reklama

Wypadek i trauma powypadkowa oczami psychologa [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Wypadek i trauma powypadkowa oczami psychologa [WYWIAD] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościRozmawiamy z psychologiem transportu i byłym orzecznikiem policji - mgr. Rafałem Gromnym. Pan Rafał na co dzień pracuje z kierowcami, w tym zawodowymi, przeprowadzając badania psychologiczne. Udziela nam wskazówek, jak rozpoznać zespół stresu pourazowego, jak radzić sobie z traumą powypadkową, a także odpowiada na pytanie, z kim praca psychoterapeutyczna jest trudniejsza.

DJ (Damian Jemioło): Jaka grupa najczęściej ulega wypadkom?

RG (Rafał Gromny): Z mojego doświadczenia -  na pewno jest duża wypadkowość wśród grupy młodych kierowców. Osoby przed 30 rokiem życia bardzo często występują w charakterze sprawców wypadków. To jest dla nich podwójnie trudna sytuacja, wynikająca z tego, iż jako młodzi, dwudziestokilkuletni ludzie znajdują się na etapie, na którym ich osobowość nie jest w pełni ukształtowana. Co więcej - również ich ośrodkowy układ nerwowy nie jest całkowicie dojrzały. Przekłada się to na efekty radzenia sobie z taką sytuacją.

 
DJ: Jak wygląda radzenie sobie z traumą, kiedy jest się ofiarą wypadku?

RG: Przede wszystkim to, co jest najistotniejsze, to jak wygląda zaplecze emocjonalne danej osoby. Zwłaszcza czy znajduje ona wsparcie w rodzinie i najbliższych. Oczywiście, w przypadku każdego z nas taka sytuacja wypadkowa jest sprawą wykraczającą poza możliwości poznawcze poradzenia sobie. 

Katastrofy lądowe, jeśli chodzi o obciążenie psychiczne, są porównywalne do aktów przemocy, gwałtów czy wydarzeń wojennych. Każdy z nas ma jednak możliwość poradzenia sobie z taką sytuacją, o ile sięgnie po odpowiednią pomoc. To, co nas powinno niepokoić, to moment, w którym po zdarzeniu traumatycznym związanym z wypadkiem utrzymują się pewne objawy. Mam tu na myśli wzmożony lęk, napięcie czy objawy fizjologiczne, jak nadmierna potliwość, a także koszmary lub problemy ze snem. Jeśli te symptomy utrzymują się przez okres powyżej 30 dni, możemy mówić o tak zwanym "zespole stresu pourazowego". Wówczas występuje konieczność podjęcia działań psychoterapeutycznych.

 

DJ: Co jeśli ktoś zbagatelizuje sprawę? Kiedy podjąć terapię?

RG: Osoby, które nie podejmą się walki z traumą, zbagatelizują ją – muszą liczyć się z nasileniem objawów z czasem. Okres kilku miesięcy od wypadku jest najlepszym na podjęcie działań psychoterapeutycznych. W innym przypadku może dojść do utrwalenia traumy. W szczególności, jeśli widzimy nasilenie symptomów nawet w okresie kilku lat, tj. nadal występujące wzmożona potliwość, napięcie czy lęk lub jakiekolwiek ograniczenia jakości życia. Dla wielu osób, które uległy wypadkowi, a wówczas prowadziły pojazd, trudne może być nawet samo wejście do niego ponownie. Praca psychoterapeutyczna z osobą z utrwaloną traumą jest znacznie trudniejsza, zwłaszcza po okresie na przykład kilku lat. Pewne sytuacje i problemy wówczas dodatkowo się nawarstwiają. 

 
DJ: Co z osobami, które są sprawcami wypadków?

Bardzo często praca psychoterapeutyczna z osobami, które są sprawcami katastrof lądowych, jest dużo trudniejsza. Czasami są to ludzie, którzy doprowadzili do śmiertelnego wypadku, mają tym samym dodatkowe poczucie winy. Tym bardziej że nie zawsze ofiarami takich zdarzeń drogowych muszą być osoby trzecie, ale np. ich bliscy. Niekiedy dochodzi tutaj ponadto zjawisko stygmatyzacji sprawców wypadków, zwłaszcza w społecznościach lokalnych. W szczególności, kiedy ktoś w wyniku ich działań stracił życie. 

W moim odczuciu – psychologa, jest to trudniejsza praca niż z osobą, która była ofiarą. Sprawców należy jednak również rozróżniać. Mamy tutaj do czynienia zarówno z osobami, które nie miały wpływu na okoliczności danego zdarzenia, jak i z ludźmi będącymi pod wpływem alkoholu bądź innych substancji odurzających. Praca ze sprawcami, którzy byli pod wpływem w trakcie wypadku, może okazać się jeszcze trudniejsza z racji tego, iż prawdopodobnie będą musieli dodatkowo skorzystać np. z terapii uzależnień. Zdarza się też, iż występuje wśród nich zjawisko wyparcia, nie poczuwają się do winy. W przypadku sprawców wypadków dochodzą jeszcze kwestie formalne, jak na przykład utrata prawa jazdy, kara ograniczenia lub pozbawienia wolności czy konsekwencje finansowe. Są to niejednokrotnie bardzo trudne emocjonalnie sytuacje, przez co te osoby wymagają dodatkowego wsparcia. Podczas psychoterapii pracujemy wówczas nad poczuciem straty, żalu, czy wewnętrzną traumą. 

 

DJ: Co z tymi, którzy trafili do zakładów karnych? Czy mogą liczyć na jakieś wsparcie?

RG: Sprawcy wypadków śmiertelnych, którzy trafiają do więzień, także w mojej ocenie powinni korzystać z form pomocy psychoterapeutycznych. W niektórych zakładach karnych istnieje możliwość odbycia sesji z wyspecjalizowanym psychologiem na wniosek osoby uwięzionej. Niestety, nadal nie w każdym więzieniu znajduje się psycholog - w moim odczuciu powinien zawsze być.  Taka sesja odbywa się na wniosek osoby uwięzionej.

 

DJ: Z kim trudniej się pracuje, jeśli chodzi o ofiary – z dziećmi czy dorosłymi?

RG: Według moich osobistych doświadczeń – w przypadku dzieci jest większa ilość miejsc wsparcia, z których mogą one skorzystać. Mamy poradnie psychologiczno-pedagogiczne, PCPR-y, MOPS-y itd. Oczywiście z bardzo małymi dziećmi psychoterapia wygląda nieco inaczej niż w przypadku nastolatków lub osób dorosłych. Niejednokrotnie nie da się wówczas pracować przy pomocy terapii poznawczej, w przeciwieństwie właśnie do nastolatków czy osób dorosłych. To kwestia tego, iż dzieci nie mają jeszcze dobrze rozwiniętego myślenia wyobrażeniowego, obrazowego. W przypadku wsparcia małych dzieci sięgamy po techniki zabawowe, behawioralne, na przykład w oparciu o rysunki czy komiksy, co pozwala im oswoić pewne lęki. 

Niezależnie od tego, czy jest to dziecko, czy osoba dorosła – zdecydowanie istnieje konieczność pracy właśnie nad oswojeniem lęku. Jeśli chodzi o osoby dorosłe, to jednak często dochodzi do bagatelizowania traumy i nasilenia objawów zespołu stresu pourazowego. Wówczas ich życie ulega bardzo dużemu ograniczeniu, tj. zawężenie pola kontaktów, czasami rezygnacja z pracy, swoiste myślenie, iż świat jest pełen niebezpieczeństw... Wiąże się to z pewnym rodzajem utraty pozycji społecznej.  


 DJ: Co z rodzinami ofiar? Czy powinny one korzystać z pomocy psychoterapeutycznej?

Myślę, że jak najbardziej. W przypadku ofiar wypadków niejednokrotnie zapomina się także o ich rodzinach, które też często potrzebują pomocy psychologa bądź psychoterapeuty. Zwłaszcza jeśli dochodzi do wypadku śmiertelnego lub innego tragicznego w skutkach, jak utrata kończyny albo paraliż osoby bliskiej. Na szczęście pojawia się powoli trend i mam nadzieję, że będzie się on rozwijać - udzielania wsparcia również rodzinom ofiar. Mam tu na myśli ściąganie pojedynczych psychologów w przypadku katastrof w ruchu lądowym lub całej ich grupy z różnych punktów interwencji kryzysowej. 

 

DJ: A czy psychoterapia nie jest najtrudniejsza, kiedy mamy do czynienia z ofiarą, która np. straciła kończynę, uległa paraliżowi? Jak im pomóc?

RG: Myślę, że jest bardzo trudna. Z perspektywy osoby, która dodatkowo boryka się z poczuciem straty, ograniczeniem roli życiowej i traumy - jest to naprawdę trudne. Często z powodu niepełnosprawności nabytej w sytuacji wypadkowej komuś mówiąc potocznie - sypie się życie. Czy to rodzinne, czy zawodowe. Te osoby, które doświadczają straty w obszarze obrazu własnego ciała wymagają poważnych działań psychoterapeutycznych czy pracy z psychologiem. 

 

DJ: Jaki rodzaj psychoterapii jest najskuteczniejszy, jeśli chodzi zarówno o sprawców i ofiary?

RG: Myślę, że techniki poznawczo-behawioralne dość dobrze się sprawdzają - zarówno z mojego doświadczenia, jak i z teorii. W przypadku osoby, która przeżyła wypadek, u której rozwija się zespół stresu pourazowego pojawia się ogólny lęk. Dotyczy to nie tylko sfery związanej z wypadkiem czy ruchem drogowym, to zmienia też myślenie, sferę poznawczą. Osoby, które są sprawcami bądź ofiarami wypadków komunikacyjnych, mają takie przekonanie, że świat jest zagrażający, niebezpieczny. Bardzo często w terapii poznawczo-behawioralnej, trzeba pracować nad zmianą tego myślenia. 

 

DJ: Czasami spotkać się można z sytuacją wyparcia u sprawców wypadków. Jak i czy trzeba z tym walczyć?

RG: Żeby móc podejmować działania psychoterapeutyczne - musi być motywacja. Jeśli tego nie ma i sprawca się nie poczuwa, to trudno będzie uczestniczyć w działaniach psychoterapeutycznych. Nie da się tego zrobić na siłę. Czasami potrzebny jest tutaj wówczas element rodzinny. Mam tu na myśli wsparcie - rozmawianie, uświadamianie, że ta terapia jednak jest potrzebna. 

 

DJ: Czy sprawcy wypadków często ulegają stygmatyzacji społecznej? Są wytykani palcami?

RG: Często osoby będące sprawcami mają podwójnie trudną sytuację. Same przeżywają żal po stracie, bo w wyniku ich działań, czasami z sytuacji losowej - "mają na koncie" życie jednej lub więcej osób. To już jest sprawa, która jest bardzo mocno obciążająca i emocjonalnie, i poznawczo. Dodatkowo dochodzi kolejna sytuacja - czyli stygmatyzacja. Otoczenie lokalne, najbliżsi znajomi - zaczynają się odsuwać. Niewątpliwie taka osoba wymaga wsparcia rodziny, co często faktycznie ma to miejsce. Nie ukrywam, że z czasem mimo wszystko też wymagają jakiejś pracy, rozmowy z psychologiem. Swoistej "wentylacji emocjonalnej", zejścia z nich. W takich ludziach często występują emocje skrajne - żal, wściekłości do siebie, złości do świata, że są stygmatyzowane... Wsparcie psychologa jest tutaj naprawdę istotne.


DJ: Co z farmakoterapią? Czyli leczeniem przy pomocy tabletek, antydepresantów? 

RG: Nie chcę tutaj wchodzić w kompetencje lekarzy psychiatrów. Natomiast bardzo często jest tak, że kiedy jako psychoterapeuci i psychologowie widzimy, że ilość tych objawów somatycznych, poziom lęku i napięcia narastają, to kierujemy takie osoby właśnie do psychiatrów. Widząc, że ta osoba potrzebuje wsparcia farmakoterapii. Często w przypadku przeróżnych zaburzeń lękowych, okazuje się, że taki wymiar łączenia psychoterapii z farmakoterapią przynosi najlepsze efekty.

 

DJ: Zauważa Pan zmiany, także w świadomości lokalnej, że zgłasza się coraz więcej ofiar i sprawców wypadków po pomoc psychoterapeutyczną? 

RG: Z mojej perspektywy nie widzę takich zmian. Nie ma tak dużo osób, które samodzielnie poszukiwałyby wsparcia. Nie pokrywa się to zupełnie ze statystykami wypadków, bo one pokazują, że wypadkowości mamy bardzo dużo, a osób, które świadomie są gdzieś w stanie się zgłosić, jest niewielka liczba. Myślę, że to jest taka troszeczkę kwestia naszej mentalności, tj. potrafimy żyć w takim dużym zawężeniu pewnych rzeczy. Bardzo często ludzie są w stanie funkcjonować w Polsce ze znacznie obniżonym poziomem jakości życia, czekają do ostatniego momentu, żeby zrobić coś dla siebie. Ewentualnie trafiają na terapię, bo ktoś im powiedział, że warto odwiedzić ten gabinet psychologa i coś zacząć z tym robić. Zdarza się też tak, że te osoby często są kierowane do nas przez lekarzy psychiatrów, ale nie tylko - również przez neurologów.

Ci ludzie zazwyczaj poszukują swojego problemu gdzieś indziej. Zapominają o całej sytuacji wypadku, mijają miesiące, rok, dwa lata... Nawarstwia się ilość problemów somatycznych - zaburzenia snu, rosnący poziom lęku. Popadają wówczas w swego rodzaju hipochondryczne zaburzenia, doszukując się problemu, dolegliwości. W praktyce wygląda to w ten sposób, że jeżdżą od lekarza do lekarza, diagnozując się od neurologów, przez psychiatrów, itd. W pewnym momencie dają oni [lekarze - przypis red.] zalecenie, że po tej stronie medycznej "jest czysto", natomiast osoba wymaga pracy psychoterapeutycznej - z lękiem albo zespołem stresu pourazowego. Dużo mniej jest osób, które zrobią to same z siebie, czasami nie mając po prostu takiej świadomości, wiedzy, czym jest zespół stresu pourazowego. Wiele osób kojarzy go z żołnierzami, wydarzeniami wojennymi...

 

DJ: A jak wygląda to w praktyce?

RG: Niekiedy osoby, u których stwierdzono zespół stresu pourazowego obserwuje się powracanie wydarzeń w postaci dosłownych obrazów. Jest to niczym sen na jawie. Często zdarza się to w porach większego zmęczenia psycho-fizycznego organizmu. Wypadki komunikacyjne stawia się w grupie wydarzeń traumatycznych - obok aktów przemocy, czy terroryzmu. A zatem one również mogą doświadczyć zespołu stresu pourazowego. Dużo tutaj jednak zależy od naszego temperamentu, siły odśrodkowego układu nerwowego, itd. Są osoby, które będą miały większą podatność na stres, który w konsekwencji może przerodzić się w zespół stresu pourazowego. Jest to poniekąd powiązane z naszymi naturalnymi reakcjami.  

 

DJ: I na koniec - nie zapomnijmy o tych, którzy ratują ludzkie życie. Rozmawialiśmy o ofiarach, o sprawcach, a co ze służbami ratunkowymi i mundurowymi? Policją, strażakami, ratownictwem medycznym? W końcu często mierzą się one z katastroficznymi obrazami, ludzkim cierpieniem...

RG: Chwalebne jest jeżeli, na przykład na komisariacie policji znajduje się psycholog. W mojej ocenie jest to specjalista, który powinien znaleźć się w każdym większym tego typu punkcie. Służby mundurowe i ratunkowe, to osoby, które są szczególnie narażone na traumatyczne przeżycia. Oczywiście, patrząc przez pryzmat, na przykład ludzi, którzy na przykład są kandydatami na kierowców pojazdów uprzywilejowanych, to przejawiają one pewne cechy zwiększonej odporności na stres. Są często dużo wytrzymalsi niż przeciętna jednostka. Niemniej i wśród nich zdarzają się chociażby próby samobójcze i te statystyki są całkiem spore. Te osoby, jeśli widzą u siebie efekty swojej pracy przy katastrofach w ruchu lądowym, powinny zgłosić się po pomoc. Uważam, że powinna istnieć także swoista profilaktyka, tj. np. uczestnictwo w warsztatach, świadomości o zespole stresu pourazowego, itp. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE