reklama

Raz owca, raz pies

Opublikowano:
Autor:

Raz owca, raz pies - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościZwierzęta również mają swoje święta. Nie tak dawno obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Kota, przed nami Dzień Praw Zwierząt i Dzień Dogoterapii. Bez względu jednak na to każdego dnia o każde zwierzę trzeba dbać. Jak o swoich pupili dbają mielczanie? Jak wygląda dzień pracy lekarza weterynarii?

Godzina 9, zakład weterynaryjny "Na Peronie", w zakładzie tłum. Na wizytę u specjalisty czeka 10-letni piesek, w transporterze na swoją kolej oczekuje również potrącony kotek. Obok w klatce siedzi wiekowa sunia - ostatnia noc była dla niej koszmarna. Do lekarza trafiła z bólem brzucha. Kolejny psiak był umówiony na czyszczenie zębów.

- Nie każdy dzień jest tak intensywny, choć zdarzają się oczywiście takie, że nie wiadomo, za co się zabrać - mówi Mariusz Kania, mielecki weterynarz. - Przypadki, z którymi przychodzą do mnie ludzie, są bardzo różne, od diagnostyki chorób po sprawy, które są konsekwencjami wypadków - dodaje. Czasem kończy się na podstawowych badaniach, czasem zwierzęta muszą przejść zabiegi. - We wszystkich tych zabiegach najgorszą rzeczą jest znieczulenie. Trzeba precyzyjnie określić, jaka dawka jest potrzebna. Ważne, by wziąć pod uwagę wiek zwierzęcia i jego wielkość - mówi Kania.

Poród papugi
Przypadki, z jakimi przychodzą pacjenci, są przeróżne. - Oprócz psów i kotów mamy pacjentów takich jak gryzonie, mieliśmy szynszyle, chomiki, świnki morskie, węże, ptaki - wymienia weterynarz. Zakład "Na Peronie" funkcjonuje od pięciu lat i przez ten czas było kilka sytuacji, które sami lekarze będą pamiętać długo. - Swego czasu przyjęliśmy papugę, która miała problem z "urodzeniem" jajka. Był to nietypowy przypadek, ale trzeba było pomóc zwierzęciu. Do tej pory wspominamy, że pomogliśmy w porodzie papudze, choć był to nietypowy poród - opowiada z uśmiechem na twarzy Mariusz Kania.

 - Zajmujemy się tak zwanymi zwierzętami drobnymi, towarzyszącymi, choć w naszym zakładzie również pojawiają się inne  - zaznacza weterynarz. I tak jednego razu w zakładzie zjawiła się... owca. - Jakie było nasze zaskoczenie, kiedy właściciel przyprowadził do nas to puchate zwierzę. Nie bardzo wiedział, kto może mu pomóc, więc przyjechał do nas. Na środku gabinetu mieliśmy wełnianą owcę z wydętym brzuchem - wspomina Kania, który pomógł beczącej z bólu owieczce.

- Są zwierzęta, które nie darzą sympatią lecznicy, bo kojarzy im się nieprzyjemnie, z bólem, cierpieniem. Ale są i takie, które reagują pozytywnie na pobyt tutaj. Współpracują, nie wyrywają się - mówi weterynarz, wskazując na małego yorka, przygotowywanego właśnie do zabiegu sterylizacji: - Ten piesek jest bardzo przyjazny, spokojny. Nie przeszkadzają mu zapachy innych zwierząt, co jest jednak częste.

Więcej w 9 numerze Korso.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE