Absolwentka liceum medycznego. Wiązała Pani swoją przyszłość z medycyną? Pasjonowała się nią Pani?
- Przyszłość wiązałam z rehabilitacją. Po krótkim czasie, kiedy pracowałam jako pielęgniarka, podjęłam pracę w Ośrodku Rehabilitacji w Mielcu na Borku.
Należała Pani do licealnego zespołu estradowego. Lubiła Pani tańczyć czy bardziej była Pani zainteresowana akrobacjami, wyczynowymi figurami? Już wtedy lubiła Pani mieć trochę adrenaliny w żyłach?
- Tak, należałam do licealnego zespołu estradowego prowadzonego przez pana Józefa Witka. Byłam drużynową w Harcerskiej Służbie Polsce Socjalistycznej i mam stopień instruktorski przewodniczki w harcerstwie. Trenowałam judo w sezonie zimowym, a w letnim skoki spadochronowe.
W 1977 ukończyła Pani kurs spadochronowy. Gdzie takie kursy się odbywały, czy były płatne?
- Kurs ukończyłam w Mielcu, nie był płatny. Egzaminy do licencji skoczka, które odbywały się w Lesznie, również były nieodpłatne. A ponadto Aeroklub dopłacał do biletów kolejowych na wszystkie wyjazdy, przy których działała również ulga z legitymacją szkolną.
Kto zaraził Panią tym sportem?
- W podstawówce poznałam wiele dziedzin sportu: taniec, akrobacje na drążku, jazda na łyżwach, biegi przełajowe, skok w dal, siatkówka czy koszykówka. Przy piłce ręcznej pozostałam na dłużej. Sport zajmował dużo mojego czasu: 2 godziny 2 razy w tygodniu wychowanie fizyczne, 2 dni w tygodniu zajęcia w Szkolnym Klubie Sportowym, a także pływanie.
Mielec był nastawiony w tym czasie na sport. Każdy miał szansę spróbować różnych aktywności i wybrać coś dla siebie. Oczywiście uczestniczyłam w zawodach sportowych międzyszkolnych, a także śpiewałam na każdej akademii, których w tych czasach było bardzo dużo.
Jak znalazła się Pani w Aeroklubie Mieleckim?
- Na kulturalnej imprezie w domu kultury rodzice porozumieli się z instruktorem Rysiem i wydali zgodę na uczestnictwo moje i brata w kursie spadochronowym. W grupie byłyśmy tylko dwie. Egzaminy poszły łatwo, choć nauki było dużo. Nie byłam pierwszą kobietą w klubie, były już tutaj dziewczyny, tylko w sekcji szybowcowej.
W 1980 r., jako pierwsza kobieta w Polsce, wystartowała Pani z mężczyznami w II Mistrzostwach Polski w Wieloboju Spadochronowym (15-20 VII 1980 r. w Mielcu), m.in. uzyskując 7. miejsce w strzelaniu (na 61 zawodników). Jak Pani wspomina te zawody? Jakie to były emocje? Czy od tamtej pory więcej kobiet zaczęło skakać?
- Na zawodach, czy to w Mielcu, Lublinie, czy na Węgrzech zawsze typowaliśmy tak zwanego "czarnego konia" Często był to mój brat. Jednak na którymś turnieju to ja zdobyłam 7 miejsce w strzelaniu. Było to jakby 1. miejsce wśród cywili, bo poprzednie zajęli skoczkowie z wojska.
Po II Mistrzostwach Polski w Wieloboju Spadochronowym otrzymałam zaproszenie do WKS Wawel i tam jako jedyna kobieta trenowałam skoki, strzelanie, narciarstwo biegowe i zjazdowe. To było dla mnie wielkie wyróżnienie. Myślę, że później też były kobiety w aeroklubach, ale też nieliczne. Nie jest to sport masowy i tak popularny.
Czy spadochron poszedł w odstawkę, czy może ktoś z rodziny przejął Pani pasję?
- Mój spadochron poszedł w odstawkę. Resurs (ustalony teoretycznie lub doświadczalnie czas eksploatacji urządzenia) mu się skończył. Ale pasję po rodzicach i rodzicach chrzestnych przejął mój chrześniak - Marcin Hyjek.
W tym roku wraz z Aeroklubem w Mielcu organizujemy 18 września memoriał mojego brata Wieśka Starca, który już od lat szkolnych należał do Aeroklubu Mieleckiego, a później został tu instruktorem spadochronowym. Specjalizował się najpierw w spadochroniarstwie, a następnie w wieloboju spadochronowym i w tej dyscyplinie znajdował się w ścisłej czołówce krajowej. W latach 70. i 80. był członkiem kadry narodowej i reprezentantem Polski w międzynarodowych mistrzostwach.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.