Ze strony rządu pojawiły się bowiem głosy, że umowa z francuską firmą Airbus Helicopters na dostawę sławnych już caracali może zostać zerwana, co byłoby dla zakładów w Mielcu czy Świdniku ogromną szansą.
Powodem takiej decyzji miałby być „impas w negocjacjach offsetowych” (Ministerstwo Rozwoju miało uznać nowe propozycje Francuzów za „aroganckie i obraźliwe dla Polski”). Eksperci twierdzą jednak, że takie grożenie palcem ze strony polskiej to nic innego jak polityczna gra, mająca na celu wynegocjowanie jak największych korzyści dla krajowej gospodarki. - To jest typowa gra gospodarcza, polityczna. Stosowanie nacisków na oferenta, by wymóc jak najdogodniejsze dla nas warunki umowy offsetowej – przekonuje Bartosz Głowacki z miesięcznika Skrzydlata Polska, ekspert, na którego powołuje się Polskie Radio.
Wielu obserwatorów od dawna powtarza, że negocjacje w wykonaniu zarówno obecnej, jak i poprzedniej ekipy rządzącej to – najdelikatniej mówiąc - niegospodarność. Przeciwnicy kupowania maszyn z Francji raz po raz zaznaczają, że za niemal identyczną kwotę (13,4 mld) Turcja nabyła 109 śmigłowców Black Hawk, z których słynie przecież mielecka fabryka. Polska natomiast zainwestuje 13,3 mld zł na zakup 50 caracali, choć eksperci przekonują, że oba wymienione modele są porównywalne.
Dodatkowo należy zwrócić uwagę na zatrudnienie dla naszych rodaków, jakie podczas przygotowywania rządowego zamówienia mogliby zaoferować Francuzi. Jak zauważa „WirtualnaPolska”, przedstawiciele Airbus Helicopters, proponując nam montaż sprzętu w WZL-1 w Łodzi, mogą zagwarantować zatrudnienie jedynie dla około 100 osób. Jednak montaż to nie to samo co produkcja, a gdyby ta przebiegała w Polsce, to zatrudnionych mogłoby zostać nawet 1000 osób.
Więcej w 33 numerze Korso