reklama

Tęskniąc za drogą. Pielgrzymi na szlaku

Opublikowano:
Autor:

Tęskniąc za drogą. Pielgrzymi na szlaku - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości9 dni. 215 kilometrów. 25 grup. 8 tysięcy pielgrzymów. To tylko kilka liczb, które niewiele mówią o tym, jak naprawdę idzie się w pielgrzymce. A bywa i trudno, i męcząco, i wesoło, i smutno, i pięknie - jak w życiu...

O prawdziwym życiu opowiedziała nam Siostra (bo tak zwracają się do siebie pielgrzymi na szlaku: Siostro, Bracie) z Mielca, która na pielgrzymce była już sześć razy, a zamierza dociągnąć do dziesięciu. Jak jednak mówi, cały problem z pielgrzymką polega jednak na tym - że uzależnia. Wielu ludzi, którzy poszli raz, czy to z ciekawości, czy z jakąś intencją, idzie kolejny i następny raz... Bo pielgrzymka, choć męcząca, dodaje tyle sił, tyle przeżyć, że trudno z tego zrezygnować.

 
Za ludźmi tęsknię

25 grup pielgrzymów z całej diecezji rankiem 17 sierpnia zbiera się pod tarnowską katedrą, by wyruszyć w drogę do Częstochowy. Żegnają ich tłumy wiernych, gapiów, księży, biskup udziela błogosławieństwa. Kiedy jednak wszyscy już pomachają na "do widzenia" i rozejdą się do obowiązków, pielgrzymi dopiero zaczynają swoją drogę. Cała trasa podzielona jest na 9 odcinków, a których najdłuższy - dla tych pielgrzymów, którzy przydzieleni są do grupy "B" - wynosi aż 38 kilometrów. Z tego powodu właśnie drugi dzień uważany jest za najgorszy. Przejdźmy jednak trasę po kolei, rozpoczynając od pierwszego dnia.

- Możemy wstawać, o której chcemy, to nieprawda, że ktoś zrywa cię ze śpiwora - uśmiecha się Siostra. - Problem tylko w tym, że wychodzimy o 5:30, musimy więc wyrobić się przed tą godziną...

Tarnowska pielgrzymka ma o tyle "lżej", że na Jasną Górę wędruje stosunkowo późno, bo w drugiej połowie sierpnia. Noce i poranki są już wtedy rześkie i rzadko zdarzają się wielkie upały i burze. Jak zimne potrafią być wtedy noce, przekonała się nasza Siostra.

- Było nawet i tak, że leżąc w śpiworach chuchaliśmy do nich, żeby się rozgrzać. A kiedy nocowaliśmy w jednej stodole, to na belce wisiały pęczki czosnku. Zapytaliśmy gospodarza, czy możemy sobie trochę zabrać i pozwolił. Ten czosnek ratował nas aż do Częstochowy, bo pogoda była kiepska, a czosnek zadziałał jak najlepszy antybiotyk, mimo swoje nie najlepszego zapachu...  

Pielgrzymom trafiają się bowiem różne noclegi - czasami są to domy z wannami z hydromasażem, innym razem stodoła, podłoga w remizie albo  namiot w czyimś ogródku. Najlepiej jest na Podkarpaciu, w Małopolsce, bo tu tych pielgrzymek idzie mało i ludzie chętniej przyjmują pielgrzymów. Im bliżej Częstochowy, tym sytuacja jest trudniejsza, bo tam pielgrzymi są chlebem powszednim. Na naszych terenach ludzie wciąż częstują drożdżówkami, gotują zupę dla pielgrzymów, a kiedy jest bardzo gorąco, to strażacy polewają ich wodą z węży.

 
Za gościnnością miast, darami wsi

 

Gospodarze bywają różni. Jedni wolą gościć mężczyzn, inni kobiety. Niektórzy od lat udostępniają swoje domy dla pielgrzymów, mają nawet stałych znajomych, których goszczą i utrzymują kontakt poza tym sierpniowym noclegiem. Proszą o modlitwę, o zaniesienie na Jasną Górą swoich intencji. A są i tacy, którzy mają swoje plany co do miłych pań z pielgrzymki...

- Raz nocowaliśmy u pani, która koniecznie chciała gościć same kobiety, więc kwatermistrz wysłał nas tam kilka - opowiada Siostra. - Jak się okazało, pani cierpliwie szukała żony dla swojego 50-letniego syna. A że w okolicy żadna się na niego nie skusiła, bo podobno trochę popijał, to postanowiła szukać szczęścia wśród przybyłych.

Żadna z sióstr jednak się nie skusiła na taką propozycję.

Nie mają lekko ci pielgrzymi, którzy boją się małych żyjątek, bo podczas nocowania w stodole ciężko uniknąć towarzystwa myszy, a nawet i szczurów. Dlatego doświadczeni pielgrzymi radzą: w czasie  noclegu trzeba dobrze zapiąć plecak, żeby potem nie obudzić się z uszczuploną ilością zapasów ani  nie nieść ze sobą niechcianego lokatora!

Pielgrzymi idą tylko z małym bagażem podręcznym, a reszta jedzie za nimi w ciężarówce. Najpraktyczniej zabrać ze sobą walizkę na kółkach, żeby nie trzeba było jej ze sobą nosić. Dobrze jest też zabrać zgrzewkę wody, która jedzie wygodnie na ciężarówce. Na postoju można co prawda zakupić wodę, coś do jedzenia czy nawet koszulkę na zmianę - ale jeśli ktoś chciałby się żywić tak regularnie, to szybko pielgrzymka zamieniłaby się we wczasy all-inclusive, jeśli chodzi o cenę. Bo bywa drogo. Większość pielgrzymów ratuje się więc starymi, dobrymi sposobami - kanapkami z serem, pasztetem, dżemem zrobionymi wczesnym rankiem.  

 
Za karimatą, co na ściernisku walczyła razem ze mną

Najbardziej oczekiwanym momentem pielgrzymki są postoje. To wtedy można się posilić, pójść do sanitarki czy postać w kolejce do toi-toi-a. Bo kolejki takie są nieodłączoną częścią życia na szlaku. Czasami ogonki są tak długie, że trudno zdążyć przed końcem przerwy. Wtedy pielgrzymi muszą wrócić do starych wypróbowanych sposobów i poszukać pola kukurydzy albo grządki z kapustą... Inną sprawą są kolejki do punktu sanitarnego, gdzie siostry służą pomocą, najczęściej w przekłuwaniu pęcherzy na nogach. Zdarzają się też i inne... kontuzje.

- Kiedyś młody chłopak skarżył się na, że popękały mu wargi. Siostry więc, zachowując powagę, poradziły mu, żeby je sobie po prostu posmarował kremem. Inna pani natomiast wybrała się chyba w nowych, nierozbitych jeszcze butach. Po kilku dniach tak zmaltretowała sobie nogi, że jej koleżanki dosłownie musiały ją ciągnąć za sobą. Dostała zakaz dalszego chodzenia, bo mogłoby skończyć się na wózku inwalidzkim, relacjonuje Siostra z mieleckiej grupy.

Co ciekawe, bardzo mało osób rezygnuje, jeśli już znajdzie się na trasie. Natomiast im bliżej Częstochowy, tym więcej osób dojeżdża, żeby wziąć udział w ostatnich etapach pielgrzymki. Od razu rzuca się wtedy w oczy różnica między między nimi, a tymi, którzy już od kilku dni są w trasie. Są bardziej opaleni, zmęczeni, niewyspani... Jednak na pielgrzymce to wszystko da się przeżyć, nawet największe trudności, zmęczenie, upały. Siłę dają inni ludzie, którzy na te 9 dni stają się braćmi i ten cel, który widać w oddali, czyli tron Jasnogórskiej Matki.

 
Za poranki z godzinkami na ustach

 

Pielgrzymi mają ściśle ustalony plan dnia. Pobudka o świcie, mycie zębów z łykiem wody mineralnej, wymarsz w trasę, godzinki, rozważania, modlitwy, pieśni, postoje... Pielgrzymi słuchają też świadectw ludzi, którzy się nawrócili.

- W pewnym dosyć deszczowym roku mieliśmy postój ze świadectwem niedaleko takiego małego stawku - relacjonuje Siostra. - Rozłożyliśmy się na karimatach i słuchaliśmy, a wraz z nami słuchały żaby. Wyległy z tego stawu i zupełnie nie bojąc się ludzi, zaczęły po nas skakać!

Życie pielgrzyma obfituje tego rodzaju niespodzianki. Nigdy nie wie, gdzie wieczorem przyjdzie mu złożyć głowę. Nie wie, jakie obowiązki przyniesie mu dzień... Na każdej pielgrzymce są bowiem porządkowi, ale i pielgrzymi są angażowani w różne zajęcia. Jednym z najbardziej znienawidzonych jest trzymanie "kabelka", czyli kabla od nagłośnienia. Szybko się nagrzewa i parzy, a od asfaltu mocno przypieka słońce, więc wszyscy chcą uciec bliżej pobocza. Podobnie jest z tubą. Jest ciężka i mało kto chce ją nosić. Jedna z grup wzięła się więc na sposób i tubę wozi na... wózku inwalidzkim.

Na pielgrzymki ludzie idą z różnych powodów. Idą i małe dzieci, idą staruszkowie. Idą w jakiejś konkretnej intencji, idą żeby jakoś spędzić wolny czas, idą też dla lepszej formy. Ale, wbrew pozorom...na pielgrzymce trudno jest schudnąć. Kiedy ludzie częstują cię, kiedy gospodarze robią wieczorem kolację - to nie odmówisz. A jeść trzeba, żeby nie stracić siły. Do tego często się puchnie tak, że trudno zgiąć palce. Pielgrzymów często też nęka asfaltówka, czyli uczulenie na wszystkie te zanieczyszczenia, które unoszą się na drodze. Na nogach często już pierwszego dnia pojawia się wysypka, która jednak, według pielgrzymów, "nie swędzi "aż tak bardzo".

Nieco odpocząć można dopiero wieczorem, po przyjściu na kwaterę. Ci mniej szczęśliwi - trafiają na przykład do sal gimnastycznych, gdzie trzeba poczekać w kolejce na swoją kolej nabrania zimnej wody do miski i pośpiesznego ochlapania się. Ci bardziej szczęśliwi trafiają do domów. Wieczorem mogą posiedzieć z gospodarzami, poopowiadać, co słychać na pielgrzymim szlaku, ale niezbyt długo, bo dzień kończy się Apelem Jasnogórskim, a po nim trzeba iść spać. Bo nazajutrz trzeba wstać, kiedy "ranne wstają zorze"...

 

(W tekście wykorzystano fragmenty wiersza, który powstał na pielgrzymce)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE