O tym, że mieszkańcy gminy mają problemy z rzeką Breń, pisaliśmy już w poprzednim numerze Korso. I choć bolączką numer jeden jest tam niedokończony wał przeciwpowodziowy, całkiem sporo nerwów psują wadowiczanom również bobry. To właśnie ich dotyczyła część skarg, jakie usłyszeć można było podczas ostatniej sesji rady gminy.
Uwaga! Bobry atakują!
– Pnie są powygryzane, na rzece zalegają gałązki, a w niektórych miejscach robią się już nawet wyspy – wyliczał jeszcze końcem kwietnia Józef Szot, sołtys Kosówki. Podkreślał jednocześnie, że bobry nie tylko dewastują drzewa, ale i wybudowane nad Brniem wały przeciwpowodziowe. Uznał, że widok jest o tyle przykry, o ile porównać go z małopolskim odcinkiem tej rzeki. – Mieszkam około 300 metrów od granicy z Małopolską. Tam Breń jest pięknie wyregulowany, oczyszczony i zadbany. Ani śladu po bobrach – przekonywał. Wtórował mu w tym radny Franciszek Kagan, który w wolnych wnioskach przyznał, iż sam obserwuje w Zabrniu drzewa grożące zawaleniem. – Ale jest jeszcze jeden problem. Wiem, że na terenie Czermina stworzona przez bobry tama podniosła poziom wody i trzeba by, w porozumieniu z wójtem tej gminy, coś z tym fantem zrobić. W innym wypadku, tama może podejść do ujścia Brnia i zablokować śluzy – alarmował.
Więcej w 21 numerze Korso