Spójrzmy chociażby na ostatnie doniesienia medialne dotyczące byłego wiceprezydenta naszego miasta. Sytuacja, w której został zatrudniony w podległej urzędowi miasta szkole podstawowej, nie jest w porządku. Wydarzenie to pokazuje, że na rządzących, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i centralnym, czeka pokusa wykorzystania uprawnień do celów czysto prywatnych. Dodatkowo jest ona wzmacniana przez krótką pamięć wyborców. Rzadko potrafią oni wyciągnąć konsekwencje wobec takich polityków. Udzielenie im reelekcji stanowi wprost ciche przyzwolenie na takie działania. Remedium na takie patologie władzy jest wzrost świadomości obywatelskiej i liczby organizacji pozarządowych, które patrzą władzy na ręce.
Dzielenie "stołków" i stanowisk było, jest, i niestety będzie. Nie da się ukryć, że każda zmiana władzy przynosi ze sobą zmiany w organach jej podległych. Weźmy na tapetę rady nadzorcze spółek miejskich, takich jak MKS czy MPGK. Kilka tygodni temu ogłoszono nowe składy osobowe rad nadzorczych powołanych przez prezydenta Jacka Wiśniewskiego. Bez trudu można wskazać osoby, które powróciły do nich po "przymusowym urlopie" zafundowanym przez p.o. prezydenta Fryderyka Kapinosa. W kwietniu ubiegłego roku dokonał on bowiem zmian w tychże radach. To jasne, że rządzący chcą mieć "swoich" na stanowiskach. Doskonale widać podobny mechanizm w przypadku spółek Skarbu Państwa. Warto sobie zadać pytanie, co oprócz spełnienia wymagań (między innymi w postaci zdanego egzaminu państwowego) decyduje o powołaniu do takiej rady. Czy są to wysokie kompetencje i umiejętności, czy może kontakty i znajomości? Osobiście żywię nadzieję, że w większości przypadków decydującym argumentem są umiejętności. Ale jak mówią "nadzieja matką głupich".