Jak to się stało, że trafiłeś do telewizji i na dodatek do tak popularnego programu jak Warsaw Shore?
- To było jeszcze moje marzenie z dzieciństwa. W końcu stwierdziłem, że jestem na to gotowy. Na tyle się zdystansowałem do siebie i zdefiniowałem, że zgłosiłem się do programu. Dwa dni przed nagraniem okazało się, że nie chodzi o Warsaw Shore a o "Wystajlowanych", czyli nowy program MTV Polska. Ostateczne stwierdziłem - dlaczego nie? Pojechałem i nie żałuję. Odcinek z moim udziałem można było zobaczyć od 5 maja. Będąc już tam, upewniłem się w tym, że praca z kamerą to moja bajka.
"Wystajlowani" byli przystankiem do Warsaw Shore. Nie odpuściłeś i zgłosiłeś się jeszcze raz.
- Tak. Wysłałem zgłoszenie, czyli filmik, w którym pokazałem siebie. Postawiłem na totalną prostotę. Powiedziałem o moim poczuciu do dzielenia się radością, bo po co jej mieć tak ogromne pokłady i się nie dzielić.
Stwierdziłem, że im mniej powiem o sobie, tym oni bardziej będą dążyli do tego, żeby mnie poznać. To się sprawdziło. Później miałem jeszcze rozmowę na żywo i już po niej byłem przekonany, że widzimy się w sezonie.
Odcinek z udziałem Dominika:
Tegoroczna edycja programu, w której cię zobaczymy, będzie 17. MTV Polska zapowiada, że emisja pierwszego odcinka będzie miała miejsce w połowie września.
- Dokładnie. Od pierwszego odcinka programu można mnie będzie w nim zobaczyć. Z Podkarpacia byłem tylko ja. Pozostałe osoby m.in. z Warszawy czy Krakowa.
Czytając opis programu Warsaw Shore: Ekipa z Warszawy, można znaleźć informacje, że jest to jedna wielka impreza.
- Zgadzam się z tym. Też lubię się dobrze bawić, bo to świetnie odskocznia od codzienności.
Są jednak i opinie, że to prymitywny program, w którym promuje się nieumiarkowania w piciu alkoholu oraz przygodny seks.
- Idąc do programu, nie masz nakazu robienia czegokolwiek. Robisz to, co uważasz za słuszne. Działasz według własnych zasad i moralności. Według mnie nie można powiedzieć, że ten program jest prymitywny.
Warsaw Shore to nie jest wolna amerykanka. To nie jest też zbiorowisko patusów (osób, których zachowanie przejawia cechy patologiczne, przyp. red.). Faktem jest, że hamulce puszczają, ale im więcej my wkładamy radości w tę zabawę, tym bardziej to się przekłada na cały program.
Twoi rodzice jak zareagowali na to, że weźmiesz udział w popularnym reality show?
- Tata powiedział, żebym podszedł do tego z głową. Mamuśka, żebym robił to, co uważam za słuszne. Z kolei przyjaciele bardzo się tym ekscytowali i cieszyli się razem ze mną.
Formuła programu jest prosta. Grupa 10 osób mieszka przez pewien czas w willi, a ich w przeróżnych sytuacjach są śledzone cały czas przez kamery. Przekraczając próg tego domu, miałeś jakieś obawy?
- Bałem się, że nie znajdę wspólnego języka z pozostałymi uczestnikami. Również tego, że nie wszyscy zrozumieją moje poczucie humoru. W sumie niczego więcej. Szybko jednak okazało się, że trafiłem na świetną ekipę.
Nie miałeś kompleksów, że pochodzisz z małej wsi na Podkarpaciu?
- To, że jestem z małej miejscowości, to moja siła. Nie wstydzę się swojego miejsca pochodzenia, zresztą wioska ma swoje uroki.
Każdy ruch uczestników programu śledziły kamery. Przeszkadzało ci to?
- Bardzo szybko stały się dla mnie niewidoczne. W "Wystajlowanych" była ściana kamer. W Warsaw Shore były one wszędzie, nawet w łazienkach, ale przechodzi się obok tego obojętnie.
Dowiedziałeś się czegoś nowego o sobie dzięki temu programowi?
- Przekonałem się o tym, że telewizja jest dla mnie. Do tej pory wystąpiłem w kilku teledyskach. Po Warsaw Shore wiem, że to jest to, co chcę robić w życiu i będę do tego dążył. To jest idealny moment, żeby w tym kierunku się rozwijać.
Jeden z teledysków, w którym wystąpił mieszkaniec Cmolasu:
Nie da się ukryć, że dzięki twoim tatuażom, również tym na twarzy, jesteś osobą bardzo charakterystyczną. Myślisz, że pomogły one w dostaniu się do MTV?
- W przypadku "Wystajlowanych" na pewno. Wysyłając swoje nagranie do castingu (nie wiedziałem, że wysyłam zgłoszenie do "Wystajlowanych"), także twarz wzbudziła ciekawość.
Wiem, że zwracam uwagę. Ludzie patrzą na mnie i myślą sobie, co on ma w głowie.
Też o to zapytam. Co Dominik Gul ma w głowie?
- Totalny chaos (śmiech, przyp. red.), ale przy tym i kulturę. Wyrobiłem sobie zasady współistnienia z innymi ludźmi. Mam przyjaciół w przedziale wiekowym od 20 do 50 lat. Wiek to nigdy nie był problem. Zdarzało się, że jak szedłem ulicą, to ktoś się na mnie krzywo patrzył. Coś dogadywał. Wychodzę jednak z założenia, że nawet jak ktoś przyjmie, że ze mnie jakiś bandyta, wieśniak czy cham, to w momencie, kiedy się do tej osoby uśmiecham, to wszystko znika.
Tatuaże na twarzy to dość odważna decyzja.
- Już jako dzieciak, widząc wytatuowane osoby, wiedziałem, że też chcę je mieć. Przez tatuaże wyrażam siebie. Nie ukrywam, że bardzo się bałem tego, co powiedzą rodzice przy moim pierwszym tatuażu na twarzy, bo zależało, i nadal mi zależy, żeby darzyli mnie szacunkiem tak jak ja ich.
Kiedy poszedłem zrobić pierwszy tatuaż na twarzy, towarzyszył mi mój przyjaciel. Bardzo się bałem ich reakcji. Rodzice przyjęli to po swojemu. Nie rozumieli mojej decyzji. Tatuując twarz, mówię o sobie. Zapisuję na niej to, co myślę i jaki jestem, a niekoniecznie chcę o tym mówić.
Na całym ciele mam ponad 50 tatuaży. Na pewno będą kolejne, bo one mnie określają. Zrobiłem je, chociaż przyznaję, bardzo boję się igły.
Dominik ma ponad 50 tatuaży. Myśli o kolejnych. Fot. Archiwum prywatne
Czujesz, że przez swój wygląd, jesteś jakoś inaczej odbierany?
- Już nie. W Cmolasie ludzie mnie znają. Także ci starsi. Nie ma takiego zaskoczenia, kiedy mijamy się na ulicy.
Wróćmy do programu. Rodzice czekają na odcinki z twoim udziałem?
- Mówiłem im, na czym ten program polega. Nie chciałbym jednak, żeby oglądali to, co zarejestrowały kamery z moim udziałem. Dla mnie to nie jest powód, żeby o tym gadać. To, co się tam działo, zostaje tam. Nie mam potrzeby tłumaczenia tego.
To jest jednak nieuniknione. Z pewnością wielu mieszkańców Cmolasu zasiądzie w połowie września przed telewizory, żeby cię zobaczyć.
- Na pewno (śmiech, przyp. red.). Udział w Warsaw Shore zweryfikował i na pewno jeszcze zweryfikuje, kto jest ze mną. Ze strony prawdziwych przyjaciół dostałem mega duże wsparcie. Okazało się jednak, że są i takie osoby, którym to, że się rozwijam, bardzo przeszkadza. Teraz wiem, kto mi naprawdę kibicuje.
Na koniec jeszcze jedno pytanie. Gdzie widzisz się za 5 - 10 lat?
- Nigdy o tym nie myślałem. Nie planuję tak bardzo do przodu. Na pewno chciałbym bardzo robić coś związanego z telewizją. Może poprowadzić swój program - najlepiej o tatuażach. Chciałbym się aktorsko rozwinąć.
W grudniu będzie mnie można zobaczyć również w serialu paradokumentalnym "Gliniarze" Idąc na plan, liczyłem na to, że ktoś z branży powie mi, czy się nadaję do telewizji, czy nie. Usłyszałem od pani reżyser, że bardzo dobrze sobie radzę. Była w szoku, że jeszcze nigdy jeszcze nie występowałem. Powiedziała mi wtedy, że to jest dla mnie. Teraz biorę udział w różnych casting i będę dążył do zamierzonego celu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.