reklama
reklama

Ratownik na Antarktydzie i Ukrainie. Rozmowa z Januszem Lombarą [ZDJĘCIA]

Opublikowano:
Autor:

Ratownik na Antarktydzie i Ukrainie. Rozmowa z Januszem Lombarą [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościSpędził rok na Antarktydzie, niedawno wrócił z Ukrainy, a pochodzi z Mielca. Janusz Lombara, bo o nim mowa, jest ratownikiem medycznym i wodnym, a ponadto kocha świat i ciągle szuka nowych przygód.
reklama

Czy ratownictwo było od zawsze Pana pasją?

- Zaczynałem od pracy jako ratownik wodny na mieleckich basenach MOSiR. Konsekwencją było pójście w dalszą drogę i profesjonalizacja w tej dziedzinie. Jako ratownik medyczny pracuję od 2010 roku, od początku mojej kariery w obecnej Podkarpackiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Mielcu (dawnej Powiatowej).

Pracowałem również w innych zawodach, między innymi jako wspomniany już wyżej ratownik wodny, instruktor nauki jazdy i pielęgniarz. Bardzo chętnie wracam szczególnie do tego pierwszego i gdy tylko mam czas i możliwości, podejmuję pracę sezonową nad polskim wybrzeżem jako ratownik wodny i medyczny na plaży.

Czy wiązał Pan swoją przyszłość z tym zawodem?

reklama

- Ukończyłem studia na kierunku ratownictwo medyczne, jak również pielęgniarstwo, dlatego chyba jestem już "skazany" na tę pracę do końca życia.

Pracował już Pan w Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego, tym razem wybór padł na zabezpieczenie medyczne misji OBWE na Ukrainie. Jak dowiedział się Pan o tej misji i dlaczego akurat ta?

- Dowiedziałem się kanałami w społeczności medycznej. Wyjechałem z ogólnie pojętej ciekawości świata i chęci sprawdzenia się w nowym zadaniu.

Zacząłem w kwietniu roku 2021 i kontynuowałem pracę do rozpoczęcia obecnych działań zbrojnych, tj. 24.02 bieżącego roku. Po tej dacie została podjęta decyzja o ewakuacji personelu OBWE z terenu Ukrainy, w tym również z obwodu ługańskiego i donieckiego. Ja przebywałem od początku w mieście Donieck.

reklama

Ile osób jest na takiej misji? Obywatele, jakich państw wzięli w niej udział?

- Nie znam dokładnej liczby osób całej misji OBWE w Ukrainie, natomiast w Doniecku było to ciągle ok. 80-100 osób, w zależności od okresu.

 Byli obywatele większości państw członkowskich OBWE. Od USA i Kanady, aż po obywateli dawnego ZSRR, tj. Rosji, Kirgistanu itp.

Jak tam, na miejscu, wyglądała sytuacja?

- Nigdy nie było spokojnie. Każdego dnia dochodziło do naruszeń porozumień mińskich, co było skrupulatnie raportowane przez obserwatorów OBWE. Głównie dochodziło do ostrzału obu stron walczących z broni małokalibrowej i moździerzy.

Zdarzały się również przypadki ostrzelania osób lub budynków cywilnych. W takich przypadkach członkowie misji sporządzali z danego zajścia raport, który był wysyłany dalej, do centrali.

reklama

Jakie są cele i zadania misji OBWE na Ukrainie?

- Misja OBWE była w Ukrainie od 2014 roku, czyli od początku walk. Miała na celu obserwację obu walczących stron i raportowanie, czy są przestrzegane porozumienia podpisane w Mińsku w roku 2014 i 2015 (dot. głównie zawieszenia broni).

Na czym dokładnie polegała tam Pana praca?

- Moim zadaniem było udzielanie pomocy medycznej członkom misji OBWE w sytuacji ewentualnego zagrożenia życia, jak również działania prewencyjne związane z ogólnym stanem zdrowia, jak również w przeciwdziałaniu SARS CoV-2.

Czego obawiał się Pan najbardziej, tam, na miejscu?

- W tamtym okresie największym zagrożeniem dla członków OBWE były miny, zarówno te już obecne od początku konfliktu, jak i te, które były ciągle umieszczane w terenie.  Między innymi w 2018 roku jeden pojazd OBWE najechał na minę ppanc i zginął ratownik medyczny z USA. Dlatego to było tak bardzo niebezpieczne.

reklama

Czy w Doniecku zdarzyło się coś szczególnego, coś, co utkwiło w Pana głowie i zostanie już na lata?

- W początku tego roku doszło do nagłego zatrzymania krążenia u jednego z członków naszego zespołu, kobiety, którą znałem osobiście. Na szczęście do NZK doszło w miejscu naszego zakwaterowania i dzięki natychmiastowej akcji osoba ta przeżyła i po krótkim leczeniu została ewakuowana do kraju swojego pochodzenia i z moich informacji wynika, że ma się bardzo dobrze i powróciła do pełni sił.

 Im dalej od wyprawy, tym wspomnienia są milsze. Z czasem pamięta się tylko to, co było przyjemne. Jednak należy pamiętać, że była to bardzo ciężka wyprawa, pełna wielu wyzwań i bardzo wymagająca.

Wróćmy do wyprawy na Antarktydę. W październiku 2018 roku przez okrągły rok pracował Pan też na Polskiej Stacji Antarktycznej. Jak wspomina Pan tamtą wyprawę?

- Na polskiej stacji byłem przede wszystkim zabezpieczeniem medycznym, natomiast moim dodatkowym zadaniem było również obsługiwanie zarówno pojazdów jeżdżących, jak i pływających. Dodatkowo towarzyszyłem badaczom w terenie przy zbieraniu próbek naukowych i przy wykonywaniu pomiarów.

Skąd pomysł na tę antarktyczną misję? W jaki sposób można dołączyć do tego zespołu, czy są specjalne testy, kwalifikacje?

- Jak zwykle zdecydowałem się na  tę wyprawę ze względu na przygodę i moją ciekawość świata.

Na każdą misję kierownik wyprawy sam dobiera sobie zespół w zależności od zadań, które są przed nim postawione. Jest oczywiście też rozmowa kwalifikacyjna.

Czy jest coś, co łączy te dwie wyprawy, a co je dzieli i różni?

- Łącznikiem jest zawsze przygoda. Łączy je również na pewno spora odległość od domu i rozłąka z rodziną. Dzieli natomiast wszystko inne. Dwa inne światy. Koło podbiegunowe z jednej i wojna z drugiej strony.

Co dalej? Jakie plany na przyszłość? Jakie ciekawe, nowe doświadczenia przed Panem? Czy jest już w planach kolejna misja, wyprawa?

-  Oczywiście, że są plany. Nawet sporo. Czas pokaże, co z tego wyjdzie. Jednak w obecnym trudnym i niebezpiecznym czasie chcę skupić się na mojej pracy w PSPR w Mielcu, jak również kontynuować moją służbę w OT (Obrona Terytorialna) jako ratownik medyczny.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama