Moje życie wcale nie jest ekstremalne. Zdominowane od dłuższego czasu przez rezygnację, bylejakość i mierność, nudę i monotonie. Wcale nie było tak tragicznie. Praca, dom, obiad, telewizja, co tam nadają, niekoniecznie coś ambitnego, czasem się zmuszę do książki, powtórzę dwadzieścia, no trzydzieści słówek z jakiegoś języka, spotkam się z kolegami, koniec. Dzień za dniem, żadnego rozwoju. I mało kto może sobie wyobrazić, jak bardzo mi to wszystko odpowiadało. Ale od kiedy miałem do czynienia z EDK, poznawałem jej idee, ludzi zaangażowanych w organizację tego przedsięwzięcia, dochodziłem coraz mocniej do wniosku, że ja się zatrzymałem w pół drogi i już nigdy takie życie nie będzie mi pasowało. Ewangelia przecież jest najbardziej ekstremalną sprawą, jaka przydarzyła się światu. Ona nie jest dla ludzi normalnych, jest dla ludzi ekstremalnych. Często na kazaniach słyszymy, że nawrócenie lub – inaczej – podporządkowanie swojego życia Ewangelii to proces, który może trwać nawet całe życie. Ja sądzę inaczej. Nawrócenie to jednorazowa decyzja, tak lub nie i koniec. Albo Ewangelia, albo pogaństwo. Tak rozumianego nawrócenia doświadczyć mogłem podczas drogi do Odporyszowa. Tam każdy kolejny krok stawał się wyborem Jezusa.
Więcej w 12 numerze Korso