Mariusz Zieliński - kierowca z Ryszardem Chlebowskim - pilotem tworzą zgrany team. - W tym roku puchary, które zdobyliśmy, to zasługa naszej jazdy w Super KJS (Konkursowa Jazda Samochodem) – mówi Mariusz Zieliński. - Na tym poziomie trzeba już mieć samochód z klatką i odpowiednie kombinezony. W ubiegłym sezonie (2018 rok) udało nam się wyjeździć mistrzostwo w klasyfikacji generalnej. Zdobyliśmy również mistrzostwo okręgu rzeszowskiego w swojej klasie pojemnościowej K4, powyżej 2000 cm3, czyli w najmocniejszej klasie samochodów.
Poza tym załoga jeździ także rajdy klasę wyżej w Czechach, gdzie łączna długość odcinków specjalnych wynosi od 60 do 110 kilometrów.
- W Czechach rajdy są szybsze i bardziej wymagające, a niektóre odcinki są jeżdżone w nocy. Średnia prędkość z rajdu wynosi w granicach 110 km/h - dodaje.
Mariusz z Ryszardem jeżdżą razem już około 6 lat. Ryszard Chlebowski poza tym, że jeździ razem z Mariuszem, od kilku lat bierze udział z innymi kierowcami w rajdach na etapie mistrzostw Polski i mistrzostw Europy. Ma już licencję międzynarodową. Z roku na rok prędkości średnie w rajdach zwiększają się. Na odcinkach można nawet osiągnąć 180 km/h. Rywalizacja w rajdach odbywa się w jeździe na czas.
- Jeździmy samochodem Mitsubishi Lancer. We wcześniejszych latach jeździliśmy subaru imprezą. To było jeszcze auto, które nie miało klatki, teraz jeździmy samochodem bardziej dostosowanym do zawodów sportowych - mówią.
Zaufanie między kierowcą a pilotem wyrabia się przez wiele lat. Pomogło to, że zaczynali razem od najniższych szczebli rajdowych, wypracowali sobie jakiś model współpracy.
Kosztowna pasja
W mieleckim automobilklubie jeździ od 5 do 10 samochodów. Koszt takiego samochodu jest niemały.
- Samochód z klatką (która służy poprawie bezpieczeństwa), wyposażony w seryjne komputery, kosztuje około 90 tysięcy złotych. Poza tym jadąc na zawody, trzeba mieć 4 komplety kół. Opony też są drogie, gdyż nowa opona do naszego auta kosztuje 400 euro, do tego dochodzą koszty wielu części zamiennych, koszt wyjazdów, paliwa, noclegu, wyżywienia, a na poważniejszych rajdach trzeba mieć swoich serwisantów - wyliczają. - Nowy komplet opon wytrzymuje gdzieś około 50 – 60 km. Po takim dystansie są zużyte mniej więcej do połowy. Później jeszcze można je troszkę nacinać i można je w zasadzie do końca zjechać – dodaje Marek Zieliński. – Tak naprawdę jadąc na zawody, trzeba mieć dużo części zapasowych ze sobą. Trzeba mieć dwa samochody, żeby startować jednym – mówi z uśmiechem.
- Do tego dochodzi jeszcze koszt kombinezonu z homologacją, niepalnej bielizny z homologacją, kask plus kołnierz ochraniający kręgi szyjne – uzupełnia Ryszard Chlebowski. - Kompletny kombinezon dla zawodnika to jakieś 10 tys. zł. Pracujemy, zarabiamy i wydajemy - stwierdza. - Część funduszy na nasz sport pochodzi od sponsorów, a część oczywiście są to prywatne środki zawodników.
Kierowca Marek Kopeć zajął drugie miejsce w mistrzostwach okręgu w konkursowej jeździe samochodem w klasie pojemnościowej K3, czyli od 1600 do 2000 cm3. W klasyfikacji
generalnej zajął miejsce trzecie. To osiągnięcia będące zwieńczeniem całego 2018 roku.
- Moim głównym pilotem jest Damian Kilian, aczkolwiek zdarza się, że jeżdżę z innymi pilotami - mówi. - Jeżdżę samochodem Citroen Xsara VTS. W przypadku zawodów KJS tu można dysponować dużo mniejszymi kwotami. Auto już można kupić za 10 tys. zł, droższe jest za to utrzymanie całego sprzętu i opon. Nikt mnie nie sponsoruje, to jest po prostu pasja, aczkolwiek chciałbym mieć sponsora, jak na razie jeżdżę sam za swoje pieniądze.
Poza odcinkami specjalnymi, na których ścigają się z czasem, również są kierowcami, tutaj jednak obowiązują zupełnie inne zasady.
- Od jednego odcinka specjalnego do drugiego mamy tak zwany dojazd, na przykład kilkunastokilometrowy, gdzie stajemy się normalnymi użytkownikami drogi i musimy jeździć zgodnie z przepisami i zasadami ruchu drogowego – mówi Ryszard Chlebowski. - Możemy być kontrolowani przez policję i możemy dostać mandat. Nie możemy tego odcinka przejechać ani za szybko ani za wolno, gdyż wiązałoby się to z punktami karnymi.
Dzięki udziałowi w rajdach na co dzień jeździmy bezpieczniej, a gdy dochodzi do niespodziewanych sytuacji na drodze, to automatycznie sobie z nią radzimy.
Każdy może spróbować sił
- Na zawodach nie ścigamy się po otwartych drogach, tylko rywalizujemy na zamkniętych odcinkach, które są zabezpieczone i puste. Wtedy na tych odcinkach specjalnych dokonywany jest pomiar czasu. - Ścigamy się na różnych nawierzchniach, przeważnie są to odcinki asfaltowe, ale około 20 proc. to jest nawierzchnia szutrowa – mówi.
Zwykły KJS, czyli konkursowa jazda samochodem, to jest najniższy poziom dla uczestników chcących brać udział w rajdach dla kierowców. W tej konkursowej jeździe samochodem może brać udział każdy uczestnik ruchu drogowego.
- Jest to zorganizowane po to, aby doskonalić technikę jazdy. Jest to impreza otwarta dla tych, którzy chcą się pościgać, ale nie po ulicach lub gdzieś w ukryciu. Wszystko odbywa się pod kontrolą na odcinku wyłączonym z ruchu, gdzie są odpowiednie służby – mówi Grzegorz Stryjski, prezes Automobilklubu Mieleckiego.
Jeżeli ktoś chce brać udział w takiej imprezie, to może startować, spełniając oczywiście pewne warunki. Samochód ma być sprawny, posiadać ubezpieczenie OC i NNW, posiadać dwa kaski (dla kierowcy i pilota). Pilot nie może mieć mniej niż 17 lat.
Czy to bezpieczny sport?
Nasi zawodnicy są zdania, że jest to sport całkowicie bezpieczny.
- W razie jakiegoś wypadku mamy samochody wyposażone w klatki, które nas chronią. Rajdowe samochody wyposażone są w sześciopunktowe pasy bezpieczeństwa. Po ich zapięciu kierowca i pilot nie może zbytnio się ruszyć. Po zapięciu pasów jesteśmy całkowicie zintegrowani z samochodem. Jesteśmy również wyposażeni w specjalny kołnierz, który jest połączony z kaskiem. Kierowca z pilotem porozumiewają się ze sobą przy pomocy interkomu (słuchawek i mikrofonu) – przekonują.
Każdy sport wymaga przygotowań i treningów. Kierowcy również starają się pośród codziennych obowiązków znaleźć czas na doskonalenie.
- Raz na miesiąc staram się być w Kielcach na profesjonalnym torze, żeby nie odzwyczaić się od samochodu. Tam na torze jest dużo kręcenia i dużo nawrotów, to jest dobre miejsce do treningów – mówi Mariusz Zieliński.
Poza tym zawodnicy traktują jak treningi także imprezy najniższego szczebla.
Mieleckie ściganie
- W Mielcu nie ma gdzie potrenować, chociaż raz na tydzień czy nawet miesiąc można by zamknąć jakiś odcinek ulicy. Młodzież też na pewno byłaby zadowolona. Młodzi kierowcy mieliby możliwość się wyszaleć, a tak ścigają się nielegalnie po ulicach – twierdzi Marek Kopeć.
Automobilklub 1 - 2 razy do roku stara się organizować zawody KJS u siebie w Mielcu. - Aby wszystko było jak należy, już około czterech miesięcy wcześniej przed zawodami musimy sobie upatrzyć jakąś trasę, później trzeba wystąpić do wójta lub burmistrza o zgodę na wyłączenie z użytkowania pewnego odcinka – tłumaczy prezes Grzegorz Stryjski. - Jeżeli zbierzemy komplet dokumentacji, wtedy składamy wniosek do komendanta wojewódzkiego o akceptację. Po akceptacji wydaje on wniosek o zezwolenie. Ostateczną decyzję podejmuje starosta – dodaje.
Udział w rajdzie wiąże się z długimi przygotowaniami, a nieraz i z przygodami. - Przed rajdem kierowca z pilotem opisują trasę całego rajdu. Czasem schodzi to półtora dnia. Pilot spisuje wszystkie zakręty i to, jak wygląda droga. Rajdy są tak układane, żeby były jak najwęższe drogi i jak najwięcej zakrętów. Bywa tak, że lusterkami bijemy o gałęzie, a trzeba dużą prędkość utrzymać w zakręcie.
Pilot patrzy w notatki, ale kątem oka musi obserwować to, co dzieje się na drodze – wyjaśnia Ryszard Chlebowski.
Różne przygody
- Zdarzyła nam się pewnego razu niemiła sytuacja - wspominają. - Gdy pierwszy raz wyjechaliśmy do Czech, przytrafiła się awaria. Okazało się, że kółko od alternatora było krzywe, urwał się pasek. Musieliśmy wracać 600 km do domu o niczym.
Drugi przypadek z ubiegłego roku był taki, że pękła nam tarcza hamulcowa. Całe szczęście, że stało się to na tzw. dojazdówce, pomiędzy odcinkami specjalnymi. Usłyszeliśmy, że coś się dzieje z hamulcami, wyszliśmy z auta i zauważyliśmy pękniętą tarczę.
Innym razem po zrobieniu tak zwanej opisówki wróciliśmy na noc do domu, gdyż było niedaleko. Nasz samochód rajdowy został na miejscu. Na drugi dzień rano wyjechaliśmy już ubrani w kombinezony i 10 km przed miejscem zorientowaliśmy się, że zapomniałem kluczyków do wyścigówki. Wróciliśmy po kluczyki, ale nie zdążyliśmy na rajd. Zapakowaliśmy auto na lawetę i wróciliśmy do domu. W ten sposób mieliśmy wolną niedzielę – opowiadają z uśmiechem.
Jesteś kozak – sprawdź się!
Czasami obserwuje się, że na zawody przyjeżdża ktoś pierwszy raz i zaczyna tak, że po starcie wciska gaz do dechy, ale wszystko szybko weryfikuje pierwszy zakręt. Ktoś z dużym doświadczeniem wykręci lepsze czasy małym samochodem niż niedoświadczeni kierowcy mocnymi pojazdami.
- Ja bardzo chciałbym zachęcić tych kierowców, którzy testują prędkość na wiadukcie czy na ulicach, do wzięcia udziału w rajdzie. Taki amatorski rajd potrafi bardzo szybko człowieka zweryfikować – przekazuje Marek Kopeć. - Chodzi też o to, żeby nie organizować nielegalnych wyścigów, tylko żeby się wyszaleć legalnie i całkowicie bezpiecznie – dodaje.
Zawodnicy mówią, że wzięcie udziału w najniższej klasie wyścigowej jest obecnie bardziej osiągalne dla kierowców. Również jeżeli chodzi o koszty takiego startu.
- Wiadomo, że jest to sport niszowy, nie jest tak popularny jak piłka nożna czy siatkówka. Myślę, że zwolenników i pasjonatów motoryzacji nie brakuje, a Mielec ma dużo miejsc, w których można zorganizować legalną jazdę na czas – twierdzą pasjonaci motoryzacji.