reklama

To był mój przyjaciel - czyli o prawdziwej przyjaźni i o tragedii [reportaż]

Opublikowano:
Autor:

To był mój przyjaciel - czyli o prawdziwej przyjaźni i o tragedii [reportaż] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPan Grzegorz niedawno stracił swojego pieska Luckiego. Tak bardzo się przejął śmiercią zwierzęcia, że o mało sam nie przypłacił tego życiem. Wszystko dlatego, że czworonoga ktoś otruł.

Mężczyzna, który mieszka w domu jednorodzinnym przy ulicy Chełmońskiego w Mielcu, nie może pogodzić się z myślą, że gdyby ktoś nie rozsypał bądź nie podrzucił jemu psu trutki na szczury, jego kompan Lucky (laki) wciąż by żył. Piesek rasy West Highland White Terrier był ulubieńcem mężczyzny do tego stopnia, że od czterech lat jeździł z nim na skuterze, towarzysząc mu niemal na każdym kroku.

Miłość do czworonoga

- Mimo zakazu wprowadzania psów, wchodziliśmy razem prawie wszędzie - wspomina  mężczyzna. Wyglądający przyjaźnie filigranowy Lucky nie stanowił dla nikogo problemu, a wręcz wzbudzał podziw, że jest tak zdyscyplinowany i mądry. Kupiliśmy go z hodowli, jak był szczeniakiem. Był bardzo dobrym psem, wiem, że nigdy by nikogo nie ugryzł, a dzieci go wręcz uwielbiały - mówi jego właściciel. Lucky oprócz chodzenia po ogrodzonym bramką podwórku, spacerował często z panem do znajdującego się w okolicy supermarketu. - Nie wchodziłem tam z nim, bo nie chciałem, żeby ktoś się zdenerwował.

Lucky zostawał więc na zewnątrz, przywiązany do poręczy. Tak było do czasu, aż któregoś dnia piesek zachorował. Właściciele zabrali go do weterynarza, który stwierdził, że w organizmie zwierzęcia znajduje się silna trucizna. - Weterynarz nie potrafił powiedzieć nam, czy Lucky przeżyje. Widzieliśmy, że cierpi, bardzo chcieliśmy jednak, żeby z tego wyszedł, dlatego czekaliśmy - mówi ze smutkiem pan Grzegorz. Niestety, zwierzę po trzydniowej męczarni umarło.

Myślałem, że tego nie przeżyję

Zaraz po tym jak Lucky odszedł, pan Grzegorz poczuł się bardzo źle. - Pamiętam, widziałam wtedy męża przez okno w ogrodzie, wyglądał tak, jakby zaraz miał się przewrócić - wspomina żona mężczyzny. Pan Grzegorz z minuty na minutę robił się coraz bladszy, a jego mowa stała się niewyraźna. - Wezwałam karetkę, bo bałam się, że umrze - mówi żona mężczyzny. Lekarz stwierdził, że ciśnienie jej męża jest niebezpiecznie niskie. Dopiero po kilkudziesięciu minutach od otrzymania leków dożylnych jego stan stopniowo zaczął się stabilizować.

Ktoś go otruł

- Nie wiem, czy ktoś specjalnie podrzucił mu tę trutkę czy została ona rozrzucona na szczury i Lucky ją zjadł, chcę jedynie, aby ten, kto przyczynił się do śmierci mojego pieska, wiedział, że to, co zrobił, było złe i że przez niego zwierzę cierpiało męczarnie, nie mówiąc już o nas - dodaje pan Grzegorz.

Jak przekazują nam gospodarze, śmierć ich pieska z powodu otrucia nie była odosobnionym przypadkiem w okolicy; jakiś czas temu w ten sam sposób odszedł bernardyn z sąsiedztwa. Ze zdobytych przez nas nieoficjalnych informacji wynika, że trutka na szczury była rozsypywana w pobliżu supermarketu, do którego mężczyzna chodził z psem. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE