Gawrony boją się sokołów i – jak pokazały doświadczenia innych miast – płoszenie ich za pomocą tych drapieżnych ptaków daje dobre efekty, pod warunkiem jednak, że jest przeprowadzane regularnie. Już od końca lutego w Mielcu pracuje sokolnik, którego zadaniem jest wypłoszenie ptaków z tych części miasta, gdzie stanowią one największy problem - przede wszystkim chodzi o park Inwalidów Wojennych, ale także osiedle przy ulicach Solskiego, Grunwaldzkiej i Biernackiego.
Praca sokolnika potrwa do końca kwietnia codziennie od świtu do zmierzchu. Z kolei od końca kwietnia do 20 listopada będzie pracował w parku Inwalidów Wojennych trzy razy w tygodniu w godzinach porannych i przed zmierzchem. Usługę tę dla miasta wykonuje firma NISUS Adrian Karasiewicz z Jasienicy.
Jak pracuje sokolnik?
- Przyjeżdżam przed wschodem słońca i jestem tu praktycznie cały dzień, z wyjątkiem dwugodzinnej przerwy w okolicach południa, gdy gawrony lecą na żer. Wtedy ja też jadę na obiad – opowiada właściciel sokołów, które płoszą mieleckie gawrony. - Popołudniami do zachodu słońca również jestem.
Adrian Karasiewicz sokolnictwem zajmuje się już czternasty rok. - Najpierw pojawiła się pasja i miłość do ptaków drapieżnych. - Moje ptaki są wyszkolone na bardzo wysokim poziomie, bo nie robię tego tylko dla pieniędzy, ale również z pasji – opowiada.
Praca ta jest jednak bardzo wymagająca. Sokolnik nie ma nigdy wakacji. W momencie, kiedy kończy jedno zlecenie, pojawia się następne, a jeśli zdarzy się przerwa w pracy, to i tak musi przez cały czas trenować ptaki. - Po zleceniu nie można ich sobie odłożyć do szafy jak jakiś przedmiot, cały czas muszą być pielęgnowane, trening musi być kontynuowany, odstawione na dłuższy czas zapominają – mówi Adrian.
W swojej pracy używa przede wszystkim dwóch gatunków ptaków drapieżnych: jastrzębi i sokołów. - Jeżdżę po całej Polsce, a nawet za granicę. Pracowałem 2 lata w Kanadzie na plantacji borówki amerykańskiej i w sadach czereśniowych. Na zleceniu w Mielcu mam 4 ptaki, a wszystkich mam 10 sztuk, bo w razie gdyby coś złego się przytrafiło jednemu, to ekipa zastępcza jest w pogotowiu.
- Gawrony doskonale wiedzą po biciu skrzydeł drapieżnika i sposobie lotu, czy w danym momencie jest on agresywny na tyle, by polować, czy po prostu przelatuje z miejsca na miejsce – mówi Adrian. - One to doskonale rozpoznają. I jeżeli ptak nie latałby w agresywny sposób i nie sprawiałby wrażenia, że coś atakuje i poluje, to w ogóle by się go nie bały. Tak więc cały trening sokoła musi być ustawiony pod specjalny, imitujący atak i agresywny lot.
Więcej w 10 numerze Korso.