Rodzina przez 20 lat nie doczekała się zaproszenia od państwa polskiego. Mąż Valentyny miał dość tej drogi przez mękę, został w Rosji. Syn Oleg poszedł na studia do Lublina, Vladim – do Wrocławia. Valentyna chce budować swoją przyszłość w Mielcu, nie w Obwodzie Kaliningradzkim. Walczy dalej.
W 2013 roku Najwyższa Izba Kontroli podkreślała, że do Polski w trybie repatriacji chciało wrócić 2625 osób. W ciągu trzech lat (2009 – 2012) ukończonych zostało zaledwie 190 postępowań repatriacyjnych. Rekord oczekiwania na wizę w 2014 roku wyniósł 14 lat. Na tym jednak nie koniec. Dwa lata temu NIK obliczył, że w takim tempie, w jakim toczą się postępowania, proces repatriacji wszystkich zainteresowanych potrwa 16 lat. Nic więc dziwnego, że przy takim prawie wielu Polaków zrezygnowało z powrotów do kraju. - Naszych Polaków przyjął Łukaszenka, przyjął Putin, przyjęli Niemcy, a Polska tego nie zrobiła. Nasi rodacy porozjeżdżali się po innych krajach – mówi Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów Rzeczpospolitej Polskiej.
"Będę walczyć o przyszłość"
Valentyna nie poddała się. Do tej pory razem z rodziną mieszkała w miejscowości Gusiew w Obwodzie Kaliningradzkim. - Mój ojciec, Jan Buczyński, był Polakiem, ale podczas wojny został zesłany na tereny Kazachstanu. Tam poznał moją matkę i już zostali – opowiada pani Valentyna. Sama wyszła za mąż za Valentyna Rowbiela i razem zamieszkali 28-tysięcznym mieście Gusiew, w Rosji, na północ od Polski. - Repatrianci latami czekają na powrót do Polski, ale wielu z nich, ze względu na problemy, jakie napotyka w Polsce, osiedla się w Obwodzie Kaliningradzkim. Tak jak ta rodzina – zdradza Aleksandra Ślusarek. - Mija już 20 lat, jak tam wyjechaliśmy w nadziei, że uda nam się wrócić do Polski. Ale rzeczywistość pokazała, że długo przyszło nam czekać. Dzieci już dorosły, nie pamiętają już życia w Kazachstanie – mówi Valentyna.
Miasto, w którym w latach 90. osiedliła się rodzina Rowbielów, jest obecnie ośrodkiem przemysłu elektrotechnicznego. Rozwija się, ale nie wszyscy chcą z nim wiązać swoją przyszłość. - Chcę żyć tam, skąd pochodził mój ojciec. Polska to piękny kraj, dobrze się tu czuję, choć droga, by tu się osiedlić, była bardzo męcząca – mówi Valentyna, dodając: - Pewnego dnia rozmawiałam z mężem i on powiedział mi, że się poddaje i żebym wracała. Powiem szczerze, że już miałam to zrobić, bo nic nie udawało mi się załatwić, tak było ciężko. I w ostatnim momencie pojawiło się światło w tunelu.
Pani Valentyna znalazła dom w Mielcu, ale wymaga on generalnego remontu. Nasi rodacy, których wojna "wygoniła" do Rosji potrzebują naszego wsparcia.
Pomóżcie!
- Wiem, że w Mielcu jest mnóstwo ludzi o dobrych sercach. Dlatego bardzo liczę, że pomożecie naszym repatriantom – mówi Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów Rzeczpospolitej Polskiej. Rodzina bez środków do życia, bez pieniędzy nie poradzi sobie sama, z garstką ludzi, którzy już i tak bardzo jej pomogli.
Co jest potrzebne? W zasadzie wszystko. - W mieszkaniu brakuje instalacji sanitarnej, nie ma wody. Nie ma gazu. Trzeba zrobić ogrzewanie i uzupełnić ubytki tynku. Do remontu są zalane sufity. Należy wymienić okna i podłogi. Potrzebne jest malowanie i na końcu umeblowanie mieszkania – wymienia Leszek Duszkiewicz. Rodzina Duszkiewiczów pomogła Rowbielom w sprawach formalnych. - Kiedy zaczęliśmy procedurę przekazywania mieszkania, zobaczyłem, z jakimi przeszkodami trzeba się liczyć. Trzeba zapłacić podatek od darowizny, wnieść opłaty sądowe i notarialne. Rodziny, która przyjechała do Polski, nie stać na kilkutysięczne koszty. My również, chcąc przekazać mieszkanie, ponieśliśmy wysokie opłaty, choć nie to jest tu najważniejsze – mówi emerytowany oficer. Jak udało nam się dowiedzieć, dzięki tak zwanej umowie przedwstępnej koszty związane z podatkami można rozłożyć na 20 lat i liczyć na wsparcie miasta. Są jednak inne koszty, na przykład wykup części garażu, na które w tym momencie rodziny nie stać.
Oprócz wsparcia materialnego rodzina potrzebuje pomocy finansowej, by jakoś związać koniec z końcem do czasu, w którym Valentyna i Valentyn otrzymają pierwszą wypłatę za pracę, która jest dla nich priorytetem. Już dziś są bardzo wdzięczni wielu mieleckim firmom, które wydały stosowne dokumenty kończące procedurę otrzymania wiz na stały wjazd do Polski.
Piszą historię Mielca
- Ta rodzina jest wyjątkowa. W zasadzie pierwszy raz zdarza się taki przypadek w Mielcu. Myślę, że to ważny moment w historii tego miasta – podsumowuje Duszkiewicz. Jak w tej historii zapiszą się sami mielczanie?
Jeśli chcesz pomóc Rowbielom, napisz maila do redaktor naczelnej Moniki Świetlińskiej, która na prośbę repatriantów przyjmuje propozycje wsparcia dla rodziny: mswietlinska@korso.pl lub zadzwoń: 17 7884195.
Więcej w 28 numerze Korso