Zaczęło się od nieudanego tatuażu, który zaserwował jej jeden z mieleckich tatuatorów. To był pierwszy tatuaż na ciele Karoliny, miał być piękny i przede wszystkim symboliczny.
Niestety, rzeczywistość okazała się okrutna, a wyjątkowy tatuaż w niczym nie przypominał tego starannie zaplanowanego przez Karolinę. Po sześciogodzinnym bólu pozostał dodatkowo niesmak.
Karolina już wtedy marzyła, by nauczyć się sztuki tatuowania, marzyła, by być w tym dobra, a to, o czym marzy, stara się realizować.
Nauka od podstaw
Karolina Krawczyk z wykształcenia jest malarką. Po studiach wyjechała do Niemiec, gdzie pracując w galerii, malowała obrazy. Była to dobra i przede wszystkim stabilna praca. Mama Karoliny odetchnęła z ulgą. Liczyła, że dzięki tej pracy okres spektakularnych pomysłów córki jest już za nimi. Nic bardziej mylnego. Po kilku latach mielczanka wróciła do domu, by po krótkim czasie znów wyjechać za granicę, tym razem do Anglii. Karolinie przyświecał jeden plan, o którym nie mówiła praktycznie nikomu - chciała nauczyć się tatuować. Pierwsze próby nauki podjęła jeszcze w Polsce, ale nikt z jej licznego grona znajomych, którzy są tatuażystami, nie mógł pozwolić sobie na poświęcenie czasu, by nauczyć ją fachu. Wyjazd do Anglii szybko sprowadził Karolinę na ziemię. Jedyna praca, jaka na nią czekała, to ta w magazynie, po 12 godzin dziennie za marne pieniądze. - Wtedy doszłam do wniosku, że jeśli wciąż będę robiła wszystko naokoło, to nigdy nie będę robiła tego, czego naprawdę pragnę. Zaczęłam chodzić po studiach tatuażu. Ale wiadomo, że bez doświadczenia nikt nie chciał mnie przyjąć.
W pewnym momencie weszłam do jednego ze studiów i ze łzami w oczach powiedziałam do siedzącego tam mężczyzny, że specjalnie przyjechałam z innego kraju, by się tego wszystkiego nauczyć. Zrobiłam z siebie ostatnią sierotę, powiedziałam, że jeśli on mnie nie przyjmie, to już nie wiem, co mam począć. Jednym słowem powiedział, że mogę przychodzić. Oczywiście za darmo, więc nadal pracowałam po dwanaście godzin w magazynie, a po godzinach szłam do studia, gdzie myłam podłogi, rezerwowałam terminy dla klientów, ale w wolnych chwilach siedziałam i rysowałam. Zauważyli to tatuażyści i zaczęli angażować mnie do projektowania wzorów - wspomina Karolina. Po pewnym czasie mielczanka zdała egzamin, dzięki któremu zdobyła uprawnienia na wykonywanie zawodu. Niestety, nawet posiadane kwalifikacje nie wystarczyły do znalezienia pracy, bo nikt z obecnych tatuatorów nie chciał powierzyć jej klientów. Dlatego pierwsi klienci pojawiali się u Karoliny w domu, w większości byli to znajomi z pracy w magazynie bądź znajomi jej chłopaka.
Nowe perspektywy
Karolina znana jest ze swojej marzycielskiej natury. Lubi mierzyć wysoko, nie stroni przy tym od ciężkiej pracy. Jednym z marzeń mielczanki była praca w prestiżowej i renomowanej marce kosmetycznej. Pracując w magazynie, nie miała oporów, żeby rozsyłać swoje kandydatury do różnych miejsc, w tym właśnie do znanego na całym świecie producenta kosmetyków. Na rozmowie kwalifikacyjnej na wszystkie pytania odpowiadała śpiewająco, w końcu o tej marce wiedziała wszystko. Dostała dobrze płatną pracę jako asystentka menadżera. Była jedyną Polką w firmie. - To było męczące, musiałam udowadniać, że jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Raz zdarzyło mi się, że klientka odmówiła kontaktu ze mną ze względu na moje pochodzenie. Mimo tych wszystkich trudnych momentów była to fajna praca, ale postanowiłam ją rzucić, bo mój plan zakładał nauczenie się tatuowania i powrót do Polski - opowiada Karolina.
Więcej w 40 numerze Korso