reklama

Przede wszystkim jestem mamą! - rozmawiamy z Elżbietą Burkiewicz, matką Najpopularniejszego Sportowca Roku

Opublikowano:
Autor:

Przede wszystkim jestem mamą! - rozmawiamy z Elżbietą Burkiewicz, matką Najpopularniejszego Sportowca Roku - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościRozmowa z Elżbietą Burkiewicz, matką Wojciecha Lubienieckiego, który w Plebiscycie Sportowym Korso zdobył tytuł najpopularniejszego sportowca roku 2017.

W życiu Wojciecha Lubienieckiego pełni pani dwie bardzo ważne role: mamy i sponsora. Ławo to pogodzić?

Przede wszystkim jestem mamą. To najważniejsza moja rola. Rola sponsora jest dla mnie drugoplanowa. To wydaje się całkiem naturalne, że rodzic wspiera swoje dziecko, szczególnie na początku jego kariery.

 

Pamięta pani ten moment, kiedy Wojtek postanowił zostać sportowcem?

Syn dość wcześnie, bo już jako 9-latek, trafił do pana Zbigniewa Żoli. To był szczęśliwy traf, że znalazł się właśnie w tej sekcji. Tam znalazł wsparcie i dość szybko zaczął odnosić sukcesy. To było bardzo budujące.

Kibicie sportowi widzą pani syna głównie wtedy, kiedy staje na podium, gdy osiąga sukcesy. A pani pewnie nie raz widziała i czuła smak jego porażek. Czy to prawda, że chłopaki nie płaczą?

Myślę, że wszyscy rodzice sportowców chyba wiedzą, że nie jest to prawda. Mój syn płakał niejeden raz, a rolą rodzica jest otrzeć łzy, swój własny zawód schować do kieszeni, pocieszyć, podnieść na duchu i powiedzieć, że następne zawody wyjdą lepiej. Rodzic sportowca w każdej sytuacji musi powiedzieć swojemu dziecku, że jest z niego dumny. Bez względu na to, jaki wynik dziecko osiągnie.

Pamięta pani najtrudniejsze porażki, z którymi przyszło  wam, pani i pani synowi, się zmierzyć?

Na pewno dla każdego sportowca najtrudniejsze są kontuzje. To najmniej spodziewane i najtrudniejsze sytuacje. W przypadku Wojtka też tak było. Miał wtedy 14 lat. To czas, kiedy chłopcy bardzo gwałtownie rosną. Na jednych z zawodów, podczas których był faworytem, już na samym początku naderwał sobie mięsień w nodze. Nie dość, że było to bardzo bolesne, to konsekwencje tej kontuzji odczuwa do dziś. To były jego jedyne zawody, które zakończył na ostatnim miejscu. Został po prostu wykluczony.

To może teraz, dla równowagi, porozmawiajmy o  najszczęśliwszym momencie w karierze Wojtka.

Tych momentów było dość dużo. Ale dla mnie taki najszczęśliwszy moment to chyba czas, kiedy jako 14-latek zakwalifikował się do drużyny reprezentacji na mistrzostwa Europy kadetów. Pojechałam razem z nim. Wojtek był wtedy 2 lata młodszy od swoich kolegów. I zdobyli wtedy mistrzostwo Europy! W ubiegłym roku natomiast zdobyli mistrzostwo świata.

 

Co poradziłaby pani rodzicom, których dzieci wybierają sportową karierę? Jak im pomoc, jak wspierać?

Jeśli dziecko wykazuje sportowe zamiłowanie, to właściwie można się tylko cieszyć, bo dla rodzica może to być sposobem na wychowanie. Sport uczy przecież dyscypliny, dobrej organizacji czasu. Naprawdę może być bardzo pomocny. Ja miałam taki jeden trudny moment, kiedy Wojtek był w gimnazjum i oceny stały się troszkę gorsze, usłyszał ode mnie, że jeśli się nie poprawi, będzie musiał ograniczyć treningi lub wręcz na jakiś czas je zawiesić. I momentalnie poprawił oceny!  Sport wyczynowy też ma swoje dobre strony - pozwala na świetną organizację swojego czasu. Jeśli uczy się tego w młodości, to zostanie na zawsze.

Zdradzi nam pani, czy Wojtek postawił w swoim życiu głównie na sport, czy ma też jakieś inne zamiłowania?

W tej chwili przygotowuje się też do matury. I choć do egzaminu dojrzałości zostało tak niewiele czasu, Wojtek ma zaplanowane trzy wyjazdy sportowe. Ale ponieważ dobrze sobie radzi z nauką, mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie, by dobrze zdał tę maturę i poszedł na studia. Bo taki ma plan. 

Kariera sportowa przecież kiedyś się skończy. Jest fajna, ekscytująca, można dzięki niej poznać świetnych ludzi, ale nauka jest też ważna - na przyszłość, kiedy to szermierka może stać się tylko jego dodatkowym hobby.

Czy w pani rodzinie są jakieś tradycje sportowe? Ta sportowa pasja pani syna gdzieś została zapisana genetycznie?

Nie wiem, skąd u Wojtka wziął się ten sportowy zapal. Ja wprawdzie trenowałam siatkówkę w Stali Mielec, ale to nie trwało długo, jakieś dwa, trzy lata. A Wojtek jest bardzo konsekwentny w tym, co robi. Ma niesamowity hart ducha. Kiedy był jeszcze małym dzieckiem,  we Wrocławiu były mistrzostwa świata w szermierce dzieci. Wystartował na nich dwa razy i dwa razy był sto któryś tam. Sto trzydziesty czy sto czterdziesty, nie pamiętam. I potem przyszedł wrzesień, początek nowego roku szkolnego, kiedy powiedział mi: mamo, ja tym razem postanowiłem wygrać te zawody. Pomyślałam wtedy, że dobrze, że ma takie plany, niech marzy, niech próbuje, ale ja sama w to nie wierzyłam. I nagle przyszły zawody, kwiecień,  i jak postanowił, tak wygrał.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE