Spokój grabarza

Opublikowano:
Autor:

Spokój grabarza - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości - Pamiętam, jak kopaliśmy grób na cmentarzu i natrafiliśmy na kości. Zaczęliśmy je wyciągać, po kolei, piszczele, czaszka itp. i układać na folii, żeby później z powrotem je głębiej zakopać. Obok nasi znajomi z zakładu energetycznego zakładali na cmentarzu licznik.

Zrobili sobie przerwę, podeszli do nas z kanapkami i tak nieświadomie zagadują: „No co tam, kopiecie?” „Ano kopiemy” - odpowiedzieliśmy. „A wykopaliście coś?” „No tak, tutaj leży”. Niezapomniane wrażenie, jak wszyscy nagle się odwrócili, poszli... i tyle ich widzieliśmy – opowiada Wojciech Jachyra, grabarz.

Widok ludzkich szczątków czy rozpadających się ze starości trumien niejednego mógłby przyprawić o gęsią skórkę albo mdłości. Ale nie grabarzy, dla których jest to zwykłe stanowisko pracy. - Z zawodu wyuczonego jestem technik mechanik. Choć nigdy nie pracowałem w tym zawodzie.

To był czas w Mielcu, gdy wszyscy chodzili do technikum, WSK była potężna. Ale już w 1992 roku rozpocząłem własną działalność – remont grobowców, roboty kamieniarskie. Przy okazji tych prac na cmentarzu parafialnym poznałem poprzedniego grabarza, pana Stanisława Gadziałę. On był już wiekowy, zaprzyjaźniliśmy się. Pomagałem mu wielokrotnie przy pogrzebach, a po jego śmierci ówczesny proboszcz, ks. Stanisław Jurek, zaproponował mi objęcie funkcji grabarza. I tak już będzie ponad 20 lat w tym fachu – opowiada Wojciech Jachyra.

Miejsce pracy
Cmentarz parafialny podlega pod parafię św. Mateusza. Najstarsze zachowane groby mają tu po 150 lat. W ziemi leżą znani i najbardziej zasłużeni mielczanie, ale nie tylko – są tu też groby osób spoza Mielca, którym w naszym mieście była pisana śmierć. To trochę przekleństwo dla parafii, która w całości musi pokrywać koszty związane z utrzymaniem dużej i starej nekropolii. Poza stanem wielu nagrobków, trzeba dbać też o ogrodzenie i drzewostan. Wielu ludzi chciałoby mieć groby na „parafialnym”, w centrum Mielca, bo zawsze można podejść, wszystko jest na miejscu.

Zainteresowanie pochówkiem jest ogromne, ale dla większości chętnych nie ma już miejsca. Pogrzeby przeprowadza się tutaj inaczej niż na rozrastającym się wciąż cmentarzu komunalnym. Zwykle „dokłada się” nowych nieboszczyków do starych rodzinnych grobowców. Czasami dokonuje się też ekshumacji dawno pogrzebanych szczątków ludzkich i przeniesienia ich na inne nekropolie.

- Cmentarz był już w swojej historii przekopywany wielokrotnie. Po wielu grobach dawno na powierzchni nie ma śladu, ale kości wciąż leżą pod ziemią. Natrafiamy na nie czasem, gdy próbujemy dostać się do jakiegoś grobu. Wówczas wykopujemy te szczątki, umieszczamy w workach ekshumacyjnych i zakopujemy głębiej, z poszanowaniem dla zmarłego – opowiada Wojciech Jachyra. Niewiele już go dziwi, jeśli chodzi o to, co z człowiekiem – a raczej z ciałem ludzkim – dzieje się po śmierci...

Więcej w 29 numerze Korso

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE