Ma dopiero 22 lata, a krew oddaje już od czterech. Biega w maratonach, żeby zebrać na pomoc dla potrzebujących, a jako instruktor ZHP pomaga zorganizować czas młodszym kolegom i koleżankom. Do tego studiuje, pracuje i czasem zdarza mu się pojeździć na rowerze. W zeszłym roku, jak wsiadł na rower, zorganizował od razu akcję oddawania krwi w całej Polsce.
"Dał swoje pomysły i serce"
- Tak mnie rodzice wychowali, że trzeba pomagać innym - mówi Bartek Marek, który został nominowany przez czytelniczkę "Korso" do tytułu Mielczanina 2016 roku. - "Jako młody człowiek zrobił coś, co dosłownie powala z nóg" - napisała w swoim zgłoszeniu czytelniczka. - "Dał swoje pomysły i serce, poświęcając swoje zaangażowanie społeczne, porwał ludzi i przekonał wielu z nich, aby oddali krew. Takich świetnych, młodych ludzi nam potrzeba i powinniśmy ich pokazywać, przypominać o nich."
No to pokazujemy i przypominamy, bo jest ku temu powód, który po trosze zaskoczył, po trosze wzruszył Bartka. - Ja, nominowany do plebiscytu? Przecież nic takiego nie zarobiłem - dziwił się na wieść o tym wydarzeniu. Nie krył jednak radości, że mimo wszystko ktoś go zauważył. I między zajęciami na uczelni w Krakowie, pracą i tysiącem innych zajęć zajrzał do naszej redakcji, by poopowiadać o sobie.
Rowerem po krew
W ubiegłym roku w Mielcu o Bartku Marku usłyszeli niemal wszyscy. Powód był niebanalny.
- Wybieram się w samotną wyprawę rowerową dookoła Polski. Czeka mnie ponad 3600 km trasy, prawie 30 dni poruszania się na dwóch kołach oraz zmienne warunki pogodowe - mówił rok temu, w lipcu, tuż przed wyjazdem. Podróżował nie tylko po to, by zwiedzać, ale głównie dlatego, by zachęcić wszystkich napotkanych po drodze do oddawania krwi.
Swój projekt zatytułował "Napędzany Krwią". - Jest on w pełni unikatowym projektem, którego nikt jeszcze nie wykonał. Dzięki wyprawie zamierzam nakłonić 80 osób do oddania krwi i zdobyć jej 36 litrów. Co roku kilkoro śmiałków objeżdża Polskę, ale nikt jeszcze nie połączył tego z akcją krwiodawczą - mówił nam wtedy Bartek Marek.
Każdego dnia pokonywał po 130 km. Dziś wspomina, że było ciężko, ale też, że była to wielka przygoda. Zwiedzał m.in. Piramidę w Rapie, Wilczy Szaniec, Międzyrzecki Rejon Umocnień, Malbork. I tak przez miesiąc. Chciał pozyskać 36 litrów krwi, czyli 1 litr na 100 km. Udało się trochę mniej, bo ok. 15.
Nie przestał pomagać
Bartek, wbrew pozorom, nie jest miłośnikiem wypraw rowerowych. Można powiedzieć, że ubiegłoroczna wyprawa była jednorazowym "szaleństwem". - Wolę biegać - mówi. - Rower, na którym przejechałem Polskę, kupiłem w kwietniu ubiegłego roku, czyli tuż przed wyprawą. Wcześniejszy był jeszcze z czasów I komunii. Teraz za to wytrwale biega, głównie w krakowskich maratonach "42 do szczęścia". Biega dla przyjemności, ale też po to, by pomagać. Bo taka jest idea tych maratonów. "42 do szczęścia" to ekipa biegaczy, która zbiera na protezy nóg dla osób po amputacjach. I bez względu na dyscyplinę sportową, czy to jazda rowerem, czy to maratony, jedno jest pewne: o Bartku Marku z Mielca na pewno jeszcze nieraz usłyszymy.