowi, który zajmuje się badaniami i tworzy np. szczepionki.
Problem jest złożony, bo z jednej strony mamy wiralowe, lekkie treści – chcemy otrzymywać proste odpowiedzi na trudne pytania, a tematy są złożone i wymagają szerokiego wyjaśnienia, żeby je zrozumieć. Nie chcemy takich informacji. Jakby tego było mało - nie ufamy mediom, politykom, autorytetom i ekspertom.
Media społecznościowe sprzyjają tworzeniu lekkich treści i media muszą je tworzyć, żeby dopasować się do oczekiwań odbiorców, których tego nauczył algorytm.
My od jakiegoś czasu mamy problem z autorytetami. Po pierwsze dlatego, że ich brakuje, poza tym nasze zaufanie było tak wiele razy nadużywane przez osoby, które powinny nam mówić trudną prawdę, że my po prosto już nie ufamy, np. politykom.
Straciliśmy zaufanie do osób, od których powinniśmy czerpać wiedzę z pierwszej ręki i to jest dla mnie trudne do zaakceptowania, ale... to społeczeństwo wybiera polityków i to jest taka soczewka, która pokazuje, jakim jesteśmy społeczeństwem.
Wierzę, że dzięki edukacji i działaniom, które możemy podjąć, które media powinny podjąć, będziemy mogli wpłynąć na to, co ludzie czytają, skąd czerpią wiedzę i informacje. Nie jest tak, że w tym całym łańcuchu komunikacji źli są tylko politycy, to dotyczy nas wszystkich, bo przyzwyczailiśmy się do łatwych treści i takie chcemy otrzymywać. A może już czas zmienić podejście? Jak pokazuje wojna w Ukrainie, łatwe treści mogą doprowadzić do czegoś bardzo złego.
Przykładem są publikowane informacje i prośby, aby nie udostępniać zdjęć żołnierzy, sprzętu wojskowego, ich lokalizacji, które ludzie wrzucali do mediów społecznościowych. Warto też o tym powiedzieć. Ludzie myśleli, że to jest zabawa, wrzucić takie zdjęcie, zapomnieli jednak o tym, że dzisiejsza technologia z takich zdjęć i wpisów jest w stanie wyczytać bardzo, bardzo dużo... Można np. zlokalizować żołnierzy i sprzęt, który staje się celem ataku i niestety wiele baz, gdzie ukrywany był sprzęt wojskowy, zostały zniszczone. Bez krytycznego spojrzenia na daną informację stajemy się narzędziem w ręku np. Putina. Nie zdajemy sobie sprawy z konsekwencji, jakie mogą wywołać nasze treści.
Na co zwracać uwagę, co powinno nas zaniepokoić w treści?
Przygotowaliśmy 12 zasad, które każdy powinien poznać.
Z rozwagą komentuj i reaguj na treści w mediach społecznościowych; przyglądaj się swoim emocjom, o tym już rozmawiałyśmy - posty zawierające nieprawdziwe informacje, publikowane w mediach społecznościowych, często mają sensacyjny charakter. W ten sposób starają się wzbudzić skrajne emocje wśród czytelników, czego skutkiem ma być komentarz bądź udostępnienie danego materiału. Trzeba uważać na zdjęcia wyrwane z kontekstu; zwracajmy uwagę na poprawność językową czytanych tekstów i postów - jednym z sygnałów ostrzegawczych powinny być dla nas błędy językowe lub ortograficzne czytanych artykułów. Rusycyzmy, dziwnie brzmiące sformułowania i kalki językowe to znak, że należy zachować wzmożoną czujność. Dezinformujący przekaz jest bowiem często automatycznie tłumaczony z języka rosyjskiego. Programy translatorskie często nie są w stanie przekazać niuansów językowych, co pozwala wykryć manipulacje.
Ufajmy tylko wiarygodnym i rzetelnym źródłom informacji - każdy użytkownik mediów społecznościowych może stać się nadawcą informacji, każdy ma swoją opinię. Nie wszyscy jednak mają specjalistyczną wiedzę w danym temacie. Jeśli szukamy wiarygodnych wiadomości, korzystajmy z informacji pochodzących z dużych agencji prasowych oraz redakcji fact-checkingowych, takich jak Reuters czy Associated Press, bądź ze znanych, opiniotwórczy serwisów internetowych.
Kolejna zasada - nagłówek to nie wszystko - nagłówki artykułów mają za zadanie przyciągnąć uwagę czytelnika i zachęcić do kliknięcia. Dlatego wiele z nich ma sensacyjny charakter, który jednak może wprowadzać w błąd. Aby zrozumieć dobrze kontekst informacji, zawsze czytajmy cały tekst. Sprawdzajmy datę publikacji - dynamicznie zmieniająca się sytuacja może prowadzić do tego, że informacje, które jeszcze przed chwilą były aktualne, tracą na ważności. Dlatego tak istotne jest sprawdzanie dat publikacji materiałów. Dzięki temu możliwe było wykrycie np., że rosyjskie samoloty nie przeleciały nad Charkowem.
Pozostałe zasady znajdziecie na naszej stronie www.demagog.org.pl.
Małgorzata Kilian, absolwentka I LO w Mielcu, założycielka i od 2016 roku prezeska Stowarzyszenia Demagog, pierwszej w Polsce strażniczej organizacji fact-checkingowej. Pomysłodawczyni Akademii Fact-Checkingu, cyklu warsztatów z zakresu edukacji medialnej, eksperta i wielokrotna panelistka międzynarodowych konferencji z obszaru nowych mediów oraz problematyki dezinformacji w sieci.
Stypendystka International Visitor Leadership Program, projektu organizowanego przez Departament Stanu Stanów Zjednoczonych. Absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego oraz Wydziału Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.