Pomimo urodzenia ósemki dzieci pani Ewa zachowała wciąż dziewczęcą figurę. – Niektórzy się dziwią, że człowiek wciąż szczupły i się jakoś trzyma, ale to praca, ciągły ruch i nie ma kiedy przytyć – mówi ze śmiechem. – Jednak są tu lepsi ode mnie, bo i sąsiadom zdarzyło się 13 dzieci, tyle że w większości już opuściły rodzinne gniazdo. Ja jeszcze mam wszystkie dzieci w domu. Nie wiem, czy ósemka to dużo, czy nie. Każde dziecko jest darem od Boga i jest tak samo kochane – mówi.
Daty czasem się mylą
Pierwsza córka Ewy – Ania pojawiła się w rok po ślubie Burdzelów, gdy pani Ewa pochodząca spod Kolbuszowej przeniosła się do Domacyn w gminie Padew Narodowa, by wraz z mężem prowadzić gospodarkę. – Zarzekałam się, że jedno dziecko nam wystarczy, ale potem pomyślałam, że może być córce smutno samej, jak dorośnie. Chcieliśmy też mieć syna, brata dla Ani. I tak pojawiali się kolejno: Łukasz, lat 16 – kończy właśnie Gimnazjum w Padwi Narodowej, Mateusz, lat 13 – jest uczniem I klasy gimnazjum, Karolina i Kasia – mają po 10 lat i są uczennicami 4. klasy szkoły podstawowej, Przemek – chodzi do I klasy, Lena ma 4 latka i Julia – ma 1 rok – wylicza Ewa. – Znam po kolei ich imiona, lata i miesiące urodzenia, staram się pamiętać, kiedy mają imieniny i urodziny, choć czasami mylą mi się trochę dni, jak przychodzi do wypełniania jakichś dokumentów czy wniosków. Ale mam wszystko pospisywane – opowiada pani Ewa.
Więcej w 21 numerze Korso