Wyszli z domu, do którego już nie wrócili. Gdy najbliżsi ich poszukiwali, trzej mężczyźni leżeli martwi w przydrożnych rowach z wodą.
Fatalny finał poszukiwań
W środę przed godziną 10 w Padwi Narodowej policjanci otrzymali zgłoszenie o odnalezieniu zwłok 52-latka. Znalazł je sąsiad mężczyzny. Zwłoki leżały w pobliżu jego miejsca zamieszkania, w rowie z wodą. Jak się okazało, wcześniej szukała go rodzina. Finał poszukiwań okazał się tragiczny. Przyczyna śmierci nie jest jeszcze znana. Ze wstępnych ustaleń wynika, że mężczyzna najprawdopodobniej się utopił. Wiadomo też, że znajdował się pod wpływem alkoholu. Dzień później, tym razem w rowie znajdującym się przy trasie z Mielca do Rydzowa, odnaleziono zwłoki innego mężczyzny. Po godzinie 13 w rejonie znajdującego się tam sklepu odnaleziono ciało 27-latka. Gdy mężczyzna długo nie wracał do domu, poszukiwania rozpoczął jego brat. Niestety i w tym przypadku ich finał okazał się tragiczny. 27-latek wpadł do rowu, w wyniku czego najprawdopodobniej się utopił. Jak się okazało, również był nietrzeźwy.
Natomiast w sobotę po godzinie 14. w Wadowicach Górnych policjanci otrzymali informację o odnalezieniu kolejnych zwłok w przydrożnym rowie. Policję zaalarmowała żona 40-latka, która wraz z synem odnalazła jego ciało w pobliżu lokalnego sklepu. Mężczyzna również znajdował się pod wpływem alkoholu. Przyczyny jego śmierci podobnie jak pozostałych zmarłych będą ustalane. - Wszystko wskazuje jednak na to, że mężczyźni znajdujący się w stanie upojenia alkoholowego utopili się – mówi mł. asp Urszula Chmura z KPP w Mielcu.
Jak się dowiedzieliśmy, wszyscy trzej mężczyźni od lat zmagali się z problemami alkoholowymi.
Śmierć w wannie
Zaraz po godzinie 12 w czwartek strażacy otrzymali zgłoszenie o tym, że 23-letnia kobieta zasłabła w wannie. Znalazł ją jej chłopak, który zadzwonił na numer alarmowy. - Gdy przyjechaliśmy, pogotowie było już na miejscu – mówi st. kapitan Łukasz Kapinos z PSP z Mielca. Niestety, kobiety nie udało się uratować. - Nasze działania polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia oraz zmierzeniu stężenia tlenku węgla w powietrzu – mówi Kapinos. Jak się okazało, w momencie przyjazdu strażaków było ono zbyt wysokie. – Często, gdy docieramy na miejsce, pomieszczenia są już wywietrzone, rzadko więc w takiej sytuacji wykrywamy zawartość tlenku węgla w powietrzu – mówi Marek Gawlak z PSP w Mielcu. Gdy jednak strażacy go wykryją, znaczy to, że w momencie zatrucia jego zawartość w powietrzu była znaczna.
W styczniu pisaliśmy o zaczadzeniu 49-letniej policjantki z Wydziału Prewencji Komendy Powiatowej Policji w Kolbuszowej. Kobieta również zaczadziła się podczas kąpieli w wannie. Z kolei w lutym ofiarą czadu padł 60-letni mielczanin, którego po powrocie z pracy znalazła w domu żona. Niestety, mężczyzna już nie żył.
W ostatnich miesiącach strażacy wielokrotnie interweniowali w związku z podejrzeniem wydobywania się groźnego gazu. Czasem czujnik włączał się zbyt wcześnie, nawet gdy nie było zagrożenia. Ale żaden z sygnałów nigdy nie został przez strażaków zbagatelizowany. Zdarzały się sytuacje zupełnie niezwiązane z wydobywaniem się czadu. - Gdy sygnał czujnika jest pulsujący, nie ciągły, świadczy to o rozładowanych bateriach, o czym nie zawsze wiedzą jego użytkownicy - mówi Marek Gawlak.
Czad nie ma smaku, zapachu ani barwy, nie jest też drażniący. Bardzo często usypia, a następnie zabija swoje ofiary. Niemal co tydzień informujemy o przypadkach zatrucia. W ubiegłym tygodniu w związku z podejrzeniem jego wydobycia strażacy interweniowali 3 razy. Niestety, nie wszystkich udało się uratować.