Był rok 2007, kiedy Jan i Krystyna poznali się w mieleckim sklepie mięsnym. Nie zawarli bliższej znajomości, nie zaprzyjaźnili się ze sobą. Tak po prostu: pan poznał panią i ich drogi się rozeszły. I nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek się zejdą, tym bardziej że Krystyna wyjechała za granicę. Kiedy wróciła i nie miała się gdzie podziać, zastukała któregoś dnia do drzwi jego mieleckiego mieszkania z prośbą o pomoc. Chciała się gdzieś na chwilę zatrzymać i przenocować. Miało być na jedną noc. Została na dłużej. Właściwie do końca swego życia.
Żyli pod jednym dachem, ale - jak zarzekał się Jan – nic ich nigdy nie łączyło. Krystyna miała swój pokój i tapczan, na którym sypiała. On miał swój. Podobno nawet nie chciała z nim nigdzie wychodzić, bo uważała, że jest dla niej za stary. Gdy kobieta straciła pracę, Jan ją nawet utrzymywał, nie był jednak zachwycony takim stanem rzeczy. Tym bardziej że Krystyna za kołnierz nie wylewała, a gdy się napiła, rwała się do bójki. Mimo wszystko zdarzało im się dość często popijać razem. Jan wtedy bez ogródek nakazywał jej opuszczenia raz na zawsze jego mieszkania. Ona nie przyjmowała tego do wiadomości. I mieszkała z nim dalej, mimo rosnącej w mężczyźnie niechęci, której apogeum nastąpiło w pewien sierpniowy dzień 2008 roku. Tego dnia Jan wybrał się po zakupy, wypłacił też z banku gotówkę. Po powrocie zjadł coś wspólnie z Krystyną i położył się spać. Gdy się obudził, stwierdził, że brakuje mu 250 zł.
Podejrzenie padło na Krystynę, która jednak nie przyznała się do zabrania pieniędzy i spokojnie położyła się spać w zajmowanym przez siebie pokoju. Wtedy Jan wyciągnął metalowy klucz płaski, długi prawie na 40 cm i zaczął uderzać leżącą kobietę, która nawet się nie broniła. W wyniku tych ciosów doszło u niej do złamania kości czaszki, rozległych uszkodzeń mózgu i śmierci. Zmasakrowaną kobietę przykrył kocem i poszedł spać. Jak powiedział w trakcie przesłuchania, gdy ją przykrywał, nie dawała oznak życia. Nazajutrz podniósł koc i stwierdził, że Krystyna nie żyje. Przez kolejne dwa dni nie podjął żadnych działań. Fakt mieszkania ze zwłokami współlokatorki nie dawał mu jednak spokoju. Bez celu chodził po mieście, aż 8 sierpnia zwierzył się sąsiadowi, że zabił Krystynę. Ten o zbrodni poinformował emerytowanego policjanta, który z kolej zawiadomił dyżurnego komendy powiatowej w Mielcu.
Więcej w 13 numerze Korso